Tylko taka miłość może podźwignąć tego, który upadł. Tylko taka miłość może w upadłym człowieku zaowocować pragnieniem powstania.
Z Encykliki Ojca Świętego Jana Pawła II „Redemptor Hominis”:
„Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi Mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego Chrystus-Odkupiciel objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi. Człowiek odnajduje w Nim swoją właściwą wielkość, godność i wartość swojego człowieczeństwa. Człowiek zostaje w Tajemnicy Odkupienia na nowo potwierdzony, niejako wypowiedziany na nowo. Stworzony na nowo! Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca, musi ze swoim niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, przybliżyć się do Chrystusa. Musi niejako w Niego wejść z sobą samym, musi sobie „przyswoić”, zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby siebie odnaleźć. Jeśli dokona się w człowieku ów dogłębny proces, wówczas owocuje on nie tylko uwielbieniem Boga, ale także głębokim zdumieniem nad sobą samym. Jakąż wartość musi mieć w oczach Stwórcy człowiek, skoro zasłużył na takiego i tak potężnego Odkupiciela, skoro Bóg „Syna swego Jednorodzonego dał”, ażeby on, człowiek, „nie zginął, ale miał życie wieczne”.
Stacja I – Wyrok
Wyrok śmierci wydany na Pana Jezusa ukazuje, że w życiu nie zawsze odpowiedzią na miłość jest miłość, na dobro – dobro, a na prawdę – prawda. Oto Chrystus za miłość, którą rozdzielał otrzymuje od ludzi nienawiść; za dobro, które czynił – zło krzyża; za prawdę, którą przyniósł – kłamliwy proces. Tłum krzyczy głośno: „Ukrzyżuj!”, a Ci, którzy do momentu pojmania wiernie szli za Nim, opuścili Go. Być może nadal zastanawiali się, dlaczego Jezus w Getsemani nie bronił się i pozwolił się związać, czemu teraz nie sprzeciwia się niesprawiedliwemu wyrokowi, skoro jest Synem Bożym. Otóż Chrystus – pozwalając na pojmanie i przyjmując w milczeniu wyrok śmierci – obronił siebie i w pełni sprzeciwił się niesprawiedliwości. Miłując krzywdzicieli wystąpił przeciwko ich nienawiści i obronił siebie jako Miłość. Bo czy On - Miłość wcielona mógłby choć przez chwilę dla obrony siebie pozwolić, by prowadziła Nim nienawiść? Wówczas nie byłby już Miłością! Rezygnując z odwetu, w sobie zadał śmierć wrogości i sprzeciwił się złu. W ten sposób obronił siebie jako Dobro. Bo czy On - Dobro wcielone mógłby choć raz uczynić zło, i potem znów czynić już tylko dobro? Przecież wtedy nie byłby Dobrem! Wiernością prawdzie Jezus sprzeciwił się panowaniu kłamstwa i obronił siebie jako Prawdę. Bo czy On - Prawda wcielona mógłby wyrzec się prawdy i jeden raz poprzeć kłamstwo, by przeżyć? Przecież wtedy tym jednym ustępstwem, uśmierciłby siebie na zawsze jako Prawdę!
Stacja II – Wzięcie krzyża
Pan Jezus – ponieważ ukochał człowieka – przyjmuje od niego krzyż. Zgodnie ze sprawiedliwością, każdy powinien wykonać to, co należy do jego obowiązków, a więc sam nieść swój krzyż i ponosić konsekwencje własnych myśli oraz działań. Tymczasem człowiek swój własny krzyż przekłada na Boga, aby go niósł za niego. To nie jest sprawiedliwe. Jezus jako Prawda dobrze o tym wiedział. Miał pełną świadomość tego, czyj jest to ciężar i kto powinien go dźwigać. Jednak Chrystus przez postawę swego kochającego serca, przez swoje „chcę” wykorzystał niesprawiedliwość ludzi do objawienia im swojego miłosierdzia. Dobrowolnie bierze na siebie wszystkie konsekwencje zła, błędów i grzechów, za które odpowiedzialny jest człowiek. Bierze nasz ciężar i bierze go za nas, ponieważ kocha. Jezus uczy nas, że dopiero miłość i prawda połączone ze sobą owocują miłosierdziem. Nie wystarczy sama miłość, bo bez prawdy stanie się iluzją miłości i nie wystarczy sama prawda, bo bez miłości zamiast dawać życie, zabije. Dopiero kochając i będąc jednocześnie w pełni sprawiedliwym, można okazać miłosierdzie: zdjąć ciężar z drugiego i wziąć go na swoje ramiona. Dopiero kochając i zarazem znając wielkość zadłużenia, można dług darować. Jezus bierze na siebie ciężar, który powinien spaść na nas, bo w Nim miłość i prawda są zjednoczone.
Stacja III – Pierwszy upadek
Nadeszła chwila, w której Syn Boży po raz pierwszy upadł na ziemię. Czemu On zgodził się na takie poniżenie? Przecież jako Bóg wszechmogący nie musiał upadać. Zatem dlaczego leży na ziemi przygnieciony ciężarem krzyża? To my w darowanej nam wolności wybraliśmy dla Niego drogę upadków, ponieważ upadliśmy jako pierwsi. Upadliśmy, bo zabrakło nam miłości i ufności wobec Ojca. Jezus upadł z nadmiaru miłości do nas, aby w miejscach naszych pierwszych upadków być przy nas obecnym. Czy mógł nie wejść do końca w sytuację naszego upadku, skoro do końca nas umiłował? Chrystus upadł, abyśmy wiedzieli, iż rozumie nasz ból i wstyd, który czujemy przy każdym upadku. Powstał, byśmy mieli pewność iż nie jest Mu obcy nasz trud powstawania. On kocha, więc chce być zawsze przy nas obecny. Nie tylko wtedy, gdy równo idziemy drogą, ale także wtedy, gdy upadamy, zwłaszcza wtedy. Pan Jezus chce abyśmy w samotności naszego upadku odkryli Jego bliską obecność, abyśmy wśród wielu potępiających spojrzeń napotkali Jego dobre, wyrozumiałe spojrzenie, abyśmy znaleźli Jego dłoń tuż przy swojej i pozwolili się podnieść. Pierwszy upadek Syna Bożego objawia w ten sposób nieodwołalność Bożej miłości. Żaden nasz upadek nie jest w stanie jej zniszczyć, ani nie może jej zaprzeczyć. Wręcz przeciwnie: w naszym upadku ukazuje się jej nadmiar, bo Bóg przy nas pozostaje, a „tam, gdzie wzmógł się grzech, jeszcze obficiej rozlała się łaska”.