Wstrząsające te słowa z pierwszego czytania
Chrystus (...) z głośnym wołaniem i płaczem zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości.
Wysłuchany? No tak. Wysłuchany. Nie w prośbie „zabierz ode mnie ten kielich”, ale w tym „nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie!”. I przez to „stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają”.
Najczęściej nie widzę sensu w cierpieniu. Swojego, swoich bliskich. Po co ono Bogu? Przecież to nieprawda, że uszlachetnia. Czasem zdaje się wręcz odzierać z ludzkiej godności. Czy nie można by bez niego?
Z Matką Bożą Bolesną w pokorze klękam przed Bogiem. Nie rozumiem, nie wiem. Mam tylko nadzieję, że Bożej perspektywy każde cierpienie ma jednak sens. I że kiedyś, w wieczności, sam to też zobaczę.
Dodaj swój komentarz »