Trzymajmy się wytycznych Soboru i Papieża Ratzingera – apeluje do współczesnych architektów i liturgistów Paolo Portoghesi, twórca postmodernistycznego nurtu w architekturze.
We Włoszech nie ustają polemiki na temat nowych kościołów. Powodem jest cała seria nowoczesnych świątyń, budowanych pod patronatem tutejszego episkopatu w nowych rezydencjalnych dzielnicach wielkich miast. Ich budowa to dla tutejszego Kościoła spore obciążenie finansowe. Stąd różne inicjatywy, mające skłonić do hojności zarówno wielkich sponsorów, jak i zwykłych wiernych. Jedną z nich były słynne koncerty bożonarodzeniowe w Watykanie. Okazuje się jednak, że efekt końcowy nie zaspokaja oczekiwań wielu katolików. Choć przygotowanie projektów nowych świątyń powierza się największym sławom włoskiej architektury, ich pomysły nie zawsze idą w parze z wrażliwością wiernych. Debaty na ten temat toczą się dziś zarówno we włoskich mediach, jak i w wąskim gronie specjalistów. Dla tych ostatnich przygotowywana jest w Mediolanie wystawa poświęcona czterem kontrowersyjnym świątyniom, które zostały oddane do użytku w ostatnim czasie. Znajdują się one na peryferiach Rzymu, w Modenie i Perugii.
Do tej gorącej debaty na temat nowych kościołów włączył się również ostatnio nestor włoskiej architektury, a zarazem wybitny historyk sztuki Paolo Portoghesi. W watykańskim dzienniku L’Osservatore Romano opublikował on artykuł, w który dokonuje krytycznej analizy projektu kościoła Jezusa Odkupiciela w Modenie. Portoghesi nie kwestionuje zawodowych umiejętności architekta, bo te, jego zdaniem, nie podlegają dyskusji. Autorowi projektu Maurowi Galantino, jak i współpracującemu z nim liturgiście ks. Giuseppe Arosio, Portoghesi zarzuca jednak kompletny brak rozumienia, czym jest w katolicyzmie przestrzeń sakralna.
Jak się okazuje, architektom zamieszał w głowie posoborowy kryzys, a dokładniej taki sposób interpretowania Vaticanum II, który widzi w nim zerwanie z kościelną tradycją. Na to właśnie powołuje się sam twórca kościoła w Modenie. Moja idea przestrzeni sakralnej wyrasta z Soboru, który zmienił wielowiekową tradycję – broni się Mauro Galantino. Według jego interpretacji soborowych postanowień, wierni i kapłan mają tworzyć nierozłączną całość, a w kościele powinni się poczuć jak za stołem przy Ostatniej Wieczerzy. Dlatego w jego kościele siedzą w dwóch sektorach rozmieszczonych na przeciwko siebie, tak że przez całą liturgię patrzą sobie prosto w oczy.
To właśnie takie zamknięcie przestrzeni sakralnej do samych wiernych, brak otwarcia na transcendencję, wspólnej orientacji zgromadzenia i kapłana w jednym kierunku najbardziej wadzi Portoghesiemu. W jego odczuciu kościół taki został pozbawiony swej najbardziej charakterystycznej cechy. Świątynia ta „jest piękną aulą konferencyjną, w której nic nie przywołuje transcendencji ani pielgrzymowania modlącego się ludu do zbawienia” – pisze Portogesi. Liturgiści i architekci, którzy o tym zadecydowali, postanowili zerwać z wielowiekową tradycją, nie licząc się z tym, czego naprawdę oczekuje od nich Kościół, jego oficjalne nauczanie.
Okazuje się, że Paolo Portoghesi, nestor włoskiej architektury, jest doskonałym znawcą zarówno dokumentów soborowych, jak i nauczania obecnego Papieża oraz jego wcześniejszych publikacji na temat architektury sakralnej, a w szczególności książki „Duch liturgii”. Przypomina on, że zachowanie ciągłości z tradycją i powściągliwość w innowacjach zalecał już sam Sobór właśnie w konstytucji o liturgii, gdy podkreślał, że „nowości należy wprowadzać tylko wtedy, gdy tego wymaga prawdziwe i niewątpliwe dobro Kościoła, z zastrzeżeniem jednak, że nowe formy będą niejako organicznie wyrastać z form już istniejących” (Sacrosanctum concilium, 23).
Dla jasności powiedzmy, że wnętrze kościoła, którego analizy podjął się Portoghesi, przypomina halę sportową z boiskiem. Wierni są rozmieszczeni na dwóch przeciwległych trybunach. W miejscu jednej bramki znajduje się ołtarz, w miejscu drugiej ambona. Pomiędzy nimi pusta przestrzeń. Krzyż, jedyny element ikonografii, został usytuowany nieopodal ołtarza. Elementem spajającym jest pusta przestrzeń, przez którą przechodzi celebrans po zakończeniu liturgii słowa. W praktyce wierni są zmuszeni patrzeć na ludzi siedzących na przeciwko, zerkając raz w lewo, raz w prawo, w zależności od tego, gdzie toczy się akcja liturgiczna.
Portoghesi przypomina, że takie rozbicie przestrzeni liturgicznej zostało stanowczo potępione przez Benedykta XVI w adhortacji apostolskiej Sacramentum caritatis. „Ważnym składnikiem sztuki sakralnej jest niewątpliwie architektura kościołów – przyznaje w niej Papież. – Powinna ona zachować jedność poszczególnych elementów prezbiterium: ołtarza, krucyfiksu, tabernakulum, ambony” (n. 41). Rozproszenie przestrzeni sakralnej wpisuje się natomiast w posoborowe tendencje, które dążyły do dynamizacji liturgii, wyeksponowania ambony na równi z ołtarzem oraz do usytuowania wiernych wokół ołtarza, czego domagał się w szczególności niemiecki ruch innowacji liturgicznych – zauważa Portoghesi.
Włoski architekt sam opowiada się natomiast za wyraźną orientacją kościołów, proponowaną przez Josepha Ratzingera w jego książce „Duch liturgii” . Cytując przyszłego Papieża przypomina, że zgodnie z najdawniejszą tradycją zgromadzenie liturgiczne nie tworzy zamkniętego kręgu, ludzie nie patrzą na siebie nawzajem, lecz jako lud Boży w drodze idą na Wschód, w kierunku Chrystusa, których wychodzi im naprzeciw. „Wspólna orientacja zgromadzenia na Wschód w czasie modlitwy eucharystycznej to bynajmniej nie sprawa drugorzędna, lecz zasadnicza” – podkreśla włoski architekt powołując się na opinię Josepha Ratzingera.
W jego przekonaniu współcześni liturgiści i architekci powinni się jeszcze wiele nauczyć z bardzo precyzyjnego nauczania Kościoła o przestrzeni sakralnej. Reewangelizacja dokonuje się bowiem również poprzez kościoły pisane przez małe „k” – zauważa Portoghesi. Wymaga to zarazem twórczej innowacji, jak i uważnego patrzenia na tradycję, która bynajmniej nie jest postawą zachowawczą, lecz przekazem dziedzictwa, które jest w stanie zaowocować również w przyszłości – pisze włoski architekt.
Artykuł, którym włączył się w gorącą debatę nad nowymi kościołami we Włoszech, kończy on stwierdzeniem: „Kościół w Modenie to ewidentny dowód na to, że estetyczne walory architektury nie wystarczą, by jakaś przestrzeń stała się kościołem, miejscem pomagającym wiernym poczuć się żywymi kamieniami świątyni, której kamieniem węgielnym jest sam Chrystus”.