Droga Wielkiego Postu w przypowieściach.
Jedni pracowali cały dzień, inni tylko godzinę, a wszyscy za swoją pracę dostali tyle samo. Czy to sprawiedliwe? To chyba najczęstsze z pytań nasuwające się słuchaczom przypowieści o robotnikach w winnicy. Przypowieść ta, w przeciwieństwie do poprzednich, o których mowa była w poprzednich odcinkach cyklu, nie znajduje się w żadnej z pięciu wielkich mów Jezusa Ewangelii Mateusza. Tym razem to ostatni akcent paru scen, w których Jezus prostuje niewłaściwe oczekiwania swoich uczniów (Mt 19). Najpierw uczy o nierozerwalności małżeństwa i w tym kontekście poucza o wartości dobrowolnego bezżeństwa dla królestwa Bożego. Potem przeciwstawia się im, gdy nie chcą dopuścić do Niego dzieci. Następnie zaś bogatemu człowiekowi, który pyta Go jak posiąść życie wieczne wyjaśnia, że choć dobrze jest, iż zachowuje przykazania, brakuje mu jeszcze tego, by zostawił swoje bogactwa i poszedł za Nim. Fakt, że człowiek ów nie decyduje się on na ten krok i zasmucony odchodzi, staje się dla Jezusa okazją do pouczenia uczniów o tym, że bogactwo mocno utrudnia wejście do królestwa niebieskiego. I w tym kontekście, zapytany przez Piotra co otrzymają ci, którzy poszli za Nim, obiecuje chwałę w wieczności, ale równocześnie inne, nowe bogactwa w życiu doczesnym.
Warto zwrócić uwagę na ostanie słowa tych wyjaśnień, trochę jednak zaskakujące: „Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi”. To coś, co średnio pasuje do tego, o czym Jezus mówił wcześniej. To jakby wprowadzenie nowej myśli, nowego wątku. I gdy mamy w rekach Pismo Święte widzimy, że faktycznie tak jest. Podział tekstu Ewangelii na perykopy, a zwłaszcza już podział na rozdziały zobaczenie tego utrudnia (to ostanie zdanie rozdziału 18). Ale następująca po tej wypowiedzi Jezusa przypowieść o robotnikach w winnicy faktycznie jest tej myśli wyjaśnieniem. Wskazuje na to pierwsze, rozpoczynające ją słowo: „albowiem”.
Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: "Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam". Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: "Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?" Odpowiedzieli mu: "Bo nas nikt nie najął". Rzekł im: "Idźcie i wy do winnicy!" A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: "Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!" Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: "Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty". Na to odrzekł jednemu z nich: "Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?" Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.
Koniecznie zwróćmy najpierw uwagę na ostatnie zdanie tej przypowieści. Znamy już tę myśl, prawda? To samo powiedział Jezus zanim rozpoczął jej opowiadanie Oczywistym w tym kontekście wydaje się fakt, że cała ta przypowieść jest ilustracją prawdy, jak ostatni stają się pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. I to jest klucz do jej zrozumienia.
Drugie ważne pytanie, które warto postawić: kim są owi pierwsi i ostatni? Znów trzeba odwołać się to tego, co Jezus mówił moment wcześniej. Tam pierwszymi będą Jego uczniowie. To oni „zasiądą na dwunastu tronach i będą sądzić dwanaście pokoleń Izraela” – jak mówił Jezus. To ci pierwsi. Ostatni zaś to ci, którzy na ten krok się nie zdecydowawszy, trzymają się starego. Wskazani też we wcześniejszych wyjaśnieniach: ci, którzy nie patrząc na zamysł Boży trzymają się nauki Mojżesza (kwestia rozwodów), ci, dla których są ludzie lepsi i gorsi (niedopuszczanie do Jezusa dzieci), ci dla których bogactwo jest ważniejsze niż królestwo Boże (bogacz, który nie zdecydował się pójść za Jezusem). Można chyba uogólnić mówiąc, że to nie przyjmujący Jezusa Żydzi. Tak, oni pracowali w Bożej winnicy od samego rana, znosili „ciężar dnia i spiekoty”. Od setek lat Izrael był Bożym ludem i mniej czy bardziej ponosił tego zarówno dobre, jak i trudne konsekwencje. A teraz przychodzi byle kto, przychodzą poganie, w ostatniej chwili, a Bóg daje im tyle samo, co swojemu od wieków dla Niego pracującemu Ludowi Wybranemu. Burzą się więc, uznając, że to niesprawiedliwe. Zwłaszcza ci najpobożniejsi, którzy – jak się im wydaje – najbardziej się napracowali.
Gdy tak czytamy tę przypowieść wszystko jest już jasne. I to gdzie podziewali się przez cały czas ci, których pan z przypowieści znajduje bezczynnych na rynku o równych porach dnia i ta pewna niechęć czy oschłość, którą ów pan odpowiada na utyskiwania tych zatrudnionych wcześniej. Właścicielem winnicy jest w tej przypowieści sam Bóg. On powołuje do swojego królestwa, Kościoła, najpierw jednych – żydów – potem i innych – pogan. Każdemu jednak chce dać tyle samo, szczęście wieczne, niebo. Na to się z każdym zaproszonym do pracy w winnicy umawia. Nie ma co utyskiwać na to, że jedni natrudzili się więcej, a inni mniej. Bo nie od nich samych zależało kiedy zostali powołani, ale od Boga, który w taki a nie inny sposób realizował i realizuje swój plan zbawienia ludzkości. A przez to utyskiwanie ci pierwsi nie tylko nic nie zyskują, ale przez swoją małoduszną zazdrość jeszcze w Bożych oczach tracą.
Prawda w tej przypowieści zawarta dotyczy jednak nie tylko Izraela czasów Jezusa, ale i nas, chrześcijan XXI wieku. Bo i my miewamy nieraz pokusy, by w zamian za wierną służbę dla Boga od samego początku, od młodości, oczekiwać od Boga więcej; lepszego nieba, większej chwały. Tymczasem wszystkich nas czeka jedna nagroda za dobre życie. Niezależnie od ilości zasług, które moglibyśmy mieć. Umówiliśmy się wszyscy z Bogiem o denara, o niebo. I wszyscy takie samo niebo otrzymamy. Niezależnie od tego, czy ktoś żył po chrześcijańsku przez całe życie, czy został najęty do pracy w Bożej winnicy dopiero pod jego koniec.
Zwróćmy też uwagę na inne zawarte w tej przypowieści przypomnienie: wiara jest łaską. Jednego Bóg zaprosi do pracy w swojej winnicy rankiem, innego w południe, a trzeciego, gdy dzień będzie się miał już ku końcowi. Nie nam oceniać na ile ktoś mógł zjawić się w winnicy wcześniej, ale mu się nie chciało. Wiemy natomiast, że sami takie zaproszenie otrzymaliśmy. I od tego czasu nie musimy już się martwić o to, czy „zarobimy” na życie wieczne. Ale właśnie za siebie, za swoje decyzje, jesteśmy odpowiedzialni. Także za to, jak gorliwa jest ta nasza praca w Bożej winnicy. Bo być w pracy a pracować to jednak dwie różne rzeczy.
Nie sposób jednak nie zauważyć jeszcze jednego: ci, którzy przyszli o jedenastej godzinie dnia (stąd nazywani w Polsce „niebieskimi ptakami” na Śląsku z niemiecka nazywani są „elwrami” czyli tymi z jedenastej) godzinę jednak przepracowali. Jezus nie mówi w tej przypowieści, jakoby właściciel winnicy wieczorem poszedł jeszcze raz na rynek i zaczął rozdawać po denarze wszystkim których spotkał; tak by każdy miał na utrzymanie; by każdy miał życie wieczne. Nie, żeby dostać owego denara, trzeba było jednak godzinę popracować. I to jest też prawda o tych, którzy konsekwentnie, do końca, odrzucają zaproszenie Boga do pracy w Jego winnicy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |