Powiedzmy sobie szczerze, że sakrament pokuty nie wydaje się dziś zbyt popularny.
Wielu katolików wzięło sobie od niego urlop. Jest ku temu wiele powodów, ale większość z nich ma związek z ogarniającym cały Kościół zamieszaniem dotyczącym grzechu oraz tendencją do lekceważenia wpływu, jaki wywiera on na nasze życie. Zanim więc pójdziemy dalej, pomyślmy chwilę o tym, czym jest grzech i jakie są jego skutki.
W ostatnich latach zauważyłem, że ludzie chętniej przyznają się do pomyłek niż do grzechów. Zachodzi tu zasadnicza różnica. Mówiąc najprościej, pomyłkę popełnia się nieumyślnie, na przykład skręcając pod prąd w jednokierunkową ulicę. Wystarczy chwila nieuwagi i... stało się!
Grzech to co innego. Grzech jest świadomym wyborem uczynienia lub powiedzenia czegoś, o czym wiemy, że jest złe, raniące i szkodliwe, ewentualnie może prowadzić do czegoś takiego. Każdy grzech, nie tylko ciężki, zakłóca nasz wewnętrzny spokój, dobre relacje z innymi, wspólnotą chrześcijańską i Bogiem. Jesteśmy odpowiedzialni za to, by miłować ludzi, których mamy wokół siebie. Krzywdzimy innych, gdy ich zdradzamy, oszukujemy, wykorzystujemy, porzucamy, wyśmiewamy, okradamy i robimy z nich głupców.
Grzech może pojawić się, gdy decydujemy się wypić ten dodatkowy kieliszek wina zacierający granice, których przekroczenie prowadzi do niemoralnych zachowań. Pojawia się też w momencie, gdy przekonujemy samych siebie: „Wprawdzie nie powinienem chyba o tej porze nocy wysyłać na Facebooku wiadomości o takiej treści do mojej dawnej dziewczyny... ale przecież to tylko przyjaciółka”, mimo iż mamy podwójne intencje, chodzi nam po głowie coś innego niż przyjaźń, emocjonalne wspomnienie przeradza się w wizję romansu, a sprawy mogą wymknąć się spod kontroli i spowodować zranienia.
Jednym z najlepszych sposobów okazywania miłości jest oczyszczenie sumienia z wszystkiego, co tę miłość spłyca i okalecza. Kiedy natomiast trzymamy się naszej bolesnej przeszłości, kiedy zakopujemy ją głęboko w duszach, niszczymy swoją tożsamość i nie przyjmujemy miłości Jezusa, która mogłaby nas wyzwolić.
Boga zasmucają nasze grzechy nie dlatego, że Go ranimy, ale ponieważ wie, co moglibyśmy mieć i czego doświadczyć, gdybyśmy podjęli właściwy wybór i poszli za Jego nauką, zamiast postępować odwrotnie. Jest zasmucony, gdyż wie, jak wiele doświadczylibyśmy radości, siły, światła i poczucia spełnienia, gdybyśmy zdecydowali się iść Jego drogą.
Równie ważny jest drugi wymiar grzechu. Zauważyłem, że kiedy ludzie tłumaczą się, dlaczego częściej nie chodzą do spowiedzi, przeważnie zaczynają plątać się i kluczyć, a na koniec mówią coś w rodzaju: „No cóż, ja przecież jestem dobrym człowiekiem”. I jest to prawda – są dobrymi ludźmi. Wyznawanie grzechów wcale nie oznacza, że nie jesteśmy dobrymi ludźmi...
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Dar uzdrowienia. Spowiedź, ale po co?". Autor: Joseph Fica. Wydawnictwo PROMIC