Nieswojo czuje się człek, gdy do jego uszu dociera coś tak intymnego, jak czyjaś modlitwa. Najlepiej udać, że się nie słyszało i na pewno niczego, nawet prywatnie, nie komentować. Jednak ta modlitwa znalazła się w Piśmie Świętym. Modlitwa Jezusa do Boga w noc przed męką. Modlitwa dla nas i za nas. Jej fragment właśnie słyszymy dziś w Ewangelii.
Słyszymy między innymi, na samym początku, jak Jezus prosi Ojca, by dał wszystkim, których Mu dał, życie wieczne. Wszystkim, czyli dziś także nam, Jego uczniom z XXI wieku. Wielka sprawa: Bóg proszący Boga za nas. I zaraz zastanowienie, gdy Jezus mówi: „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa”. Zastanawiające... Na tym polega życie wieczne?
Nie znaczy, że nie ma zmartwychwstania i wiecznego szczęścia w niebie. Znaczy, że kto wierzy w Ojca i jego Syna, Jezusa, już je ma. Tu na ziemi. Ma życie wieczne, bo już jest obywatelem nieba; już ma jego paszport. Kiedy przyjdzie śmierć przyjmą go tam jak swojego.
Dwa dni temu czytałem wpisy ludzi dzielących się powodami, dla których odeszli od wiary. Różne były. Jakieś trudne przeżycia, złe – w ich oczach – potraktowanie przez księdza, niespójności w przekazie Biblii (jakby właśnie te niespójności nie świadczyły, że nikt tu nie próbuje kłamać)... Żal tych ludzi. Bo wiarę w Jezusa widzą jako uciemiężenie. Chyba nie odkryli, jak wielką nadzieję daje człowiekowi Chrystus. Nadzieję przekraczającą to, co tu i teraz. Ja to odkryłem, ja to poznałem. I chcę się tym dzielić. Tylko wychodzi mi to jakoś jak grochem o ścianę...
Dodaj swój komentarz »