Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Znalezionego skarbu nie bierze do swojego życia, ale przenosi swoje życie do miejsca odkrycia. W tym musi być coś więcej…
Nie ma nic odkrywczego w stwierdzeniu, że aby znaleźć skarb trzeba go szukać. Podobnie jak w znanej anegdocie o tym, że trzeba najpierw kupić los, żeby wygrać na loterii. Znam, znam, znam – i co z tego?
„Pewien człowiek” z Ewangelii raczej nie potknął się o wystający z ziemi kuferek – to mało prawdopodobne. Musiał czegoś w tej ziemi szukać. Czy był typowym poszukiwaczem skarbów i przygód? A może coś innego zmusiło, czy zachęciło go do kopania w ziemi? Na dobrą sprawę ciężko tutaj coś powiedzieć. Niezależnie od tego - mając taką intencję, czy też nie – znalazł skarb. Super, prawda? Co Ty byś zrobiła/zrobił w takiej sytuacji?
Hmm… nie chcę tutaj oceniać większej części społeczeństwa, ale patrząc w swoje serce… pewnie bym natychmiast próbował zabrać znaleziony skarb ze sobą. Ewentualnie przyjść później, może z „osobami towarzyszącymi”, które pomogłyby go zabrać, żebyśmy mogli wszyscy podzielić się odkrytym dobrem. Wiadomo: znalezione – niekradzione. Na pewno? Chyba nie w Ewangelii…
Zachowanie „pewnego człowieka” odbiega od mojego wzorca. Zamiast zabrać natychmiast skarb i cieszyć się nim w swoim życiu postanowił jeszcze na chwilkę do tego życia powrócić. „Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę.” A to Ci niespodzianka… Po co?
Znalezionego skarbu nie bierze do swojego życia, ale przenosi swoje życie do miejsca odkrycia. W tym musi być coś więcej…
Być może „pewien człowiek” myślał, że na tej roli ukrytych jest więcej skarbów. Jako właściciel mógłby swobodnie zająć się wykopaliskami. A może myślał w kategoriach bardziej ewangelicznych? Może wiedział i wierzył, że „gdzie jest skarb Twój, tam będzie i serce Twoje”?
Jezus nie mówi tych słów w próżnię, ale konkretnie – do mnie, opowiadając o Królestwie. Tak, tak – muszę spuścić wzrok i uderzyć się w piersi. Czasem skarb, którym jest Ewangelia, Królestwo Boga, kradnę – przynajmniej tę cząstkę, którą odkrywam. Biorę do siebie, do mojego „normalnego” życia… i niewiele w nim się zmienia. Nie potrafię sprzedać i przeprowadzić się – bo i po co? Przecież skarb już mam, chyba mogę mieszkać tak jak dawniej, prawda? Bogatszy o Boga i Jego dary… ale czy na pewno? Ewangelia znaleziona – niekradziona. Prawda. Mimo wszystko – obca, nie moja…
Wybacz mi, Panie, że czasem kradnę Ciebie i to, co dajesz. Nie potrafię się odpłacić. Nie umiem sprzedać tego, co mam, żeby „kupić” to, co dajesz. I próbuję kombinować. Jak najmniejszym kosztem, po najmniejszej linii oporu. Udaje się. Jasne, że się udaje, tylko… Dzisiaj, zamiast zapraszać Ciebie do mojego życia, chcę usłyszeć Twoje zaproszenie do odkupienia od Ciebie roli, którą dajesz. Boże Abrahama, Izaaka, Jakuba – Boże, który zawsze wzywasz do drogi, bo i sam jesteś Drogą, nie chcę już podkradać skarbów z Twojej roli.
Nie chcę kraść Ewangelii – ale kupić ją moim życiem i przeprowadzić się do Niej…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |