– Czyli bogacz to po prostu egoista, nawet jeżeli ma mało pieniędzy. – Dokładnie. Straszny zrobiłby się nasz świat, gdyby zabrakło w nim ludzi, którzy przejmują się różnymi biedami swoich bliźnich. Dlatego tak podkreślałem, że nawet bez pieniędzy można okazywać współczucie bliźniemu, który znalazł się w jakiejś biedzie.
– Janosik sam nie miał pieniędzy, ale odbierał je ludziom bogatym, żeby pomagać ubogim. Chciałbym być takim Janosikiem! – Zauważ, Janosik nie zbudował ani jednego szpitala, nie założył ani jednego domu dla sierot, ani jednego przytułku dla bezdomnych.
– Ojciec do czegoś zmierza, a nie mogę zgadnąć, do czego. – Po prostu przypomniał mi się wzór tysiąc razy mądrzejszy od Janosika. Ponad dwieście lat temu żył w Warszawie ksiądz Gabriel Baudouin, Francuz ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy, prawdziwy ojciec warszawskich ubogich. Miał on wielki dar wyciągania pieniędzy od bogatych na rzecz ubogich. Kiedyś podszedł do stolika, na którym leżały monety złote i srebrne, o które czterech karciarzy prowadziło zaciętą walkę. Kiedy ksiądz Gabriel poprosił tych panów o datek na rzecz ubogich, jeden z nich go spoliczkował. Ksiądz Gabriel na to: „To było dla mnie, a teraz proszę dać coś dla moich ubogich”. Karciarzy tak to poruszyło, że zgarnęli wszystkie monety i dali na ubogich.
– Ale ich załatwił! Jednak z Janosika tak łatwo nie zrezygnuję. Przyznaję, że lepiej przekonać ludzi bogatych, żeby dobrowolnie pomagali ubogim. Ale nie wszystkich da się przekonać i mało kto umie tak przekonywać, jak tamten ksiądz. Moim zdaniem, odbierać bogatym, żeby pomagać ubogim, to jest coś dobrego. – Tak jak często przyznaję Ci rację, to teraz muszę Ci powiedzieć, że się mylisz, i to bardzo. Świat, w którym najwięcej do powiedzenia ma podstęp i przemoc, jest światem nieludzkim. Nawet jeżeli ktoś podstępu i przemocy używa w dobrych intencjach, dobra w ten sposób nie powiększa. Tylko zła wtedy na świecie przybywa.
– Chciałbym jeszcze kiedyś o tym porozmawiać, bo teraz brakuje mi argumentów. Mam jeszcze pytanie z zupełnie innej beczki: Jeśli jadę na gapę, czy to grzech? – Nie mów „na gapę”, tylko „na oszusta”. Nawet najuczciwszemu człowiekowi może się zdarzyć, że się zagapi i zapomni skasować bilet. Jeśli złapie go kontroler, jest mu bardzo wstyd i musi zapłacić karę, ale grzechu on nie ma, bo naprawdę tylko dlatego nie skasował biletu, że się zagapił.
– No tak, a jeśli ktoś jedzie „na oszusta”, to już nawet nie muszę pytać, czy to jest grzech... – W ogóle ile razy korzystamy z jakiegoś wspólnego dobra, to powinniśmy mieć w sobie taki odruch, żeby wnieść swój wkład do tego dobra.
– A przynajmniej żeby o to dobro dbać i go nie niszczyć. Mówię o tym, bo przypomniał mi się jeden fotel w autobusie, cały pocięty nożami.
Tekst z Małego Gościa Niedzielnego 4/2003