Wszystkim, którzy przeżywają bóle i uczą się mówić o swoich cierpieniach...
Matko moja, jakże Bolesna i strapiona , czy to możliwe , że stoimy razem na szczycie Kalwarii. Milczałem całą drogę , ale tylko zewnętrznie. Myśli moje płynęły ku Bogu jako modlitwa za tego, który
„wyrósł przed nami jak młode drzewo
i jakby korzeń z wyschniętej ziemi.
Nie miał On wdzięku ani też blasku,
aby na Niego popatrzeć,
ani wyglądu, by się nam podobał.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic" (Iz 52,2-3).
Teraz jakby czas się zatrzymał. Wiesz Maryjo, czas na świecie wydaje mi się bardzo nierówny. Gdy cierpię na samotność, gdy bólu duszy nie potrafię już znieść , wtedy każda minuta wydaje się długą godziną. Ale droga tutaj, gdy wspinałem się z Tobą po śladach Jezusa, szlakiem Jego Męki i Krzyża sprawiła, że czas jakby przestał istnieć. Tak nagle zobaczyłem szczyt góry i niebo, które zaczęło zaciemniać się chmurami i bronić Prawdy oślepiającym ostrzem błyskawicy. Staję wobec Twego bólu bezsilny, nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co czujesz patrząc na agonię Syna, dlatego z serca znów płynie moja modlitwa:
„ Nie opuszczaj mnie Panie,
Mój Boże, nie bądź daleko ode mnie!
Śpiesz mi na pomoc,
Panie ,zbawienie moje!” (Ps 38,22-23).
Wiesz Maryjo, ja kocham chodzenie po górach, trud wędrowania i niepewność podróży, ale dziś jest inaczej, bo dotarłem na Golgotę. Brak mi słów, aby Ciebie pocieszyć. Na Twojej twarzy widać ból, łzy płyną już nieprzerwanie. Tak bardzo chciałbym to zmienić, ale myślę wciąż o sobie. Wspominam sytuacje z mojego życia, które miały się zakończyć szczęśliwie. Miały rozwikłać problemy, wyjaśnić trudne sprawy, dokończyć poważne rozmowy. Niestety, ból rozczarowania nie jeden raz przeszył mnie do głębi!
Maryjo, czy znasz to uczucie? Niema agresja w duszy i w ciele, każdym drgnieniem i biciem serca wrzeszczy, że nie tak miało być, że to jakaś pomyłka i trzeba jeszcze czasu… Czasu, w którym dobro zwycięży!
Zatykam uszy , by nie słyszeć odgłosu wbijanych gwoździ. Aby zagłuszyć dźwięki skarg i żalów tych, którym nieraz zadałem ból, sprawiłem przykrość i uciekłem. Teraz patrzę na Ciebie. Ty się nie chowasz w tłumie, nie zasłaniasz, trwasz przy Synu, który z szubienicy krzyża woła do Ciebie: „Oto Syn Twój” (J 19,26).
Boże, jakie to trudne… Tak to ja- dziecko Twoje – Ty bądź Matką moją Bolesną!
Bardzo chcę wziąć Cię w moje życie. Uczę się od Ciebie wiary i sztuki cierpienia. Ty patrząc na śmierć ukochanego dziecka, razem z Nim potrafiłaś w bólu wyszeptać : „Przebacz im , bo nie wiedzą co czynią” (Łk 23,34). Choć przecież nie żyjesz mrzonkami i widziałaś:
„Jak wielu osłupiało na Jego widok -
- tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd
i postać Jego była niepodobna do ludzi” (Iz 52,14)
Nie zamknęłaś się w bólu cierpienia, izolacji i smutku, ale wyostrzając słuch zaufałaś Jego słowom i pozostałaś Matką dla wszystkich, Którzy chociaż teraz umierają, w Chrystusie będą ożywieni (por. 1Kor 15,22).
Miecz boleści kolejny raz doświadczył Twoją duszę, nawet słońce się zaćmiło, by w jedności z Tobą przeżywać noc odejścia. Także ziemia z trwogi zadrżała, by okazać, że nie jest jej obojętne co czuje Matka…
Maryjo, słyszałam: „Wykonało się!” (J 19,30). Jezus odszedł, umarł…
Czy nie mógł wtedy zabrać Twego bólu i smutku? Pewnie mógł, ale zostawił mnie, jak zatrwożonego, ale wiernego pod krzyżem Jana, bym nie wypuszczał ręki z Twej Matczynej Dłoni. By odtąd każdy ból dzielony, stawał się połową boleści, a trud dobrze przeżyty przywracał niebu bezchmurny błękit i uczył, że w śmierci jest początek nowego życia.
Z Tobą Maryjo wierzę, że to jest realne, wystarczy, ze pokornie poproszę: „Jezu wspomnij o mnie” (Łk 23,42).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |