Wszystkim, którzy przeżywają bóle i uczą się mówić o swoich cierpieniach...
Klękam dziś przed Tobą Maryjo, całuję Twoje bolesne dłonie i oczami, które niejednokrotnie widziały ból wypatruję Twoich bolesnych oczu. Czekam… czekam na Matczyne spojrzenie pełne miłości, chcę ujrzeć czyste oczy, które potrafią dojrzeć to, co dzieje się w najbardziej skrytych zakamarkach mej zbolałej duszy.
Maryjo, ja tak często płaczę i doświadczam bólu, niezrozumienia, samotności…
Modlę się dziś słowami Psalmu, które i Ty pewnie znałaś:
„Boże mój Boże, czemuś mnie puścił?
(…) o Panie, nie stój z daleka;
Mocy moja, spiesz mi na ratunek.
Ocal od miecza moje życie… „ ( Ps 22,1.20-21)
Lecz od miecza nie da się uciec, on przecież jest częścią człowieczeństwa. Rani, przenika, zadaje ból, a wszystko po to, by kształtować mnie na Boży obraz i według Jego świętej Woli.
Klęczę przed Tobą Matko Bolesna, bo stać już nie mam sił. W postawie uniżenia i pokory znów odczuwam, że coś mnie boli, kłuje w sercu… coś we mnie umiera.
Marzyłam o życiu szczęśliwym, radosnym, usłanym kwiatami. I żyję! Jak dobrze jednak, że Bóg prostuje moje pragnienia; jak mądrze, że On sam planuje jakimi sytuacjami kształtować moje serce. A kwiaty - owszem daje - ściele mi na drodze cudne róże, którym nie brak kolców!
Teoria wydaje mi się prosta i znam ją już na pamięć: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” (Iz 55,8) - tak mówi Bóg… Tylko dlaczego sztuka życia w tej perspektywie wydaje mi się zbyt trudna lub z góry nastawiona na przegraną?
Cierpieć, odczuwać ból, być wzgardzonym, poniżonym, chodzić ze zranionym i płaczącym sercem, to przecież strasznie nieludzkie!
A może właśnie bardzo nasze? Może bez cierpienia nie bylibyśmy w pełni ludźmi? Nie mielibyśmy prawa sięgać po miłość, szczęście i niebo?
Maryjo, pomóż mi wierzyć, tam, gdzie rozum mnie już zawodzi. Przecież twoje wrażliwe serce jest sercem przeszytym mieczem boleści. Ty dzieląc boleść Syna cierpiałaś podwójnie, aby Jezus był „znakiem sprzeciwu, przeznaczonym na upadek i powstanie wielu…” (Łk 2,34), a jednak pozostałaś człowiekiem, kobietą, Matką…
W Nazarecie przez Anioła Bóg oznajmił Ci, Maryjo, wielką radość: „Oto poczniesz…, będziesz Matką…” A teraz w świątyni słyszysz kolejna wiadomość, myślałam, że równie dobrą i piękna, bo to przecież Symeon, „człowiek sprawiedliwy i pobożny” miał Tobie ją oznajmić… I początek był radosny: ten starzec błogosławił dziecko, Józefa i Ciebie… nie mógł, więc równocześnie złorzeczyć i przeklinać. Wypowiadał proroctwo, które w Bożych planach miało być rzeczywistością dla dobra. Twoje serce, należało przecież do Boga, a „tym, którzy kochają Boga, wszystko służy dla ich dobra” (Rz 8,28).
Matko moja, Matko Bolesna, ja wiem, że gdy miecz przenika ciało, to ból trwa krótko, a śmierć szybko odbiera siły fizyczne. Jednak zapowiedź, którą Ty usłyszałaś dotyczyła miecza, który dosięga duszy… a dusza boli długo, boli bardzo, mocno krwawi i płacze. Wyciska z serca przez oczy łzy słabości i niepokoju.
Ciało boli tylko wtedy, gdy rana dotyczy go bezpośrednio, lecz dusza boli, gdy jest wrażliwa na zło, które jest wokół, na grzech, który zapuszcza niszczycielskie korzenie; na cierpienie innych, zwłaszcza na boleści niezawinione tych najbardziej bezbronnych…
Dziękuję Ci Maryjo za kobiecą wrażliwość. Z Tobą chcę zachować i rozważać w sercu wszystkie te trudne sprawy…
Powstaję, umocniona Twym czystym spojrzeniem odchodzę pełna ufności w moją codzienność. To, co zbyt ciężkie, by dźwigać samemu oddaję Bogu w ufnej modlitwie, łącząc swój głos razem z Twoim:
„Podnieś mnie, ilekroć mnie trwoga ogarnie
W Tobie pokładam nadzieję
W Bogu wielbię Jego słowa
W Bogu ufam nie będę się lękał:
Cóż może uczynić mi człowiek?” (Ps 56, 4-5).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |