Poniedziałek, 8 grudnia
Michał 1987Chyba każdy chłopak z moich czasów, będąc małym dzieckiem, zawsze bawił się w księdza. Oczywiście ja także to czyniłem zawsze z rok starszym kuzynem. No ale przejdę do sedna sprawy... To pragnienie bycia kapłanem, chyba było, tzn. cały czas jest we mnie od małego dziecka. Pamiętam z jakim pragnieniem oczekiwałem tego by móc zapisać się na ministranta, a w mojej parafii było to możliwe dopiero po przyjęciu I Komunii Świętej. Pamiętam jak wielka radość zapanowała wtedy w moim serduchu, że mogę być tak blisko Pana Jezusa. Jeszcze na początku warto wspomnieć, że pochodzę z parafii zakonnej, ale dlaczego to tak ważne, dowiecie się później:)
Więc tak przeleciała mi szkoła podstawowa i poszedłem do gimnazjum. Tam zaczął się pierwszy kryzys wiary, nie chciałem chodzić do kościoła, nie chciałem chodzić na katechezę, a sakrament bierzmowania przyjąłem, bo musiałem... Dziś wiem jak wtedy źle postąpiłem i strasznie tego żałuje. No ale w liceum nadszedł czas odrodzenia... na nowo się narodziłem i znajomy ojciec oblat zaproponował mi abym wyjechał na rekolekcje powołaniowe do ojców oblatów, oczywiście ciekawy świata pojechałem, pojechałem raz, drugi, trzeci i charyzmat oblatów mnie przyciągnął... z każdym dniem w moje serce wstępowało większe pragnienie zostania oblatem i wstąpienia do nowicjatu.
Ale gdyby wszystko było takie łatwe, było by bardzo fajnie... w drugiej klasie poznałem przecudowną dziewczynę - Agnieszkę, zakochałem się w niej bardzo mocno, podczas gdy z drugiej strony cały czas docierały do mnie myśli o kapłaństwie. Ale nie było źle bo Agnieszka jakoś nie chciała odwzajemnić mojego uczucia... Więc nie miałem żadnego dylematu. Powiedziałem tylko kiedyś Panu Bogu, że daje sobie czas do studniówki, jeżeli wtedy nic nie wyjdzie to idę do zakonnego seminarium. No i wreszcie przyszedł czas studniówki, niby wszystko dobrze, Aga dalej nie odwzajemniała nic, więc na studniówkę szedłem z myślą że za pół roku wstępuje do nowicjatu.
No ale widać że przy Panu Bogu nie warto sobie jakieś rzeczy planować. Po kilku dniach Aga do mnie zadzwoniła i zapytała czy możemy się spotkać, oczywiście powiedziałem że tak i poszliśmy na spacer. Na spacerze powiedziała mi, że była bardzo głupia nie widząc moich starań, i że ona też coś zrozumiała, a studniówka sprawiła, że coś zaczęła do mnie czuć. Stanąłem jak wryty, mając podjętą decyzję o wstąpieniu do seminarium o której wtedy jeszcze nikt nie wiedział. Wtedy po raz pierwszy widziałem jak dziewczyna płakała... płakała bo powiedziałem jej, że idę do seminarium i że niestety nasz związek jest niemożliwy... Miałem wtedy brzydko mówiąc, wolną i czystą drogę do seminarium. Z Agnieszką zostaliśmy przyjaciółmi – tak, wiem że wielu nie wierzy w taką przyjaźń, uwierzcie, że jest to możliwe. Ale wracając... Decyzja podjęta idę do oblatów...
Ale przyszedł pamiętny dzień 23 kwiecień... Wielki Piątek - Adoracja Najświętszego Sakramentu w Bożym Grobie... Prosiłem mocno Pana Boga o utwierdzenie w mojej decyzji... Utwierdził moją decyzję... ni stąd ni zowąd postanowiłem jechać do Opola i tam złożyć papiery do seminarium. Jechałem tam nikogo nie znając, wcześniej nie mając żadnej styczności z księżmi diecezjalnymi!!! Ale dziś jestem przed IV rokiem, za niecałe 4 miesiące zostanę obłóczony i dostanę sutannę... Nie żałuje swojej decyzji i jestem wdzięczny Bogu każdego dnia za to że dał mi Swoje powołanie i każdego dnia obdarza mnie swoją miłością:)
Świadectwo ze strony Apostoł.pl