Poniedziałek, 7 grudnia
Tadeusz ŚmiejaNa początku opowiem Wam bajeczkę - zamiast grafiki. Potrzebna tylko wyobraźnia ;)
„ Był kiedyś bardzo mądry król, który wybudował sobie wspaniały i dziwny zarazem pałac.
Pośrodku znajdował się pokój, a w nim tron. Tylko jedne drzwi prowadziły do tego pokoju.
W pałacu znajdowało się mnóstwo różnych przejść, sieni i korytarzy, które wiły się, zawracały i prowadziły w różnych kierunkach.
Kiedy budowa została ukończona, król rozesłał całemu ludowi nakaz stawienia się przed nim.
Sam zaś siadł na tronie i oczekiwał.
Ludzie przybyli pod pałac, wytrzeszczając ze zdziwienia oczy na widok plątaniny korytarzy.
- Nie ma tu drogi wiodącej do króla! - zawołali.
Następca tronu, stojąc przy wejściu, wskazał drzwi, mówiąc:
- Tu czeka na was król. Wszystkie drogi prowadzą do niego.”
Tyle bajka. Znalazłem ją kiedyś w internecie, niestety nie pamiętam jej autora. Zapisałem ją tylko w zeszycie i nie sądziłem, że kiedyś z niej skorzystam.
Patrząc wstecz na swoje życie też byłem i jestem takim pielgrzymem, podróżującym przez labirynt życia na spotkanie z Królem. Cóż, nieraz waliłem głową w ciemnych korytarzach, czasem spadałem w dół. A wtedy jakoś powracało pytanie Jezusa zadane Piotrowi: „ Czy ty Mnie kochasz?”
(por. J 21,17). Nie potrafiłem odpowiedzieć tak, jak wtedy Piotr. Wybierałem raczej poprzednią wypowiedź: „Nie znam tego Człowieka” ( por. Mt 26,74). Byłem rozdarty pomiędzy moimi „marzeniami”, a Jego wolą. Przez kilkanaście lat byłem przy Ołtarzu pośród licznych posług, a mimo to byłem jak Judasz. Co prawda nigdy słowami nie zaparłem się Boga, jednak życiem pokazywałem całkowitą odmienność.
A On ciągle był, pomagał, pochylał się nade mną. Troskliwy Ojciec, któremu często gryzłem wyciągniętą rękę, niczym pies. Ciągle pytał o moją miłość, a ja odwracałem się. Jednocześnie trwało we mnie coś podobnego do modlitwy. Modlitwa odmienia człowieka i jego życie, natomiast to była tylko namiastka. Być może dlatego, że odmawiałem różaniec, Maryja pomogła mi przejść przez ten trudny czas. Po jakimś czasie zrozumiałem słowa Apostoła Narodów o tym, że „czynię zło, którego nie chcę, zamiast dobra, którego chcę.”( por. Rz 7,15) Na potwierdzenie swej głupoty nie czekałem długo. Usłyszałem następne pytanie: „Czy jesteś gotowy?”
Pamiętam moją przeczącą odpowiedź. Doświadczenie śmierci klinicznej potrafi odmienić człowieka, choć jak to bywa – stare przyzwyczajenia pozostają i trudno tak od razu „przyoblec się w nowego człowieka”(por. Ef 4,22-24).
Rozpoczął się nowy rozdział w moim życiu, w którym powoli zaczynałem rozumieć słowa: „Gdzie wzmógł się grzech, jeszcze obficiej rozlewa się łaska” (por. Rz 5,20) oraz to, „ co Pan mi uczynił i jak ulitował się nade mną” (por. Mk 5,19)
Ciągle też, aż do dziś powraca ciągle to pytanie: „Czy Ty Mnie kochasz?”
Dzięki temu „spotkaniu” przejrzałem i dostrzegłem kochającego Boga, który nigdy mnie nie pozostawił samego, który pomimo moich podłości nadal ma otwarte ramiona i jak miłosierny Ojciec czeka na powrót swego dziecka. Zobaczyłem też i ciągle dostrzegam ludzka nędzę, samotność, zagubienie i strach, który tak często paraliżuje człowieka przed spotkaniem ze swoim Stwórcą.
To też mała lekcja Bożej Miłości; logiki Boga, który niczego nie odbiera, tylko ciągle daje. Lekcja pokory i zbliżenia się do Boga dającego życie. Było to też i nadal jest balansowanie na cienkiej linie, bowiem bardzo łatwo wpaść w sidła pychy, która potrafi szeptać do ucha słowa: - wiesz lepiej.
Kiedyś o.Pio powiedział, że Bóg pozwala mu czasem zajrzeć do swego zeszytu. Mnie pozwolił „podskoczyć” nad tym labiryntem życia. Dlaczego? Wystarczy, że On wie.
Ktoś mógłby powiedzieć, że „ten to ma szczęście”. Nie jest jednak tak różowo, jak mogłoby się wydawać. Jest o wiele trudniej, choć jednocześnie łatwiej. Gmatwanina pojęć ;) Jednak „Komu wiele dano, od tego więcej wymagać się będzie” ( por. Łk 12,48)
Kto był kiedyś „Szawłem”, a potem przeobraził się w „Pawła” doświadcza trudów tego przeobrażenia. I znów wracając do św. Pawła, posłużę się jego słowami: „aby nie wynosił mnie ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował.”
( 2Kor, 12,7)
Takim ościeniem, czy cierniem – zależnie od tłumaczenia – jest wszelkie zło, które nas dotyka, niezależnie od tego, czy to z naszej winy, czy też bliźnich.
Najpierw wszelkie nałogi dają się we znaki. Trudno iść za duchem, kiedy ciało domaga się czegoś odmiennego. Trudno dawać przykład, kiedy bywa się uznanym za lekkiego świra; trudno mówić o miłosierdziu, kiedy złość kipi w sercu, że najbliżsi są jakby obcy; Trudno ogarnąć wiele spraw, kiedy jakiś dziwny rodzaj amnezji wywraca wszystko do góry nogami.
Pozostaje trzymanie się płaszcza Mistrza i podążanie do celu. A On ciągle pyta: „Jeszcze nie masz dość? nadal Mnie kochasz?”
Jedna z moich dróg zaprowadziła mnie tutaj, na ten portal. Dzięki internetowi uczyłem się dostrzegać inny wymiar Boga i człowieka. Bóg – zawsze ten sam, człowiek - zmienny jak wiatr.
Dzięki tej wirtualnej rzeczywistości powróciłem do tego, co kiedyś mi było bliskie – do odnalezienia na nowo Biblii. Przez te kilka lat „Tysiąclatka” zmieniła wygląd na bardziej „opasły”, bo pełno w niej fiszek i rozmaitych zakładek.
„Boga nie można spotkać w sieci, ale można spotkać ludzi, którzy do Niego zaprowadzą” - jak głosi tytuł Forum. Jak zatem kogoś zaprowadzić do Kogoś, Kogo się nie zna? Łatwiej jest mi dziś, podczas rozmowy z kimś, podpierać się cytatami z Biblii, tylko często nie pamiętam sigla i muszę korzystać z „wiedzy” wyszukiwarki ;)
Dzięki ludziom, których spotkałem w życiu, ich modlitwom, ich przykładowi życia jestem tym, kim jestem. Byłbym niewdzięcznikiem, gdybym nie dodał, że to wszystko jest łaską i wszystko dzięki Temu, Który mnie znalazł i trzyma. Tylko ja często chcę uciekać.
Opisując te moje drogi do Boga stwierdzam, że są one tak samo pogmatwane i trudne, jak w powyższej bajce. Piszę to również, bo już od bardzo dawna powinienem rozgłaszać „po górach i dolinach” wielkość Boga. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie sposób ogarnąć słowami tego, co chce się wypowiedzieć lub napisać, bo słów zbyt mało, aby wielbić Boga.
Być może ktoś czytając te kilka słów odnajdzie siebie, ale też i nadzieję na życie z Nim, w Nim i dla Niego. Zwłaszcza w tych trudnych czasach, kiedy powinniśmy się opowiedzieć za tym, po której jesteśmy stronie. Chcę również przekazać jedną myśl: Bóg umieścił nas tutaj i teraz, w konkretnej chwili i sytuacji po to, aby dać o Nim świadectwo. Również po to, aby w zwykłych, szarych chwilach, w codziennych, nieraz nudnych lub żmudnych obowiązkach dostrzegać Jego Miłość.
Często w rozmowach z ludźmi, tymi realnymi i tymi wirtualnymi stwierdzam, że jest wielki głód poznania, dotknięcia Tajemnicy. Stwierdzenie -”chcę poczuć Boga” staje się niemal standardowym wołaniem. Widać, mamy słabą pamięć i zapominamy o tym, że każdy oddech, uderzenie serca, otwarcie oczu po przespanej nocy jest łaską, jest Jego działaniem.
Czy odmieniłem swoje życie? Prawdziwe stwierdzenie jest chyba takie, że nadal szukam tej właściwej drogi do swego Króla, ale wiem, że On tam jest i czeka. Póki co, staram się korzystać z podarowanego czasu, oferując m.in. pomoc modlitewną i rozmowy z ludźmi. Nie jestem święty i nie należy myśleć, że mam życie sielskie – anielskie. Choć muszę przyznać, że Anioła Stróża chyba maltretuję zbyt często. Świetnie wywiązuje się ze swoich obowiązków, zwłaszcza wtedy kiedy szepcze mi do ucha sposoby rozwiązań jakiegoś problemu ;)
Czasem zadaję sobie pytanie: Kto tu kogo szuka? Czy to naprawdę ja szukam Boga, czy to On dwoi się i troi, aby każdy człowiek wyszedł z tego labiryntu?
W tym świętym czasie Adwentu znajdźmy chwilę czasu dla siebie i dla Boga po to, aby pomyśleć nad odpowiedzią na pytania:
„Czy kochasz Mnie?”
„Jesteś gotowy?”
„Jahwe, przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz, gdy siedzę i wstaję.
Z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek
i wszystkie moje drogi są Ci znane.
Choć jeszcze nie ma słowa na języku:
Ty, Jahwe, już znasz je w całości.
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę
Zbyt dziwna jest dla mnie Twa wiedza,
zbyt wzniosła: nie mogę jej pojąć.” - Ps 139,1-6
Powyższy tekst jest „najeżony” siglami, jak kasza skwarkami. Mimo tego, że zarówno Jan Paweł
II , jak i obecnie Benedykt XVI nawołują do czytania Biblii, to jednak zbyt często ta Księga Życia tkwi gdzieś w zakamarkach naszych domów. Pochwalić się możemy jedynie przed kimś, że mamy nawet najnowszy egzemplarz, który jest umiejscowiony na półce, bo szkoda z niego korzystać.
Zachęcam do korzystania z tego jedynego Dzieła, które wskazuje Drogę, Prawdę i Życie.
Proboszcz z Ars potrafił pociągnąć do Boga milion osób. Z prostego powodu – znał na pamięć Biblię i nie mówił on, ale Słowo Boże wychodziło z jego ust. Dlatego mógł wskazywać drogę do Nieba. Nie zapominajmy, że w jesteśmy również apostołami i nie tylko księża mogą zostać świętymi.
Ale to od nas zależy, czy będziemy współpracować z Łaską, czy ją odrzucimy.
Tak oto wygląda w bardzo wielkim skrócie moja droga do Nieba. Pogmatwana, zarośnięta chaszczami; droga pełna dziur i dołów, z których czasem trudno się wydostać. Czasem w takim dole jest więcej wpadających. Wtedy najłatwiej z ich pomocą jest wyjść na górę po to, aby podać im ratowniczą linę Bożego miłosierdzia.
„A Królowi wieków nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, Bogu samemu – cześć i chwała na wieki wieków. Amen” - 1Tm 1,17