Znaleźli drogę do nieba

Są tacy między nami. Naprawdę. I chcą się podzielić z nami swoim doświadczeniem Boga i drogi do Niego. Ty też możesz. Jeśli chcesz, napisz

Wtorek, 22 grudnia


Piotr

W porównaniu do innych oazowiczów, jestem świeżo nawrócony, ale już nie tak bardzo, by wciąż pałać „pierwszą gorliwością”. Sześć lat bycia w Ruchu dały mi wiedzę o założeniach i formacji. Nigdy nie było łatwo, chociaż kiedy przebywałem wśród ludzi idących tą samą drogą, bliskich znajomych, przyjaciół, niektórych jak rodzina, było łatwiej.

Tuż przed pierwszym stopniem Chrystus, spotkany w Kościele i jego ludziach, dotknął mnie w przedziwny sposób i pokazał, że właściwie zawsze go szukałem. Czekałem, jak wielu, aż przyjdzie, podczas gdy to ja miałem zrobić pierwszy krok, a potem kolejne i kolejne, jak w nauce chodzenia. Na pierwszym stopniu byłem mając 22 lata. Z racji wieku byłem w pełni świadomy podjętej decyzji – nie było to czcze uniesienie, ale przemyślany krok, wykonany w celu podążenia za Chrystusem. Przyjęcie Go jako Pana i Zbawiciela jasno wiązało się dla mnie ze zmianą całego sposobu życia. Z czasem w Ruchu nauczono mnie, że chrześcijaństwo to także, a może właśnie przede wszystkim, służba drugiemu człowiekowi. Ruch to Diakonia. Jaki jest cel wspólnego wyznawania wiary, spotkań, modlitw, formacji, jeśli nie patrzymy na to w kontekście służby innym? Nie tylko we własnej grupie, wspólnocie, parafii, ale także całemu Ruchowi, Kościołowi, każdemu człowiekowi, szczególnie temu, który w swojej biedzie duchowej zagubił się i stracił wiarę, tak jak ja kiedyś.

Najpierw postanowiłem formować się w Diakonii Liturgicznej. Na początku była praktyka służby przy ołtarzu, błogosławieństwo do posługi Lektora i Ceremoniarza z rąk biskupa po odbytym kursie przy archikatedrze, wreszcie spotkania Diecezjalnej Diakonii Liturgicznej. Na początku byłem szarą myszką, siedzącą przy krańcu stołu, jednak w miarę upływu czasu poczułem się jej członkiem: dostawałem zadania do wykonania i pakiet zaufania. Myli się ten, kto twierdzi, że do Diakonii można przyjść dopiero wtedy, kiedy już jest się ekspertem w danej dziedzinie. Także nic gorszego w postawie odwrotnej, kiedy pozjadało się wszystkie rozumy i nie ma się pokory w przyjmowaniu słowa i doświadczenia innych. W Diakonii Liturgicznej spotkałem ludzi, którzy mimo swojego wieku, potrafili okazać postawę służby przy ołtarzu i względem drugiego człowieka, natomiast św. p. ksiądz Marek Adaszek, największy sercem Liturgista, jakiego kiedykolwiek poznałem, zapalony człowiek Chrystusowy aż do samego końca, pokazał mi, że służba przy Ołtarzu Boga jest jedną z najpiękniejszych i najważniejszych form, jakimi można głosić Chrystusa drugiemu człowiekowi, a stanie przy ołtarzu jest wyróżnieniem, które zobowiązuje.

Drugą dziedziną, którą zapragnąłem pielęgnować, to moja przynależność do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. W dzieciństwie Bóg doświadczył mnie i moich bliskich problemem alkoholu, jednak jeszcze w mojej młodości, choć tego od razu nie zauważyłem, także ocalił mnie od niego. Moje wyrzeczenie było początkiem mojej drogi ku własnemu wyzwoleniu i obronie własnej godności, bez tego nie można myśleć o drugim człowieku. Po pewnym czasie zrozumiałem, że to za mało. Chrystus nie chce, żebyśmy zajęli się tylko sobą, pchnął mnie więc ku Diakonii Wyzwolenia. Trzeba było czasu i wytrwałości w podjętej decyzji, aby w końcu powstał zarodek nowego dzieła. Zrozumiałem przez ten czas, że Krucjata to nie jest moje „niepicie”, ale coś więcej: miłość do człowieka, który się nie szanuje i którego nie szanują inni.

Po pięciu latach, trochę ukształtowany, przeżywszy upadki i uniesienia w wierze, doświadczenia spotkań z Chrystusem i wątpliwości, a także wiele lekcji pokory, stanąłem w obliczu całkowitej zmiany swojego środowiska. Zmiany w sferze prywatnej, nie tylko uczuciowej, zmiany w sytuacji zawodowej. Z przyczyn, na opis których miejsca tu nie ma, podjąłem decyzję o wyjeździe z rodzinnego miasta, pięknego i pełnego wspomnień, z którym byłem związany każdym aspektem mojego życia. Ku zmianom, które miały być zadbaniem o siebie i swoje dalsze życie, podążałem w niepewności i z obawą, czy się tam odnajdę. Decyzja i realizacja wyjazdu zajęła niecały miesiąc. Zostawiłem na miejscu nie tylko rodzinę i wszystkich przyjaciół, bliskich ludzi, ale wszystkie Diakonie, wspólnotę, ludzi, którzy przez cały ten czas byli moimi animatorami i mieli na mnie tak ogromny wpływ.

Postawiłem sobie pytanie „Co dalej, co z Ruchem?” Odpowiedź była dla mnie zaskakująco prosta i oczywista: „A co ma się zmienić?” Lata przyswajania treści o służbie i o tym, że miłość to akt woli, to nasze decyzje, świadome, rozumowe, że to my sami wybieramy, jak postępować i czym się kierować, zadecydowały o dalszych działaniach. Droga Ruchu była moją od samego początku Nowego Życia, Nowego Człowieka we mnie, więc czemu coś miałoby się teraz zmienić? Pozostał tylko problem jak, kiedy, gdzie.

W wakacje miałem czas na adaptację w nowym mieście, aklimatyzację w pracy i krótki urlop. Dzień przed jego rozpoczęciem otrzymałem telefon od Grażyny Miąsik: „Piotr, przyjedź do Krościenka” – szybka decyzja i chęć służby. Tam poznałem moderatora Diecezji Warszawskiej – to nie mógł być przypadek - byłem gotowy służyć i otrzymałem znak. Potem wystarczyło dowiedzieć się, kiedy jest dzień wspólnoty, na nim, kto jest odpowiedzialny za Diakonię Liturgiczną, dowiedzieć się o szczegółach formacji w Szkole Lidera (kontynuacji warszawskiej Szkoły Animatora) i zacząć chodzić na spotkania. Nikt nie oczekiwał, że będę góry przenosił, nikt nie stawiał barier, przeszkód – ważne było, że chciałem.

Po roku pracy w warszawskiej wspólnocie należę do Diakonii Wyzwolenia, Diakonii Szkoły Lidera i zostałem męskim odpowiedzialnym Diakonii Liturgicznej – potężna dawka zaufania do mnie, ale wiem, że nie bez powodu. Zawsze chciałem być w tej Diakonii, służyć Jemu, a dzięki temu wszystko, co udało mi się osiągnąć, to Jego łaska. Żadna moja zasługa w tym, że otrzymałem szansę na zrobienie czegoś dobrego, ale nie byłoby jej, gdybym nie szukał takiej możliwości. Wielu ma ten dylemat i w starciu ze zmianą otoczenia odstawiają na bok Ruch, wspólnotę, a nawet służbę drugiemu człowiekowi. Czy rzeczywiście ciężko pogodzić przeprowadzkę i adaptację do bycia członkiem nowej wspólnoty? Nie znasz ludzi – poznasz. Nie wiesz, od czego zacząć, gdzie szukać – skontaktuj się z moderatorem, zajrzyj na stronę w Internecie. Nie wiesz, czy dasz radę – pomódl się, a na pewno dasz, bo On, Chrystus Pan i Zbawiciel, nie zostawia swoich owieczek.

Obecnie jestem zaręczony i w lutym przyszłego roku szykują się kolejne zmiany. Oczywiście, przynależność do Diakonii nie będzie przeze mnie kwestionowana, jednak z pewnością oazę młodzieżową zastąpi Domowy Kościół. Nie mamy wątpliwości, że to jest nasza droga, a z dniem zawarcia świętego sakramentu małżeństwa będziemy razem z Magdą szukali swojego miejsca, wspólnie podążając za Chrystusem, mimo wielu życiowych trudności, jakie już widzimy.

Świadectwo ze strony Ruchu Światło-Życie


«« | « | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Grudzień 2024
N P W Ś C P S
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...