Być chrześcijaninem to też pójść za Jezusem do Jerozolimy. To wziąć trzos, torbę, sprzedać płaszcz i kupić miecz. To zgodzić się na niezrozumienie, odrzucenie i krzyż. Dopiero potem jest zmartwychwstanie.
Droga krzyżowa i śmierć Jezusa. Oczyma ucznia
Z ołtarza Wita Stwosza W tej ostatniej części będziemy rozważali, co Pan Jezus cierpiał od chwili ukoronowania aż do ciężkiego skonania na krzyżu. Te bluźnierstwa, zelżywości i zniewagi, jakie Mu wyrządzono, ofiarujemy za grzeszników zatwardziałych, aby Zbawiciel pobudził ich serca zbłąkane do pokuty i prawdziwej życia poprawy, oraz za dusze w czyśćcu cierpiące, aby im litościwy Jezus Krwią swoją świętą ogień zagasił; prośmy nadto, by i nam wyjednał na godzinę śmierci skruchę za grzechy i szczęśliwe w łasce Bożej wytrawnie.
Można się wyżyć
Pojmanie, osądzenie, egzekucja. Tak to wszystko powinno wyglądać. W teorii proste i czyste. Ale tylko w teorii. W praktyce są jeszcze różne „dodatki” sprawiające, że wszystko nabiera dodatkowego dramatyzmu. Nie inaczej było i w sprawie Jezusa.
Że podczas pojmania czy sądu Jezus był bity? Wzdrygamy się dziś na takie podejście do spraw, ale jeszcze rozumiemy. Ale Jezus nie poturbowano dlatego, że stawiał opór przy aresztowaniu czy podczas przesłuchania. Bito go... Właściwie bez powodu. Ot tak. Bili Go ci, którzy Go pilnowali w domu arcykapłana, potem bili żołnierze, gdy stanął przed sądem Piłata. Ubiczowanie? To z rozkazu prokuratora. Ale cierniowej korony nikt im na głowę Jezusa nakładać nie kazał. Szydzić ze skazańca i opluwać Go też nie.
Dziwna ta ludzka natura. Tak bezinteresownie się nad kimś znęcać. A przy tym mieć tyle pomysłów, jakie te boleści zadawać. I to komu? Człowiekowi który choć nie był zbrodniarzem już i tak miał poważne kłopoty. Dlaczego nie współczucie, a tyle złości? Trudno powiedzieć. Ale dla ucznia Jezusa to bardzo ważne wskazanie. I dziś przecież nie brakuje ludzi skazywanych za różne prawdziwe czy urojone przewinienia. Nie, nie przez sędziów, ale przez ludzkie języki. I pisaninę w mediach czy na internetowych forach. Też, jak przypadku bijących Jezusa, czasem brak w nich jakiegokolwiek umiaru. Same najmocniejsze słowa. I wzajemne nakręcanie się w złości. Uczeń Jezusa pamiętając, co spotkało Jezusa, nigdy nie powinien się do tego grona przyłączać. Nawet jeśli oskarżany jest winny. Po co mu dodatkowo dokładać boleści? Dla bezkarnego pofolgowania swoim wstrętnym instynktom? Właśnie przez coś takiego Jezus wycierpiał znacznie więcej, niż tego wymagał normalny przewód sądowy i egzekucja. Nie, chrześcijanin nigdy nie powinien do czegoś takiego przykładać ręki....
Poznaj lepiej podłość. I zagubienie
To musiało być straszne. Skatowany człowiek z trudem niosący belkę krzyża. Szarpany, popychany, przewracający się....Pewnie też słuchający wielu drwin i wyzwisk. A w żądnej widowiska gawiedzi tylko tych parę jasnych postaci: Matka, może paru innych uczniów, Szymon Cyrenejczyk, płaczące niewiasty...
Tak, w większości bliżej nieznanych uczniów Jezusa w tym widowisku też uczestniczyło. Jedni, jak Maryja z Janem, stanęli później pod krzyżem. Inni trochę dalej. Co czuli? Aż strach pomyśleć. Czy liczyli jeszcze na cud? A może po prostu chcieli tylko wiernie wytrwać przy tym, którego tak kochali? Przecież im to wszystko zapowiedział. Mogli już rozumieć, że nie ma innego wyjścia... Nie wiemy. Ale dzięki temu, że byli i widzieli tego strasznego dnia sporo się nauczyli.
Najpierw patrząc na Szymona z Cyreny, który zmuszony przez żołnierzy poniósł krzyż Jezusa. No głupio tak. Czemu nie ktoś z nas, czemu sami nie wpadliśmy na ten pomysł, tylko padło na tego obcego człowieka? Uczeń Chrystusa nie musi zawsze wiedzieć jak się zachować. Czasem może popełnić jakiś błąd czy nietakt. Tak naprawdę najważniejsze, że w ogóle został blisko Jezusa. A że czasem bohaterem zostanie kto inny....
Były i na drodze krzyżowej płaczące niewiasty. Czemu tak płakały? Zdawały sobie sprawę, ze dzieje się wielka niesprawiedliwość? Albo tylko wzruszył je widok Skazańca? Nie wiemy. Ale to co powiedział im Jezus musiało utkwić w pamięci uczniów Jezusa. „Nie płaczcie nade mną, ale nad sobą i synami waszymi. Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, co się stanie z suchym?” Tak, chrześcijanie też są przez świat skazywani. Wystawiani na pośmiewisko, wyszydzani, a bywa, że i zabijani. Ale... Kiedyś nastąpi sąd. Za te wszystkie krzywdy oprawcy odpowiedzą. Iskierka nadziei w bezmiarze czarnej nocy zła. Iskierka, która pomaga nie złorzeczyć....
A pod krzyżem? Najpierw rzymscy żołnierze, sprawnie przeprowadzający egzekucję... Gwoździe, napój dla skazańca, na koniec włócznia przebijająca bok. Ot, codzienne obowiązki. Może jeszcze podzielić między siebie Jego szatę i rzucić los o Jego suknię. A kiedy umrze, wrócić do koszar, napić się, pożartować. Przecież ciężka i podła ta służba w Palestynie.... Tak, chrześcijanin już wie: nigdy nie powinien stać się bezdusznym wykonawcą poleceń. Ta chłodna bezwzględność ludzi „tylko” wykonujących rozkazy bywa gorsza od przemyślanej zbrodni. Ze zbirem można podyskutować. Ze ślepym wykonawcą rozkazów już nie ma szans. I marna pociecha, że już po wszystkim zaniepokoi kogoś sumienie i jak setnik przyzna, że uczestniczył w zabiciu sprawiedliwego...
Pod krzyżem stoją też szydercy. Nie wystarczył im cały ten ogrom zła, które już wyrządzili Jezusowi. Trzeba było jeszcze przyjść i dalej, aż do śmierci ranić Go swoim słowem. Świetna zabawa? Może. Ale chyba raczej próba zagłuszenia sumień. W ciszy samotności sumienie mogło zbyt głośno krzyczeć. W gronie szyderców się uspokajało. „Nie tylko ja tak myślę, inni potwierdzają, że mam rację”. Biedni frustraci, bojący się ciszy, w której mogliby zobaczyć, jak szkaradnego czynu się dopuścili domagając się skazania Jezusa... Dziś bywa podobnie. Dziś też reakcją na wyrzuty sumienia bywa cyniczne powtarzanie, że nic złego się nie zrobiło, a kto uważa inaczej, jest po prostu głupi. Tak bywa z grzechem aborcji, tak prawie zawsze jest przy rozwodach i przy wielu innych sprawach. Zagłuszyć wyrzuty sumienia szyderstwem z tych, którzy o sumieniu przypominają. Ale chrześcijanin nigdy nie powinien w takim wypadku odpowiadać tym samym. Przecież skoro są wyrzuty sumienia, jest szansa, że ktoś, jak jeden z łotrów wiszących na krzyżu w końcu uzna, że warto choćby w ostatniej chwili życia powierzyć się miłosiernemu Bogu...
Ostatnia katecheza
Tyle zła, tyle podłości.... Smutna to nauka. Ale te ostatnie godziny życia Jezusa to też ostatnia katecheza. Wyrażona w siedmiu ostatnich wskazaniach Jezusa z krzyża.
„Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Naprawdę nie wiedzieli? Po ludzku patrząc musieli wiedzieć doskonale. Ale patrząc z perspektywy Bożej już niekoniecznie. Wzrok oprawców Jezusa nie sięgał zbyt daleko. Myśl tym bardziej. Nie rozumieli Bożego planu, a skoncentrowali się na tym co doraźne: Jezus jest nam niewygodny, więc doprowadźmy do jego skazania. Nie rozumieli.... Dla ucznia Jezusa to znów bardzo ważne wskazanie: dzisiejsi wrogowie Jezusa też mogą nie wiedzieć co czynią. Widzą tylko tu i teraz. Gdyby widzieli szerzej.... Gdyby każdy grzesznik widział szerzej, pewnie też by zauważył, że owoc grzechu tylko wygląda tak dobrze, a naprawdę jest nadgniły i robaczywy. A Bóg, świadom tej ludzkiej ślepoty może wybaczyć więcej, niż się nam wydaje. Wszak choć tak pewny swojej człowiek naprawdę może nie wiedzieć co robi...
„Zaprawdę, powiadam ci, dziś ze Mną będziesz w raju”. Wystarczyło jedno wyznanie wiary, jedno westchnienie do Jezusa. I już raj. Dla nas chrześcijan to ważne przypomnienie, by nigdy nikogo nie przekreślać. Nawet w ostatniej chwili życia człowiek może zobaczyć swoją nędze i wezwać na pomoc Boga...
„Niewiasto, oto syn Twój. Oto Matka twoja”... Dla niektórych zwyczajny wyraz troski Jezusa o to, kto zaopiekuje się jego Matką. Ale żeby na krzyżu Jezusowi chodziło tylko o załatwienie spraw rodzinnych? „Oto Matka twoja”. Naszą Matką jest ta, która zawsze była posłuszna Bogu i u boku swojego Syna wytrwała aż do końca. To wzór, wedle którego ta Matka ciągle nas wychowuje. Chrześcijanin niekoniecznie musi zostawiać po sobie wielkie dzieła. Ale zawsze powinien być posłuszny Bogu. I powinien wytrwać przy Jezusie do końca. Jakie by to jego życie nie było.
„Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” Czasem bywa w życiu tak, że wszystko zdaje się przybierać zły obrót. Chrześcijaninowi może się wtedy wydawać, że został sam, że Bóg go opuścił. Ale to nie tak. Bóg nigdy swoich dzieci nie opuszcza. Nawet wtedy, gdy wszyscy wokół szydzą, że wierność Bogu nic a nic mu się nie opłaciła. Ale Bóg dopuszczając coś takiego na człowieka ma w tym swój plan. I nawet jeśli chrześcijanin po ludzku przegra, to w ostatecznym rozrachunku okaże się, że to był tylko trudniejszy odciek drogi prowadzącej do wiecznego szczęścia...
„Pragnę”... Czego pragnął Jezus? Spieczone usta i zaschnięte gardło domagały się wody? Może tak. A może była to chęć wypełnienia do końca tego, co miało się stać? Za chwilę Jezus powie: „wykonało się”.... Dla ucznia Jezusa to kolejna nauka: nie można swojego życia budować po swojemu, paląc dla Boga świeczkę, ale i dla diabła rezerwując ogarek; trzeba chcieć być wiernym Bogu w najdrobniejszych szczegółach. Aż do końca.
„Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego”. Tak, słuchając tej ostatniej katechezy uczeń Jezusa wie, że kiedy nadejdzie jego ostatnia godzina też powierzy swojego ducha Bogu. Nie ma innego wyjścia. Życie człowieka tu na ziemi musi się skończyć. Ale Bóg ten dar złożonego Mu ducha na pewno dobrze wykorzysta.
To już wszystko? Nie. Zostało jeszcze to przebite włócznią żołnierza serce Jezusa. To serce, z którego wpłynęły krew i woda. Temat to długich rozmyślań. Na Jezusem, Nowym Barankiem, zabitym by uratować nas od śmierci wiecznej. Nad chrztem, który daje nam udział w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. I Eucharystią, podczas której Jezus umacnia nas Sobą na drodze do wieczności. Ale niech już na dziś wystarczy. Do dna przepaści męki Jezusa i tak pozostało pewnie jeszcze bardzo daleko. Nigdy nie zdołamy ogarnąć w pełni jej sensu. Ale jeśli w tę przepaść odważamy się wejść, zawsze wracamy z niej bogatsi...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |