Być chrześcijaninem to też pójść za Jezusem do Jerozolimy. To wziąć trzos, torbę, sprzedać płaszcz i kupić miecz. To zgodzić się na niezrozumienie, odrzucenie i krzyż. Dopiero potem jest zmartwychwstanie.
„W drugiej części rozmyślania Męki Pańskiej będziemy rozważali, co Pan Jezus wycierpiał od niesłusznego przed sądem oskarżenia aż do okrutnego cierniem ukoronowania. Te zaś rany, zniewagi i zelżywości temuż Jezusowi cierpiącemu ofiarujemy, prosząc Go o pomyślność dla Ojczyzny naszej, o pokój i zgodę dla wszystkich narodów, a dla siebie o odpuszczenie grzechów, oddalenie klęsk i nieszczęść doczesnych, a szczególnie zarazy, głodu, ognia i wojny”.
Piotr odważnie poszedł na Jezusem. Razem z Janem weszli na dziedziniec domu arcykapłana. Co się stało, że niewiele później się Jezusa zaparł?
On pewnie z początku nawet nie zauważył co zrobił. Przecież w tych okolicznościach nie mógł tak otwarcie przyznać, że jest uczniem Jezusa. Nie po to zjawił się u arcykapłana, by dać się natychmiast zdekonspirować. Zrozumiał co zrobił dopiero, gdy zaparł się Jezusa po raz trzeci: „ w tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: «Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał”. Tak się starał, żeby jego zapewnienia nie były gołosłowne, a tu proszę, zaparł się Mistrza, bo przechytrzył....
Tradycja jako powód zaparcia się Jezusa przez Piotra widzi strach. I on sam czuł się winny zdrady Jezusa. Ale z relacji Ewangelistów raczej nie to wynika. Błąd Piotra polegał na tym, że za bardzo chciał być sprytny. A ten Jego błąd ciągle powtarzają chrześcijanie wszystkich wieków. Często nad wierność Jezusowi tu i teraz stawiają swoje szlachetne zamierzenia i plany na przyszłość. Myślą, że warto zapłacić drobną niewiernością, zapomnieniem na chwilę o tych wszystkich chrześcijańskich zasadach, jeśli ma to przyczynić się do większej chwały Bożej. I nie widzą w tym nic złego. Przynajmniej aż do chwili, kiedy zauważą patrzącego na nich Jezusa....
Byle znaleźć pretekst
Winien jest śmierci. Tak zawyrokował religijny sąd. Tak naprawdę na długo przed tym, zanim Jezusa aresztowano. Teraz chodziło tylko o dopełnienie formalności. Trzeba było znaleźć pretekst. Żeby móc potwierdzić, że ten od dawna wydany wyrok był słuszny. Stąd to przesłuchiwanie fałszywych świadków, stąd te pytania do Jezusa.
I co w takim wypadku robić? Co by się nie powiedziało, będzie źle. Każde słowo może stać się powodem do oskarżenia. Każda zbyt odważna obrona – obrazą, za którą należy się wymierzenie kolejne policzka. Chcą wiedzieć, czy jestem Mesjaszem? Skończmy to. Nie tylko Mesjaszem, ale ich Bogiem, Synem Ojca, dziedzicem Jego królestwa. O, teraz dostarczono im mocnego dowodu. Wszyscy słyszeli bluźnierstwo. A bluźnierca powinien być zabity. I nikt nie pomyślał (prawie, bo może gdzieś tam był i Nikodem i Józef z Arymatei), że to może być prawda. On zapowiadanym Mesjaszem? On Bożym Synem? Nie to, niemożliwe. Te wszystkie Jego cuda to jakieś kłamstwo albo szarlataneria. Jest bluźniercą, więc powinien ponieść śmierć.
Nic nadzwyczajnego. Przecież i dziś ludzie postępują podobnie. Wiedzą i wydają wyroki zanim mają okazję poznać prawdę. Przecież się znają i nie pozwolą się wodzić za nos. I dlatego, gdy w końcu ta okazja do poznania prawdy się nadarza, zatykają uszy. Przecież to niemożliwe, to się w głowie nie mieści. Zresztą, czy ktoś kogo nie lubimy może mieć rację?
Złośliwe interpretacje i ...
On jest buntownikiem; uważa się za żydowskiego króla. A my, szanowny Piłacie, jako wierni poddani Cezara, grzecznie go tobie przyprowadziliśmy. Oczywiście wiemy, że powinieneś Go skazać na karę śmierci. Nie chcesz? To powiemy w Rzymie, że tolerujesz tu buntowników. I to takich, których sami oddaliśmy w Twoje ręce.
Doskonale widzieli, że ich oskarżenie jest nieprawdziwe. Ale kto by się tym przejmował? Mieli wobec Jezusa swoje plany, On sam podsuwał niezły pretekst. Któż by się tam zagłębiał w szczegóły? A jeśli zagłębiać się zechce Piłat, to mu się zasugeruje, że wchodzi na kruchy lód. Jako człowiek znający rzymskie układy powinien zrozumieć...
Dziś bywa podobnie. Nie chodzi o jakieś zgłębianie prawdy. Wystarczy jej ułamek wymieszany z odpowiednią interpretacją. I odwołanie do arcyważnych racji politycznej poprawności. Kto odważy się publicznie powiedzieć, że oskarżenie jest mocno naciągane? Kto odważy narazić się na zarzut bycia nietolerancyjnym przeciwnikiem ludzkiej wolności, zamkniętą na nowoczesność konserwą, obrońcą podłych padalców, niewykształconym prostakiem, faszystą albo po prostu głupkiem?
... wygodne tchórzostwo.
Piłatowi nie zależało na skazaniu Jezusa. Pal go sześć, że ostrzegała go przed tym jego żona. Ale jak można było przepuścić okazje, by zagrać na nosie żydowskim przywódcom? Nie lubili go. Ze wzajemnością. Czemu miałby spełniać ich zachcianki? Dlatego gdy tylko zauważył, że Żydzi próbują go w coś wmanewrować skorzystał z okazji, jaka była bytność w Jerozolimie Heroda. To władca Galilei. Na dodatek lepiej obeznany z religią Izraela. Niech się zajmie swoim człowiekiem. Ale Herod Jezusa odesłał... Trzeba było coś zrobić.
Może tłum da się nabrać na okazanie Jezusowi łaski? Nie dał. Może wystarczy Go ubiczować? Na widok skatowanego człowieka serce powinno zmięknąć. Zwłaszcza jeśli żołnierze dodadzą coś od siebie. Mają niezłą inwencję w znęcaniu się nad ludźmi. Ale nie zmiękło. Dalej twardo domagali się wydania wyroku śmierci. Może i można by było pójść z nimi na udry. Ale mogli być niebezpieczni. Tyberiusz nie będzie dochodził, czy był bunt, czy go nie było. Skoro Żydzi mówią, ze jest i sami winnego wydają, on rzymski prokurator powinien skazać. A że tak naprawdę sprawa dotyczyła religii... Dla świętego spokoju trzeba ich żądania spełnić. Umyć ręce i usłyszeć, że „krew Jego na nas i na naszych synów”. No, niech będzie. Co mnie to obchodzi? Tyle innych spraw na głowie...
Dziś też bywa podobnie. Ilu ludzi mówi, że coś nie jest ich sprawą i dlatego niech inni robią co chcą? A że można by choć powiedzieć „nie”? Po co się narażać. Przecież to wymaga wysiłku. A tyle innych spraw na głowie....
I tak to jest. Także wśród chrześcijan. Czasem chcą przechytrzyć, więc zapierają się tego, że są Chrystusowi. Czasem z uporem osła trwają przy swoim, bo przecież są specjalistami i nikt, żaden prorok nie będzie im mówił, że Jezus głosił jednak co innego, niż się im wydaje. A czasem po prostu nie chcą się narażać: umywają ręce i idą do swoich spraw. A Jezus w tych wszystkich zdradzonych, znieważonych, osamotnionych cierpi....
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |