Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Stawka w grze o Boże królestwo jest zbyt wysoka, by wystarczyły tylko ochłapy.
Rozmyślania na kanwie Łk 14, 25-34.
Tekst z cyklu „W drodze do Jerozolimy”.
Uczta u wysoko postawionego w hierarchii faryzeusza już się skończyła. Zebrani usłyszeli z ust Jezusa między innymi przypowieść o zaproszonych na ucztę, którzy wzgardzili zaproszeniem, wybierając swoje sprawy. To był obraz Izraela, który wierzył Bogu tylko teoretycznie. W praktyce żył, i co gorsze, także chciał żyć, po swojemu; nie zamierzał wchodzić na drogi, na które chciał pokierować go Bóg, drogi przyjęcia z wiarą pokornego Mesjasza, Jezusa z Nazaretu. To także obraz nas, chrześcijan XXI wieku, którzy znajdujemy mnóstwo wymówek, by wymowę Ewangelii zmiękczyć, by wybrać tylko to, co w niej wygodne, a to co niewygodne poddać takiej interpretacji, by przestało znaczyć co znaczy. Uczta się skończyła. Jezus zmierza dalej, a idące za Nim tłumy słyszą więcej. Rozwiniecie tego, co w dość oględnej przypowieści Jezus powiedział podczas uczty.
A szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Idziecie za Mną, w porządku. Uważacie że jestem albo mógłbym się stać waszym Mistrzem. Ale czy zdajecie sobie sprawę, czego od was wymagam? Że nie chodzi o drobną fascynację, która pozwoli spokojnie wrócić wam do waszej codzienności, ale o coś, co całe wasze życie wywróci do góry nogami i poukłada w nim wszystko na nowo?
Fascynacja. Idea, która spędza sen z powiek. Podróż życia. Na przykład autostopem z Alaski do Ziemi Ognistej. Droga przez dwa kontynenty, multum nie zawsze bezpiecznych krajów. Dam radę? Czy to w ogóle możliwe? Ile to zajmie czasu? Ile środków pochłonie? Jak to się ma do moich finansów? Jak na taką podróż zarobić? Co muszę wcześniej załatwić? Na co uważać w drodze? Czy mam dość sił? No i też niezmiernie istotne: gdy wrócę moja dziewczyna, czy moja żona, będzie jeszcze na mnie czekała? Trzeba to wszystko i pewnie jeszcze wiele więcej skalkulować. A na czas podróży zrezygnować z wielu spraw: spokojnego domu, z pracy, kontaktów z bliskimi, a nawet najbliższymi. Inaczej się nie da. I muszę liczyć się z tym, że gdy wrócę część mojego starego świata nie będzie już istnieć. Moje miejsce w pracy zajmie kto inny, niekoniecznie czekać na mnie będzie moja ukochana....
Droga do nieba, droga za Chrystusem niekoniecznie jest aż tak wymagająca. Ale jedno w pójściu nią jest podobne: jeśli chcę je osiągnąć muszę poświęcić tej drodze dużo czasu, dużo środków i dużo energii. Bo muszę na pójście nią przestawić całe swoje życie. Czyli zrezygnować z wszystkiego, co pójście nią uniemożliwia. Nawet jeśli spotkam się z niezrozumieniem moich bliskich. Trzeba postawić Ewangelię ponad ojcem, matką, dziećmi, braćmi i siostrami. Więcej, trzeba nawet postawić ją ponad samym sobą! Inaczej nie można być uczniem Chrystusa! Nie, to nie pomyłka, nie przejęzyczenie! Bez takiego postawienia spraw nie można być uczniem Chrystusa!
A krzyż? No właśnie. Jego wymowa to niekoniecznie cierpienie. Zawsze jednak posłuszeństwo. Posłuszeństwo Ojcu, Synowi, Duchowi Świętemu; posłuszeństwo Ewangelii. To posłuszeństwo nieraz przyniesie cierpienie, konieczność przyjęcia bólu odrzucenia ze strony bliskich albo i bólu pójścia na przekór sobie samemu. Ale krzyż to przede wszystkim posłuszeństwo. Kto idzie za Jezusem, a nie ma zamiaru być Mu posłusznym – czyli w każdym calu być wiernym Ewangelii – nie może być Jego uczniem. Połowiczność odpada.
Dlaczego? Jezus właściwie zaraz to tłumaczy. Po prostu stawka jest zbyt wysoka, by wystarczyły tylko ochłapy.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”.
Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.
Sacrum i profanum – dzielą czasem ludzie. To dla Boga, reszta dla mnie. Przecież jestem pobożny, modlę się, chodzę do Kościoła. Czemu Bóg miałby się wtrącać w moje prywatne życie? Ano właśnie dlatego, że stawka o jaką toczy się gra życia jest tak wysoka, że nie wystarczy połowiczność. Nie wystarczy rzucić Bogu ochłapy albo i dać połowę samego siebie. W tę rozgrywkę trzeba zaangażować naprawdę wszystko. Wybrać właściwą hierarchię wartości, czyli nie siebie, nie pieniądze, nie sławę, nie znaczenie postawić na pierwszym miejscu, ale Jezusa. I Jemu, Jego ewangelicznemu wartościowaniu, podporządkować wszystko inne. Swoje relacje z bliźnimi, swój stosunek do kariery, swoje nastawienie do dóbr materialnych.
To nie znaczy nie mieć rodziny, przyjaciół, nie robić kariery i być biednym jak kościelna mysz. Chrześcijanin nie musi i nie powinien rezygnować z tego, co dobre. To raczej znaczy w każdej z tych sytuacji mieć właściwie poustawiane priorytety. Zawsze wskazania Mistrza stawiać ponad to, co radzą ludzie i co podpowiada własne ego. Bo dopiero gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne może być na właściwym.
Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu – powie ktoś na wymagania, jakie stawia Jezus przed idącym za Nim. Dziś wypada mówić, że „wierzę, ale”. I zamiast mierzyć dzisiejszy świat miarę Ewangelii, dostosowywać doń jej wymagania, by wierzący za bardzo się od świata nie odróżniali. Tym wszystkim Jezus na końcu swojej mowy przypomina:
Dobra jest sól; lecz jeśli nawet sól smak swój utraci, to czymże ją zaprawić? Nie nadaje się ani do ziemi, ani do nawozu; precz się ją wyrzuca. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!»
Nie mamy dążyć do tego, by się do świata upodobnić. Mamy naszą innością, naszą wiernością Ewangelii ten świat zmieniać; nadawać rzeczywistości inny, lepszy smak. Mamy uszy? To w końcu powinniśmy Jezusa usłyszeć....
Zobacz też wszystkie (dotąd opublikowane) odcinki cyklu
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |