Kiedy Bóg wychodzi naprzeciw naszym oczekiwaniom, czy nie czujemy się nieswojo? Kiedy w czas niepewności i niedoli docierają do nas słowa pocieszenia, zapewnienie, że ufający Bogu „rozkwitnie jak lilia i jak topola zapuści korzenie”, a wyznający grzech słyszą: „uleczę ich niewierność, szczodrze obdarzę ich miłością” – czy nie szukamy w tym wszystkim drugiego dna, jakby nie do końca pewni własnych potrzeb i mocy Boga?
„Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem” – mówi nam dziś Jezus sam o sobie. Tu właśnie, w tym miejscu, leży jakaś granica, której nikt za nas nie przekroczy. Wierzę lub nie wierzę, ufam lub nie, powierzam się Bogu czy bożkom…
Do refleksji:
Myśl Jana Pawła II:
„Żywot ten, przyobiecany i darowany każdemu człowiekowi przez Ojca w Jezusie Chrystusie, przedwiecznym i Jednorodzonym Synu, wcielonym i narodzonym u progu spełnienia czasów z Dziewicy Maryi, jest ostatecznym spełnieniem powołania człowieka. Jest poniekąd spełnieniem tego Losu, który odwiecznie zgotował mu Bóg. Ten Boży Los przebija się ponad wszystkie zagadki i niewiadome, ponad krzywizny i manowce ludzkiego losu w doczesnym świecie. Jeśli bowiem wszystkie one prowadzą – przy całym bogactwie życia doczesnego – jakby z nieuchronną koniecznością do granicy śmierci i progu zniszczenia ludzkiego ciała, Chrystus ukazuje się nam poza tym progiem: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy (...) nie umrze na wieki” (Redemptor hominis, nr 9).
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.