– Z dużą dozą naiwności wzięliśmy za pewnik, że ludzie, młodzież żyją wiarą. Dzisiaj nie można zakładać, że ludzie w Europie powszechnie wierzą w Boga. Minęły już czasy, w których dorastaliśmy w wierze – powiedział w rozmowie z KAI ks. Fabio Rosini kierujący biurem ds. powołań w diecezji rzymskiej.
KAI: Z doświadczenia Księdza, jako formatora w seminarium duchownym, jakie należałoby wprowadzić zmiany w procesie formacji przyszłych księży?
– Dojrzałość ludzka jest kwestią osobistą i trzeba na nią spojrzeć odrębnie wobec każdej osoby. Znam osoby, które skończyły 50 lat i są zupełnie niedojrzałe. Formacja kapłańska musi być prowadzona po przejściu etapu formacji chrześcijańskiej. Wspominam mojego rektora z seminarium w Collegio Capranica, który powtarzał ciągle, że kiedy przychodzą do nas nowi alumni, to najpierw muszę ich ukształtować jako ludzi, jako mężczyzn, a potem formować jako chrześcijan i na końcu jako kapłanów. Biorąc pod uwagę czas na etapy wspomnianej formacji, jaki mam do dyspozycji, zazwyczaj udaje mi się zacząć formację chrześcijańską. Jest to trochę dramatyczna ocena.
Przede wszystkim do seminarium duchownego nie powinna wstąpić osoba, która nie miała zbawczego spotkania z Panem Jezusem. Podobnie jest w życiu małżeńskim. Nie można żenić się będąc mentalnie dzieciakiem. Trzeba żenić się z dojrzałą duchowo i mentalnie kobietą, albo wyjść za dojrzałego mentalnie i duchowo mężczyznę. Osoba z infantylną mentalnością nie może wstąpić do seminarium. Tak jak nie można wyświęcić na księdza osoby nieochrzczonej. Najpierw trzeba dać takiej osobie religijne życie poprzez sakramenty chrztu, eucharystii i bierzmowania. Często brakuje niestety pełnej formacji chrześcijańskiej przed seminarium duchownym. Może warto przyjąć model formacji wprowadzonej przez arcybiskupa Paryża kard. Jean Marie Lustigera. Zamknął seminarium duchowne i alumnów umieścił w parafiach. Seminarzyści mieszkali z godnymi zaufania kapłanami i odbywali formację. Ich seminarium duchownym była w parafia. Alumni spotykali się wspólnie od czasu do czasu, aby dzielić się swoimi doświadczeniami. Myślę, że i dziś jest to jakaś propozycja. Podkreślmy, prawdziwym problemem jest rozdział pomiędzy formacją seminaryjną a tym, czym jest realne życie w kapłaństwie.
KAI: W jakim sensie?
– Zazwyczaj wstąpienie do seminarium oznacza wejście do miejsca, które jest odseparowane od świata. Jeśli formacja seminaryjna trwa stosunkowo krótko, to może tak być. Ale jeśli ma stać się pomysłem na kształtowanie kapłana przez większość czasu, przebywanie w miejscu kompletnie oderwanym od rzeczywistości, to po powrocie do realnego świata trudno będzie mu cokolwiek ważnego powiedzieć ludziom. Nie może przecież mówić, aby wszyscy odseparowali się od świata i wtedy zostaną dobrymi chrześcijanami. Moim zdaniem wydłużenie czasu trwania formacji seminaryjnej nie ma już sensu. Trzeba twardo postawić pytanie: gdzie rodzi się i wypełnia powołanie kapłańskie. Ma się zrodzić i wypełniać we wspólnocie chrześcijańskiej, z codziennego doświadczenia zbawienia.
KAI: Dlatego rola wspólnot parafialnych jest tak ważna?
– Zdecydowanie tak. Wspólnoty parafialne stają się miejscami, w których kapłańska rzeczywistość jest modelowana. Jedenaście lat temu powierzono mi biuro ds. powołań w naszej diecezji. Zajmowałem się przede wszystkim pierwszą ewangelizacją. Starałem się umocnić wiarę ludzi. Z tego później zrodziło się moje podejście do powołań kapłańskich. Mężczyźni, którzy wcześniej przeszli przez formację ludzką i chrześcijańską a później dopiero powołaniową pokazują, że jest to dobra droga. Odwołam się do statystyki, która mówi o spadku liczby powołań. Wszyscy mówią, że mamy mniej powołań. Ale to nie jest dokładnie tak. Jeśli spojrzymy na odsetek powołań w latach sześćdziesiątych w proporcji do liczby wiernych okaże się, że procentowo dzisiaj jest tak samo jak wtedy. Kiedy było bardzo dużo wiernych, było dużo powołań. Teraz wiernych jest dużo mniej i jest mniej księży. Ale procentowo wszystko wygląda tak samo. Największym zaniedbaniem z naszej strony jest brak formacji wiernych. Życie chrześcijańskie powinniśmy rozwijać na poziomie globalnym. Wtedy pojawiliby się synowie i córki chrześcijańskich rodziców i byłyby powołania. Jeśli zajmujemy się tylko okazjonalnym duszpasterstwem albo innymi formami pobożności, które nie rozwijają wiary w ludziach, otrzymujemy takie a nie inne wyniki. Potrzebujemy rozpalenia płomienia wiary. Papież w adhortacji “Evangelii gaudium” napisał, że powinniśmy rozpoczynać procesy, a nie zajmować przestrzenie. Jak się zaczynają procesy? W ostatnich latach poświęciłem dużo energii na zainicjowanie procesów wiary u wielu młodych ludzi. Pośród nich zrodziło się później wiele powołań. Jak ktoś mnie pyta, czym jest powołanie, odpowiadam, że jest życiem w prawdzie o sobie samym. Dlatego tak ważnym jest to, żeby ludzie spotkali najpierw Jezusa, a potem przyjdzie czas na rozeznanie powołania.
KAI: Klerycy , którzy opuszczają seminarium są trochę lustrzanym odbiciem społeczeństwa?
– To prawda i niestety zły znak. Świadczy to też o tym, że czas spędzony w seminarium nie tworzy nowej tożsamości jaką powinien prezentować sobą kapłan. Młodzi mężczyźni jakimi wstępują do seminariów takimi wychodzą. Na przykład jeśli wstępują przywiązani do mediów społecznościowych kończą seminarium z tym przywiązaniem. Jeśli wstępują przywiązani do rzeczy tego świata, do mody, takimi opuszczają mury seminarium.
Jeśli w swojej formacji chrześcijańskiej będą starali się być wolnymi od rzeczy tego świata, to wychodząc z seminarium będą wolnymi kapłanami. Jeśli jako chrześcijanie, jako księża nie będą myśleć tylko o nowinkach technologicznych, o tik-toku itd., ale będą je wykorzystywać w ewangelizacji, to będzie właściwe myślenie. Mamy być przede wszystkim chrześcijanami. Naszym życiem mamy pokazać kim jesteśmy i co robimy. Mamy pokazać, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Spotkanie z chrześcijaninem powinno powinno oznaczać spotkanie się z życiem wiecznym, życiem, które pokonało śmierć. To jest prawdziwa droga.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |