Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »W liturgii nie ma miejsca dla widzów; w niej nie ma nic do oglądania czy do posłuchania, wszystko jest do przeżycia. Ilekroć stajemy przy ołtarzu, aby sprawować Eucharystię, słyszymy zaproszenie: „Módlcie się, aby moją i waszą Ofiarę przyjął Bóg, Ojciec wszechmogący”. Jesteśmy wezwani, aby przystąpić do czynności - mówi w wywiadzie dla KAI ks. prał. dr Mateusz Matuszewski.
KAI: Każda zmiana powoduje jakieś straty. Przez rezygnację z łaciny zerwaliśmy nić uniwersalizmu. Katolik, który pojechał ze swojego kraju gdzieś daleko i uczestniczył w liturgii sprawowanej po łacinie, miał większe poczucie przynależności do jednego Kościoła.
– Zawracanie głowy! Ilu moich parafian z Kamionka uczestniczyło chociaż raz we Mszy św. w Buenos Aires?
KAI: Ale do Rzymu jeżdżą, i to zapewne dość często.
– Już nie tak często. A poza tym, kto panu powiedział, że w posoborowej liturgii nie ma miejsca na łacinę? Sobór nie zniósł łaciny, która nadal pozostaje językiem liturgicznym Kościoła rzymskiego, ale jedynie dopuścił języki narodowe ze względu na duchowy pożytek wiernych. Owszem, to bardzo źle, jeśli nawet w polskich katedrach nie ma w niedzielę ani jednej Mszy w języku łacińskim. Sobór powiedział jasno, że w liturgii Kościoła łacina i śpiew gregoriański pozostają jako uprzywilejowane.
KAI: Dlaczego tak łatwo odeszliśmy od Mszy łacińskiej i od chorału gregoriańskiego?
– Podupadła kultura liturgiczna w naszych parafiach i zabrakło ludzkich zasobów. Jeśli w porannej Mszy św. dnia powszedniego uczestniczą tylko trzy babcie, z których dwie kłapią sztuczną szczęką, to mimo najlepszych chęci gregoriański „Introit” nie wyjdzie. Lepsza już będzie polska pieśń ze śpiewniczka kościelnego. Oczywiście dobór pieśni też pozostawia wiele do życzenia. Tak często organiści zapominają, że nie wszystko, co jest dobre na pielgrzymkowym szlaku albo przy ognisku podczas obozu żeglarskiego, pasuje podczas Najświętszej Ofiary.
Poza tym za bardzo poszliśmy na łatwiznę, i to wierni bardziej niż księża. Przez dziesięć lat byłem rezydentem w jednej z parafii w podwarszawskich Ząbkach. Raz w miesiącu celebrowaliśmy wieczorną Mszę niedzielną po łacinie. Co jakiś czas trzeba było wysłuchać pretensji, dlaczego tyle lat po soborze katujemy jeszcze łaciną. Jednocześnie przychodzili i tacy, którzy dziękowali. Jedni chcą liturgii uroczystej, z łacińskimi śpiewami, kadzidłem i procesjami; inni wolą Msze proste, zrozumiałe i nietrwające za długo. Niestety, tych pierwszych jest zdecydowanie za mało. A przecież nie trzeba uniwersyteckiej znajomości łaciny, by pokochać Mszę łacińską. Czy kiedy śpiewamy po łacinie hymn „Gloria in exelsis Deo”, to nie wiemy, o czym on mówi?
KAI: Czy w jakimś stopniu na reformę liturgiczną miał wpływ ruch ekumeniczny?
– Posoborowa reforma liturgii została podjęta nie tylko w wyniku pragnienia „powrotu do źródeł”, ale i w klimacie otwarcia Kościoła rzymskiego na inne Kościoły oraz wspólnoty wyznaniowe. Rzym zawsze patrzył z wielkim szacunkiem na Wschód, tak bogaty w rozmaite rodziny i ryty, strzegący form liturgicznych od chrześcijańskiej starożytności. To ze Wschodu przyjął Kościół rzymski większość świąt roku kościelnego, wiele modlitw i znaków. Być może nawet najstarsza rzymska Modlitwa eucharystyczna, zwana Kanonem Hipolita, bo jej autorstwo przypisuje się temu rzymskiemu prezbiterowi, została przez niego przywieziona właśnie ze Wschodu. Najmocniejszym znakiem otwarcia Rzymu na bogactwo liturgicznego skarbca Wschodu było wprowadzenie do liturgii mszalnej czwartej Modlitwy eucharystycznej, opartej na liturgii św. Bazylego.
KAI: A czy było jakieś oddziaływanie ze strony Kościołów reformacji?
– Tak jak Wschód szczyci się bogatymi zasobami euchologijnymi, wielością tekstów modlitewnych i śpiewów oraz pięknem samej celebracji, tak kościelne wspólnoty poreformacyjne są kustoszami stołu Słowa Bożego. Skoro sama reformacja odbywała się pod hasłem „sola Scriptura” i postulowano w niej powrót do Pisma Świętego jako księgi znanej i codziennie „spożywanej”, to doświadczenie obszaru protestanckiego w celebrowaniu liturgii Słowa zasługuje na uwagę. Dlatego zespoły pracujące nad przygotowaniem „Lekcjonarza mszalnego”, dzięki któremu stół słowa Bożego został zastawiony dla wiernych jak najobficiej, inspirowały się praktyką luterańską z krajów skandynawskich. Proszę zauważyć, że jednym z największych darów posoborowej reformy liturgii jest właśnie „Lekcjonarz”. Teraz uczestnik codziennej Mszy św. otrzymuje w ciągu dwóch lat prawie całą Biblię.
KAI: Mówiliśmy z uznaniem o Wschodzie. Dorzuciłbym jeszcze jeden pozytywny aspekt. W Kościołach wschodnich nie dopuszczają do ołtarza dzieci, a u nas nagminnie ministranci albo niemal przedszkolaki dukają tekst Pisma Świętego.
– Przepraszam bardzo, ale sytuacje, o których pan wspomina, nie mają nic wspólnego z posoborową reformą, lecz są wyrazem liturgicznej ignorancji. Posługę lektora mogą pełnić tylko mężczyźni, którzy po odpowiednim przygotowaniu zostali do niej wprowadzeni w liturgicznym obrzędzie, a funkcję lektora, czyli czytającego Pismo Święte na zgromadzeniu liturgicznym, można zlecić każdemu przygotowanemu wiernemu, kobiecie lub mężczyźnie, ale nie dziecku. Nawet na Mszy św. pierwszokomunijnej czytania biblijne powierza się rodzicom, a nie dzieciom. Dzieci mogą wykonać śpiewy międzylekcyjne albo wezwania Modlitwy powszechnej.
Kiedy jakiś ksiądz pyta, czy nie można by pozwolić dziecku na odczytanie Lekcji biblijnej, odpowiadam, że pod jednym warunkiem: będzie czytało także ogłoszenia parafialne. Wtedy duchowny wycofuje się z „dobrego” pomysłu.
Podobnie jest z ministrantami. Nieznajomość norm liturgicznych powoduje, że w niejednej parafii wykonują czynności, które są zarezerwowane tylko dla posiadających święcenia lub posługę, np. przygotowywanie pateny i kielicha na ołtarzu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |