Równowaga między starym a nowym. Poszukiwanie nowych form. Ale bez tworzenia enklaw dla wysublimowanych gustów koneserów.
Kolejne ważne dla Kościoła – szczególnie dla sprawowanej przezeń liturgii – wydarzenie przeszło niemalże bez echa. Poza jednym omówieniem, jakie ukazało się w polskich mediach, o reszcie możemy dowiedzieć się najwyżej z opublikowanego na stronie Papieskiej Rady Kultury programu. Strata tym większa jeśli uświadomimy sobie, że chodzi o sympozjum w związku z pięćdziesiątą rocznicą ogłoszenia Instrukcji Musicam Sacram.
Dokument niemalże nieznany. O czym świadczyć może najpierw konsternacja, potem dyskusja, jaka wywiązała się przed kilku laty na stronie Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, gdy jeden z jego autorów zwrócił uwagę na pewien szczegół dokumentu. Chodzi o tak zwane stopnie uczestnictwa we Mszy świętej śpiewanej. W punkcie Instrukcji 28 czytamy: „Musi być jednak zachowany porządek tych stopni, mianowicie: pierwszy stopień może być użyty nawet sam, drugi zaś i trzeci, tak w całości jak i częściowo, nigdy bez pierwszego”.
Co to oznacza w praktyce? Do pierwszego stopnia należą: śpiew pozdrowienia, kolekta, aklamacja przy Ewangelii, modlitwa nad darami, prefacja z dialogiem i Sanctus, doksologia kończąca Kanon, Modlitwa Pańska, Pax Domini, modlitwa po Komunii, rozesłanie. Jeden z uczestników wspomnianej dyskusji słusznie zauważył, że jeśli nie śpiewa się wymienionych tu części Mszy świętej, nie powinno się śpiewać pozostałych.
To tylko jeden przykład trudności związanych z realizacją wskazań dokumentu. Tu jednak warto zwrócić uwagę na inny wątek rzymskiego sympozjum. A właściwie przemówienia, wygłoszonego na zakończenie przez papieża Franciszka. Chodzi o relacje między tym, co stare i nowe, zwłaszcza o jakość wykonywanych utworów.
Mała dygresja. Dyskusja nad jakością wykonywanych w liturgii utworów nie jest czymś nowym. Tak jak nie jest nowym sam problem. Czego dowodem jest powstały na początku XIX wieku w Ratyzbonie ruch cecyliański. Niekwestionowanym jego liderem i duszą był ksiądz Franciszek Haberl. Ruch był oddolną reakcją na upadek kultury muzycznej w Kościele zachodnim. Podczas liturgii wykonywano powszechnie utwory wybujałego baroku, a tradycyjny chorał i utwory polifoniczne w stylu szkoły rzymskiej zostały wyparte przez kompozycje barokowe.
Ta uwaga ważna jest dla zwolenników teorii, głoszącej upadek chorału po Soborze Watykańskim II. Zaczął się, jak widać, długo przed soborem. Reakcją był dekret Piusa Inter pastorali offici z 22 listopada 1903 roku. Zawierał polecenie wydania nowych ksiąg chorałowych i wyraźnie opowiedział się za benedyktyńską formą chorału watykańskiego.
Dziś problemem, zwłaszcza w Polsce, jest nie tylko zanik chorału. Problemem nie jest także krytykowana gitara czy instrumenty bębenkowe. Bo w praktyce parafialnej stosowane są rzadko. Problemem jest przenikanie do liturgii utworów kiepskiej wartości artystycznej.
Kolejna dygresja. Jeszcze za czasów licealnych mój osobisty proboszcz jechał do jednej z podwłocławskich parafii. „Mają zrobić na ścianie mozaikę, muszę odwieść ich od tego zamiaru.” Niech ksiądz prałat tego nie robi – odparłem – może okazać się cudowną. Na co on odpowiedział z uśmiechem: nie będzie, bo kiepski artysta. Z wykonywaną podczas liturgii muzyką może być podobnie.
Dochodzimy w ten sposób do papieskiego przemówienia (niestety, nie ma oficjalnego przekładu na język polski). Franciszek wskazał na piękno wykonywanych w liturgii utworów mistrzów klasycznych, ale też przestrzegał, by celebracja nie stała się nic nie mówiącym współczesnemu człowiekowi antykwariatem. Zachęcił do poszukiwania nowych form, ale ostrzegał przed ich banalnością. Wskazał wreszcie, nie po raz pierwszy, na klucz doboru śpiewów. Nie wymyślając przy ty niczego nowego. Ten klucz zapisany był w Instrukcji. Tym kluczem posługiwali się czołowi przedstawiciele ruchu cecyliańskiego. Includere – włączać. (Pamiętam kilkakrotnie powtórzone przez Franciszka w homilii podczas jubileuszu księży.) Instrukcja podkreśla z całą mocą: „Nie ma nic podnioślejszego i milszego nad zgromadzenie wiernych, które wspólnie w pieśni wyraża swoją wiarę i pobożność. Dlatego też należy z całą gorliwością doprowadzić lud do czynnego udziału, przejawiającego się w śpiewie” (MS 16).
Zatem równowaga między starym a nowym. Poszukiwanie nowych form. Ale bez tworzenia enklaw dla wysublimowanych gustów koneserów. Forma i język zrozumiałe dla współczesnego człowieka. Broniącym tylko tego, co stare, przypominam: chorał w pewnym momencie też był nowością. Organy były nowością. Muzyka polifoniczna była nowością. Wszystko kiedyś było nowością. Niejednokrotnie budzącą sprzeciw. Pamiętajmy jednak: za każdym razem gdy pojawiała się ta nowość Kościół zaczynał mówić do człowieka konkretnej epoki. Tak powinno być również dziś.
Nowe może być piękne. Może nawiązywać do tradycji. Może włączać. Przykładem niech będzie przeznaczona zasadniczo na Komunię świętą pieśń „Ludu kapłański”. Jest przeznaczona dla wszystkich antyfona. Jest śpiew polifoniczny scholi. Jest wreszcie piękna i porywająca forma. Tu fragment w wykonaniu chóru z parafii św. Rocha w Rzeszowie. Może ktoś wykorzysta.
Chór Św.Rocha Rzeszów-Słocina
Ludu kapłański
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |