Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »III Niedziela Wielkiego Postu
Kazanie pasyjne 2005
Byliśmy już w raju i w ludzkim sercu, gdzie swój początek przez grzech ma cierpienie. Byliśmy w Wieczerniku i w Ogrodzie Oliwnym, gdzie nie tylko odnajdywaliśmy początek cierpień Jezusa, ale przyglądaliśmy się, jak On je przyjmuje. Szukaliśmy też przykładów, jak ludzie potrafią przyjmować cierpienie.
Kazania pasyjne w swej najgłębszej treści powinny być stopniowym, krok po kroku, rozważaniem męki i śmierci Chrystusa. Ale człowiek jest tak skonstruowany, że nie potrafi tak naprawdę odczuć, jaki jest ból kogoś innego. Jeśli ktoś mówi, że cierpi, próbujemy sobie wyobrazić, co czuje, odwołując się do własnych przeżyć. Gdy ktoś mówi, że go boli, my przypominamy sobie nasz ból. I nie ma od tej zasady wyjątków. Czynimy to nawet wtedy, gdy rozważamy cierpienia naszego Zbawiciela. Jego ból próbujemy sobie wyobrazić odwołując się do tego, jak sami się czujemy w chwilach cierpienia.
Czy więc jesteśmy w stanie wiedzieć, jak naprawdę cierpiał Chrystus?
Nie.
Nie wiemy tego i wiedzieć nie będziemy, tak samo jak nie znamy prawdziwego wymiaru cierpienia nawet najbliższych nam ludzi. Gdy cierpi matka, ojciec, brat siostra, córka, syn, chociaż bardzo chcemy współodczuwać ich cierpienie, w rzeczywistości oceniamy ich ból z własnej perspektywy.
Czy to źle?
Nie.
Nie ma w tym nic złego, bo każdy człowiek jest tajemnicą, zarówno w chwili szczęścia, w chwili radości, w chwili uniesienia, jak i w chwili dramatu, nieszczęścia, opuszczania.
Czy to znaczy, że nie powinniśmy podejmować prób zrozumienia cudzego bólu i współuczestniczenia w nim? Powinniśmy. Nie szkodzi, że pojmujemy go po swojemu. Nie szkodzi, że próbując zrozumieć cudze cierpienie, tak naprawdę podejmujemy wysiłek, aby zrozumieć, dlaczego i jak sami cierpimy.
Rozważanie męki Pana Jezusa ma przecież jakiś cel. Nie chodzi o napawanie się Jego bólem. Nie chodzi o płytkie, czułostkowe ulitowanie się nad Nim. Chodzi o zrozumienie, że cierpienie jest realnym zjawiskiem. O uświadomienie sobie, że źródłem cierpień jednego człowieka niezwykle często jest inny człowiek.
Spójrzmy uważnie na opisy Chrystusowej Pasji zawarte w Piśmie Świętym. Nie ma tu takich przyczyn, jak choroba, wypadek, jakaś katastrofa.
Cała męka Jezusa ma swe źródło w ludziach. To oni są stanowią źródło. To oni są sprawcami. To oni wymyślają, jak spowodować, żeby Chrystus cierpiał. To oni zadają Mu ból. To oni robią Mu krzywdę.
Oni? Jacy oni?
Łatwo wymienić. Judasz, Apostołowie, którzy uciekli, ci, którzy Go aresztowali, arcykapłani, Herod, Piłat, ci, którzy Go biczowali, Ci którzy Go...
Łatwo jest spychać winę na innych. Na tych, którzy wtedy, dwa tysiące lat temu, dawali upust swoim najgorszym instynktom, którzy kierowali się nienawiścią lub tylko wypełniali rozkazy. Łatwo jest podchodzić do męki Chrystusa tak, jak się ogląda film o nieznanym człowieku, którego dręczą wrogowie. Z dystansem. Z przekonaniem, że mnie to nie dotyczy, że ja z tym nie mam nic wspólnego.
Jest coś zdumiewającego w człowieku, że chociaż nie potrafi w pełni przeżyć cierpienia innych, znakomicie wie, jak innym sprawiać ból.
Spróbujmy więc dzisiaj, stojąc w obliczu niepojętego cierpienia Jezusa Chrystusa, zastanowić się nad tym, w jaki sposób sprawiamy innym ból. Dlaczego to robimy. I czy zdajemy sobie sprawę, że każde cierpienie, które zadajemy drugiej osobie, ma też inny wymiar, wymiar sięgający daleko poza nasze relacje z człowiekiem, któremu robimy krzywdę.
Pamiętam, gdy na jednej z pierwszych katechez, jeszcze w przedszkolu, usłyszałem, że cierpienia, jakich doznał Pan Jezus, to także moja sprawa, że także przeze mnie Chrystus cierpiał.
- Jak to? - oburzyłem się. - Przecież to było dawno. Wcale mnie tam nie było. A nawet gdybym był, to też bym nie był winny, bo ja wcale nie chcę Panu Jezusowi robić nic złego, bo On mi nie zrobił nic złego.
W salce zrobiło się cicho, a katechetka szukała słów, aby mi wytłumaczyć, dlaczego również ja jestem sprawcą Jezusowej męki. No bo jak małemu dziecku wytłumaczyć tajemnicę zła? Tajemnicę jego rozprzestrzeniania się po świecie?
Jacek Salij OP napisał: „Tajemnica zła i cierpienia dręczy ludzi od niepamiętnych czasów. Ale istotny krok do jej zrozumienia udaje się zrobić tylko tym spośród nas, którzy swoim sercem zaczną pojmować, że Boga powinno się kochać całym sobą oraz że dobrowolne odejście od Niego (poprzez oddanie się grzechowi) świadczy o najgłębszym, jakie daje się pomyśleć, zaburzeniu w naszym instynkcie samozachowawczym”.
A Prymas Polski stawiał jakiś czas temu diagnozę: „Nie ma dnia, by nie słyszało się o zamachach, o zabitych, o wrogich manifestacjach, o podsycaniu nienawiści. A z nienawiści powstaje jedynie zniszczenie.
Pojawia się więc jeszcze inna tajemnica - tajemnica zła. Biblijny Kain zabił swego brata, Abla, bo był zazdrosny o swoje wpływy i nie mógł znieść braku uznania dla siebie. Możemy powiedzieć: zagubił sumienie, nie potrafił wyważyć, co jest dla niego lepsze. Choć był stworzony na obraz i podobieństwo Boże, to posiadając obraz, nie dorastał do podobieństwa. Mówimy o Kainie, ale myślimy o naszych stosunkach międzyludzkich. Z góry płyną wzorce gorszące, jakby człowiek sam chciał się upodlić i zgotować sobie zagładę”.
Trudno się nie zdziwić razem z o. Salijem: „Zdumiewające dobre samopoczucie: ja, mimo że tyle we mnie egoizmu, zakłamania, wygodnictwa, nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za to, że świat zrobił się taki nieludzki! Wszystkiemu winien jest Pan Bóg oraz jacyś inni ludzie. Zachowujemy się zupełnie jak nasz praojciec Adam, który zamiast przyznać się do własnej winy, wskazywał na winę swej żony oraz obwiniał samego Pana Boga: "Niewiasta, którą Ty postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem"”.
Są tacy, którzy szukając nie tyle wyjaśnienia własnej skłonności do czynienia zła i zadawania innym cierpienia, wskazują, że przecież to nie mieszkający w raju ludzie wymyślili grzech pierworodny, lecz ktoś im go podpowiedział. Ktoś, kto sprzeniewierzył się swemu anielskiemu powołaniu i wybrał walkę z Bogiem. Szatan. Diabeł. Wielki kłamca.
To prawda. Człowiek sprawia innym cierpienie, gdy ulega pokusie. Gdy zgadza się, aby zamiast naturalnego pociągu do dobra, opanowywał go mrok, w którym jedynym zajęciem jest szukanie krzywdy innych. Szatan chce naszego nieszczęścia. Bóg chce, abyśmy byli szczęśliwi. Dlaczego więc tak często wybieramy propozycję szatana? Dlaczego tak często stajemy się sprawcami bólu?
Różnica jest zasadnicza. Szatan zawsze nas okłamuje. W jego wersji cudze cierpienie może być źródłem naszej radości, może nas uszczęśliwić. Bóg zawsze mówi nam prawdę. Dlatego zło uderza także w Niego. Bóg się nie uchyla. Nie czyni uników. Pozwala, abyśmy byli sprawcami Jego cierpienia. I nie szuka zemsty. Stara się nas przed samym sobą wytłumaczyć.
Bóg bierze na siebie cierpienie, przyjmuje cierpienie ludzi. On, inaczej niż my, potrafi zrozumieć do głębi każde ludzkie cierpienie.
Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty powiedziała: „Samo w sobie cierpienie jest niczym, ale dzielone z męką Chrystusa stanowi wspaniały dar. Największym darem, jaki otrzymał człowiek, jest możliwość uczestniczenia w męce Chrystusa... W Chrystusie ukazane zostało, że najwyższym darem jest miłość, bo cierpienie dorównało cenie grzechu”.
Jesteśmy sprawcami cierpienia. Pora odpowiedzieć na pytanie: „Jak długo jeszcze?”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |