III Niedziela Wielkiego Postu
Biczowanie Jezusa
Według Ewangelii św. Mateusza scena biczowania wyglądała tak:
Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Pytał ich namiestnik: «Którego z tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił?» Odpowiedzieli: «Barabasza». Rzekł do nich Piłat: «Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?» Zawołali wszyscy: «Na krzyż z Nim!» Namiestnik odpowiedział: «Cóż właściwie złego uczynił?» Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: «Na krzyż z Nim!» Piłat widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: «Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz». A cały lud zawołał: «Krew Jego na nas i na dzieci nasze». Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie. (Mt 27,20-26)
A Ewangelia wg św. Jana dopowiada jeszcze parę szczegółów:
Wówczas Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować. A Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i przemówił do nich: «Oto wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy». Jezus więc wyszedł na zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: «Oto Człowiek». Gdy Go ujrzeli arcykapłani i słudzy, zawołali: «Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!» (J 19,1.4-6a)
Biczowanie. Czytając opis Ewangelii wg św. Mateusza, człowiek zaczyna się zastanawiać, jaki był cel skazania Jezusa na dodatkowe cierpienie. „Uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie.”
Przecież Piłat mógł Jezusowi tego cierpienia biczowania oszczędzić. Niesienie krzyża i potem samo krzyżowanie wiązało się z dostatecznie wielką męką.
Może Piłat zastosował tylko „procedurę”? A może było to tylko dodatkowe bezmyślne okrucieństwo, do którego nawet nie przywiązywał większej wagi?
Czytając Ewangelię wg św. Jana można jednak wysnuć wniosek, że Piłat kazał Jezusa biczować, by potem, pokazując skrwawionego i umęczonego Człowieka, wzbudzić w tłumie litość: „Jezus wyszedł na zewnątrz. Piłat rzekł do nich: «Oto Człowiek». Gdy Go ujrzeli arcykapłani i słudzy, zawołali: «Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!»” Jeśli Piłat w ten sposób chciał wzbudzić litość wśród zebranych ludzi, to okazało się, że widok Ubiczowanego tylko wzmógł agresję tłumu.
Te dwie sceny biczowania Jezusa, zawarte w Ewangelii, mówią wielką prawdę o nas samych, o naszym biczowaniu innych ludzi, o naszych ranach, które nosimy, często skwapliwie chowając je przed światem i przed Bogiem.
Biczowanie. Padające raz za razem uderzenia. Niemożność uchylenia się przed nimi, niemożność ucieczki. Bezradność i oczekiwanie na kolejny cios. Ze strony tych, których się kocha...
Czemu biczujemy innych? Czemu uderzamy drugiego człowieka ręką, kablem od żelazka, laczkiem, kijem lub rózgą? Czemu bijemy nasze dzieci – najbardziej bezbronne nie tylko dlatego, że są małe i nie mają dokąd uciec, ale bezbronne w swojej miłości do tych, którzy je katują?
Zaraz padną zaprzeczenia – „nie katuję swojego dziecka”, „to był tylko klaps/policzek”, „nie uderzałam/nie uderzyłem mocno”...
A jak my byśmy się czuli, gdyby ktoś nas policzkował, dawał nam klapsa w pupę, gdyby nas szarpał i mocno popychał? Gdyby ktoś podniósł na nas – na dorosłych – rękę?
Czy przyjęlibyśmy tłumaczenie, że to nie było przecież katowanie? Że to tylko klaps albo policzek? Że cios nie był mocny?
Możemy się obruszać na takie ujęcie tematu i mówić, że przecież klaps nikomu jeszcze nie zaszkodził – mając na myśli swoje doświadczenia z dzieciństwa. Skoro nam, porządnym ludziom, nie zaszkodził, to i naszym dzieciom nie zaszkodzi...
A jednak problem bicia dzieci istnieje – skoro nawet państwo uznało, że trzeba to uregulować ustawą - i to w kraju katolickim, gdzie większość deklaruje wiarę w ubiczowanego Jezusa.
Bicie bezbronnych, słabych, zależnych od nas...
Znajoma, która ma kilkoro dzieci, przyznała, że kiedy były one mniejsze, czasem karciła je w ten sposób. Za każdym razem jednak widziała, że taki sposób kary był tylko i wyłącznie oznaką jej słabości, jej niecierpliwości, braku chęci, by poświęcić problemowi i dziecku więcej uwagi i czasu. Bicie wiązało się też z poczuciem, że to dziecko jest w jej rękach, że ma nad nim władzę – i może zrobić wszystko... brzmi to przerażająco, prawda? A to naprawdę zwyczajna kobieta, jakich wokół nas wiele.
Jeśli zastanowimy się, czemu bijemy nasze dzieci, to musimy przyznać przed sobą, że przeważnie wynika to z poczucia bezradności w danej sytuacji; z naszej niewiary w perswazję, w tłumaczenie i wyjaśnianie. Łatwiej jest uderzyć i siłą coś wymusić, niż z dzieckiem porozmawiać, dać dziecku czas, wyciągać konsekwencje i samemu być konsekwentnym, samemu dawać przykład właściwego postępowania.
Ważne, by zrozumieć, że brak bicia to nie jest wychowanie bezstresowe.
W wychowaniu dziecka niezbędne są jasne i klarowne zasady i ich egzekwowanie. Paradoksalnie – brak takich zasad, brak wyznaczonych dziecku konkretnych granic, jakie obowiązują w rodzinie, wyrządza dziecku wielką krzywdę. Też go rani.
Zresztą dotyczy to nie tylko dziecka.
To dlatego Bóg dał człowiekowi Dekalog: On jako Ojciec najlepiej wie, że przestrzeganie zasad, zawartych w Dekalogu, pomaga człowiekowi, a nie go ogranicza. Zauważmy jednak, że Bóg nie egzekwuje przestrzegania tych zasad przemocą. On cierpliwie człowieka prowadzi, wyjaśnia mu, tłumaczy, wychowuje – Bóg ciągle bez reszty jest dla człowieka.
Nam jednak często brak tej cierpliwości, brak opanowania – i w emocjach, albo – co gorsza – na zimno i z wyrachowaniem, siłą egzekwujemy posłuch, biciem zmuszamy do przyjęcia praw, które ustanawiamy. I nie wzrusza nas płacz dziecka. Tak samo jak Żydów nie wzruszył widok ubiczowanego, zakrwawionego Jezusa. Na widok słabszego rośnie w człowieku agresja. A im więcej stosujemy przemocy, tym trudniej nam nad własną agresją zapanować, zatrzymać się. Ta agresja przejawia się nie tylko w przemocy fizycznej. O wiele częściej przejawia się w przemocy słownej, czasem psychicznej. I tak jak łatwiej nam bić dzieci, tak wobec dorosłych częściej agresja przejawia się w słowach. Wobec najbliższych prawie wcale nie liczymy się ze słowami.
Ileż w naszych słowach złości i złośliwości; ile kpiny i ironii; wyśmiewania słabości i jątrzenia ran. Używamy wulgarnych słów, przeklinamy. Obmawiamy, rzucamy oszczerstwa.
Czemu tak jest? Czy wierzymy w to, że słowo może zaboleć tak, jak uderzenie pięścią? Że rana zadana słowem przez bliską, kochaną osobę, może się nigdy nie zagoić i wpłynąć na całe życie człowieka?
Kim bowiem jest człowiek?
Został stworzony jako istota cielesna, z psychiką i duszą. Człowiek jest jednością tych trzech rzeczywistości. Każdy uderzenie w ciało, wywołuje rany w psychice i duszy człowieka. Każde zranienie psychiki odbija się na zdrowiu ciała i duszy. Każda rana duszy ma odzwierciedlenie w ciele i psychice. Trudno w to uwierzyć, wiem, bo rany psychiki i rany duszy nie rzucają się tak bardzo w oczy. Ciało pokazuje nam od razu, że zostało zranione: sińce, krew, pręgi, połamane kości, opuchlizna, obrzmienie. Jak jednak zobaczyć rany psychiki i duszy, jakie powstają wtedy, gdy biczujemy słowem lub ręką drugiego człowieka?
Tu mogliby się wypowiedzieć nauczyciele, psycholodzy, wychowawcy, którzy w swoim życiu spotkali się z bitymi dziećmi, z maltretowanymi psychicznie. Oni wiedzą najlepiej, ile w tych dzieciach, czasem już dorosłych, lęku, agresji wobec słabszych. Ile w tych ludziach niewiary we własne siły i umiejętności. Odrzucenia własnej godności i prawa do istnienia. Niewiary w wartość własnego życia. Jak bardzo ich psychika została zniszczona, poraniona.
A dusza? Czy nie jest ogromną raną duszy, gdy człowiek nie potrafi uwierzyć w miłość Boga, bo tej miłości nie zaznał od rodziców? A problem z przebaczeniem tym, którzy byli oprawcami?
Ludzkie ciało pomaga leczyć medycyna. Ludzką psychikę leczą psycholodzy. Kto jednak może wyleczyć duszę? Na pewno pomaga spowiedź – w tym właśnie sakramencie Pan Bóg, wybaczając nam grzechy, koi rany duszy, które grzech powoduje. To właśnie w tym sakramencie Bóg uwalnia człowieka z agresji, złości, nienawiści. Uczy przebaczenia. Ale przecież nie spowiadamy się z tego, że zostaliśmy zranieni, że nosimy w sobie rany zadane przez rodziców, rodzeństwo, najbliższych nam ludzi. Czy tych ran nie można więc uleczyć?
Można. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Trzeba tylko jednego – przyjść z nimi do Jezusa ubiczowanego, opowiedzieć Mu o swoich ranach. Przyznać się do tego, że i nas pobito, opluto, wyśmiano, wykpiono – i że nas to boli tak, jakby ktoś zadał naszemu ciału najgorsze katusze.
Bolą nas wypowiedziane przez najbliższych słowa złości i nienawiści, ale bolą też niewypowiedziane nigdy słowa miłości i akceptacji. Boli spojrzenie obojętne lub wrogie, boli brak spojrzenia pełnego radości i szczęścia na nasz widok. Boli milczenie, które jest pełne niechęci i oskarżenia o coś, czego nie zrobiliśmy, ale boli też słowotok, w którym nie liczą się nasze myśli i uczucia, bo druga osoba jest tak skoncentrowana na sobie, że aż nas nie dostrzega, nie pozwala nam dojść do słowa.
To wszystko musimy przynosić Jezusowi – jeśli oczywiście chcemy być zdrowi – przynosić Jemu, żeby On leczył, łagodził, przemieniał.
Miejmy też na uwadze jedno – gdy choruje ciało, a ludzka dusza jest zdrowa, wtedy cielesne cierpienia łatwiej znieść. Gdy jednak dusza jest chora, wówczas cały człowiek nie czuje się zdrowy. Każdy lekarz potwierdzi, że wiele chorób ciała wynika z chorej psychiki, wiele z chorej duszy.
Bóg troszczy się o nas. Chce, byśmy byli już tu na ziemi w pełni sił i zdrowi. Gdy Jezus nauczał ludzi, niemało swojego czasu i sił poświęcał na leczenie ich ciała, psychiki i duszy. Dlatego nie bójmy się na modlitwie mówić Mu o nawet największych ranach naszej duszy, bo tylko On może je uleczyć.
Wtedy będzie w nas mniej agresji, rzadziej będziemy biczowali najbliższych, i będziemy umieli modlić się za naszych krzywdzicieli. Nie ma innej drogi, jak tylko spotkać się z Ubiczowanym – i pozwolić, by nasze rany połączyły się z Jego ranami... Wiedział już o tym prorok Izajasz, gdy mówił: „Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie.” (Iz 53,5)
(EKSA)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |