Świadkowie Narodzenia Pańskiego

Wokół Jezusa w betlejemskim żłobie przewinęło się sporo postaci. Różnie do Maleńkiego Jezusa się odnosili: jedni z radością, inni z nienawiścią, jeszcze inni z obojętnością.

Józef - Milczący Opiekun

Chociaż był postacią bardzo ważną, wiemy o nim niewiele. Pochodził z królewskiego rodu Dawida. Nie mieszkał jednak w Dawidowym mieście Betlejem, ale w cieszącym się niezbyt dobrą reputacją galilejskim Nazarecie. Trudnił się obróbką drewna, stąd nazywamy go dziś cieślą. Najprawdopodobniej nie powodziło mu się zbyt dobrze, gdyż przy ofiarowaniu Jezusa w świątyni był w stanie jedynie uiścić na wykup za swojego Syna ofiarę ubogich – parę synogarlic. Nie wiemy, ile tak naprawdę miał lat, gdy postanowił ożenić się z Maryją. Ale na pewno był człowiekiem prawym i roztropnym.

Zwyczaje dotyczące zawierania małżeństwa były w tamtych czasach i w tamtym kręgu kulturowym nieco inne, niż dziś. Najpierw spisywano stosowną umowę. Tak rozpoczynał się dla młodych okres narzeczeństwa, do której to instytucji przywiązywano znacznie większe znaczenie, niż obecnie. W oczach ludzi byli oni sobie już poślubieni. Jednak dopiero później, zwykle po roku, kobieta przeprowadzała się do domu mężczyzny. Podobnie było w przypadku Józefa i Maryi. Jednak wpierw, nim zamieszkali razem, Józef odkrył, że jego wybranka znalazła się w stanie błogosławionym.

Trudno powiedzieć, co wtedy czuł. Ból, zawód, złość, zniechęcenie. Może bezgraniczny żal. Do Maryi... Do swego losu... Nigdy się tego nie dowiemy. Podobnie jak tego, czy próbował ze swoją żoną rozmawiać i cokolwiek wyjaśniać. Bo czy któryś mężczyzna uwierzyłby w tak nieprawdopodobną rzecz, że jego żona poczęła dziecko z Ducha Świętego? A jeśli nawet uwierzył w nieprawdopodobne opowiadanie Maryi, to skąd miał wiedzieć, jak się zachować? Dlatego postanowił załatwić wszystko najlepiej jak tylko mógł: nie nadawać sprawie rozgłosu i oddalić żonę potajemnie. Sam chciał pewnie odsunąć się w cień. Dopiero Anioł, który ukazał mu się we śnie, wskazał drogę dalszego postępowania. Józef wziął Maryję do siebie i w oczach ludzi stał się jej pełnoprawnym małżonkiem.

To chyba nie była łatwa decyzja. Bóg nie pytał go o zdanie. Nie pytał, czy chce, jak wcześniej Maryję. Postawił go przed faktem dokonanym. Trzeba było skorygować życiowe plany i w pokorze przyjąć wyznaczone przez Boga zadanie.

Na pewno nie było mu też łatwo, gdy ze swą ciężarną małżonką przybył, z powodu spisu ludności, do Betlejem. Ewangelista Łukasz pisze lapidarnie: „Nie było dla nich miejsca w gospodzie”. Nie było dla wszystkich szukających z powodu braku miejsc, czy nie było go tylko dla nich? Bo byli ubodzy... Bo mogli sprawić kłopot... Tego też nie wiemy. Ale możemy przypuszczać, co wtedy czuł. On, ustanowiony przez Boga strażnikiem Matki Bożego Syna, nie potrafił nawet znaleźć dla Niej odpowiedniego schronienia. Przyszło Jej urodzić w stajence, a swojego Syna złożyć w żłobie.

Czy zostali w Betlejem dłużej? Czy zamierzali osiedlić się tam na stałe? Tych planów Józefa i Maryi nie znamy. Kto raz wszedł na ścieżkę wierności Bogu, już zawsze musi liczyć się z niespodziewanym. Na szczęście w opiece nad Maryją i Dzieciątkiem wspierali go Aniołowie. I wtedy, gdy przyszło mu uciekać przed Herodem do Egiptu i wtedy, gdy można było zeń wracać. Wtedy chyba jeden jedyny raz nie miał odwagi do końca zaufać Bogu. Był przecież człowiekiem roztropnym. Bał się wracać do rządzonej twardą ręką przez syna Heroda Wielkiego, Archelaosa, Judei. Dopiero po raz kolejny pouczony przez anioła we śnie udał się do Nazaretu.

Choć tak wiele zrobił dla swojej rodziny, nie wiemy nawet, kiedy umarł. Żył jeszcze, gdy Jezus miał dwanaście lat. Potem słuch o nim zaginął. Odszedł tak cicho, jak żył. Nikt nie zapisał żadnej informacji o jego śmierci, żadnej daty.

Ja też miewam swoje życiowe plany. Ale i na nich ciąży niewidzialna ręka Boga. Czasami budzi to moją gorycz i żal. Przecież nikt nie pytał mnie o zgodę. A kiedy staram się dobrze wypełniać to, co Bóg mi zlecił, widzę, jak bardzo nędznym narzędziem jestem w Jego rękach. Pełen wątpliwości nieudacznik, życiowy fajtłapa, który niczego nie potrafi do końca dobrze zrobić, któremu ciągle trzeba pomagać, który jest cieniem tych, stojących w pełnym blasku. Zawsze mocnych, zawsze umiejących znaleźć wyjście z sytuacji, zawsze w pełni oddanych sprawie Bożej. Uczę się wtedy od Józefa pokory. Uczę się pogodnie przyjmować porażki i cieszyć się tym, co mi Bóg daje. Razem z nim kładę dłoń na ustach i usuwam się w cień. Bo dzięki temu może ktoś usłyszy samego Boga.



Więcej na następnej stronie
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Kwiecień 2024
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...