Jeżeli świadectwa tu zapisane zbliżą kogoś do Boga i Maryi, ukażą piękno modlitwy różańcowej, pomogą w zgiełku życia odnaleźć drogę jasną i prostą, to spełnią swoją rolę.
Opowieść o Marku
Kiedy poznałem Marka miał trzynaście lat. Pochodził z rodziny patologicznej. Jego oboje rodzice byli nałogowymi alkoholikami. Miał pięcioro młodszego rodzeństwa. W domu panowała bieda, wódka nie znikała ze stołu. Chłopiec bardzo często sam karmił i kładł spać młodszych braci. Pomagała mu w tym jedenastoletnia siostra. W domu niejeden raz była policja. Chłopca często budził pijacki wrzask ojca i bełkot matki.
Wreszcie po dwóch latach takiego koszmarnego życia sąd odebrał rodzicom prawa rodzicielskie i nakazał umieszczenie rodzeństwa w domu dziecka. Dzieci wreszcie spały w czystej pościeli, jadły regularne posiłki i mogły w spokoju odrabiać lekcje. Nie były jednak szczęśliwe. Dwóch najmłodszych braci Piotrusia i Arka umieszczono w domu małego dziecka. Kontakty między rodzeństwem były więc dużo rzadsze. Poza tym dzieci tęskniły za rodzicami, bo mimo że nie spełniali rodzicielskich obowiązków, to jednak byli im bliscy. miały również problemy z przyzwyczajeniem się do życia w nowym środowisku.
Marek cierpiał najbardziej. Najdłużej był z rodzicami, a poza tym tkwiło w nim przekonanie, że to co się stało, było jego winą.
Zwróciłem na niego uwagę, bo chociaż był w wieku gimnazjalnym, chodził nadal do podstawówki. Nie był jednak podobny do innych dzieci z domu dziecka. Był cichy, poważny, i wydawał się wiecznie czymś zatroskany. Kiedyś zaproponowałem mu, żeby został ministrantem. Zdziwił się, ale nie odmówił. Poprosiłem o pozwolenie panią dyrektor domu dziecka i Marek zaczął liturgiczną służbę ołtarza. Z początku wszystko było dla niego nowe. Do tej pory nie często bywał w kościele. Z czasem jednak przyzwyczaił się, a nawet widziałem, że służba przy ołtarzu sprawia mu radość. Czuł się wyróżniony, lepszy.
Przychodził służyć zwykle dwa razy w tygodniu, ale jakież było moje zdumienie, gdy powiedział, że w październiku chciałby przychodzić codziennie.
- Zawalisz szkołę - przekonywałem go.
- Nie zawalę. Odkąd tu przychodzę, nauka idzie mi lepiej, nie myślę o domu, zacząłem się modlić. Trochę się ze mnie śmieją koledzy z domu dziecka. Raz nawet porządnie oberwałem, bo narkotyków nie biorę i nie chcę palić. Ale tu jest mi dobrze.
Marek skończył podstawówkę. W gimnazjum wysłałem go na kurs lektorów. Dwukrotnie uczestniczył w rekolekcjach ministranckich i raz w powołaniowych. Dzisiaj odwiedzam go w seminarium, do którego wstąpił po ukończeniu technikum.
- Było mi trudno uwierzyć, proszę księdza - powiedział mi kiedyś. - Ale jak już uwierzyłem to do końca. Wiem, że będę dobrym kapłanem.
- Ja też to wiem, Marku. Pan Bóg cię wybrał, żebyś niósł Jego słowo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |