Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Jeżeli świadectwa tu zapisane zbliżą kogoś do Boga i Maryi, ukażą piękno modlitwy różańcowej, pomogą w zgiełku życia odnaleźć drogę jasną i prostą, to spełnią swoją rolę.
Opowieść Sabiny
Mojego syna Jarka wychowywałam samotnie. Żoną jego ojca byłam krótko. Nie ułożyło się nam wspólne życie. Jego ciągnęły pijatyki z kolegami, łatwe kobiety, łatwe pieniądze. Był słabym człowiekiem, który tak naprawdę nie wiedział, czego chciał. Żona i dziecko były dla niego uciążliwym balastem. Pewnego dnia, gdy wróciłam z pracy, zobaczyłam spakowane walizki.
- Odchodzę - powiedział do mnie. - Nie jestem ciebie godzien, nie pociąga mnie rodzinne życie. Zrobiłem błąd, żeniąc się. To była fatalna pomyłka. Nie jesteś i nie będziesz ze mną szczęśliwa.
- A Jarek? - zapytałam - jak mam mu to wytłumaczyć?
- Na pewno coś wymyślisz - powiedział niefrasobliwie mój mąż i, wziąwszy do ręki walizki, wyszedł, zostawiając na stole swoje klucze.
Byłam załamana. „Jak ja sobie teraz poradzę?" - myślałam. - Jak to wszystko wytłumaczę ośmioletniemu synowi?".
Postanowiłam, że nie będę kłamać. Każda prawda jest lepsza od kłamstwa. Jarek jest mały, ojca widywał dosyć rzadko, może zapomni o nim, a może się pogodzi z zaistniałą sytuacją?
Powiedziałam synkowi, że tatuś się od nas wyprowadził, ale nie przestał go kochać. Dziecko pytało jeszcze przez jakiś czas o niego, ale w końcu przestało. Mąż zniknął z życia nas obojga. Byłam teraz dla Jarka ojcem i matką w jednej osobie. On stał się dla mnie najważniejszy.
Cały czas ciężko pracowałam. Prowadziłam sklep z odzieżą, a popołudniami opiekowałam się chorą sąsiadką, której córka miała słabe zdrowie i potrzebowała pomocy. Wystąpiłam też o alimenty na Jarka i dostałam niedużą, ale systematycznie przysyłaną kwotę z funduszu alimentacyjnego. W ten sposób radziłam sobie z problemami finansowymi. Jarek był dobrze ubrany i nie wiedział co to niedostatek. Niestety, przez większość dnia musiał być sam w domu. Nie miałam dla niego czasu.
Nawet się nie obejrzałam, jak znalazł się w średniej szkole. I tu pojawiły się problemy. Jarek przestał się uczyć. Chłopiec stał się arogancki, ordynarny, a kiedyś przyszedł na lekcję pijany. Wychowawca wzywał mnie coraz częściej do szkoły.
Po jednej z takich rozmów w szkole postanowiłam ostatecznie rozprawić się z synem. Opowiedziałam mu, w jaki sposób odszedł jego ojciec; jak bardzo się staram, żeby był szczęśliwy. Jednak Jarek nie potraktował tej rozmowy poważnie.
- Co mnie obchodzi, jakie miałaś układy ze starym - powiedział niegrzecznie. - Ja chcę żyć po swojemu!
- Póki ja cię utrzymuję, będziesz żył jak przyzwoity człowiek - powiedziałam.
- Tak, mamuśka? To spadam. Będę się sam utrzymywał! - Jarek trzasnął drzwiami i wyszedł.
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Jarek, podobnie jak jego ojciec przed laty, spakował torbę i wyszedł z domu. Szukałam go w szkole i u kolegów, zawiadomiłam policję.
- Proszę pani - powiedział mi mój dzielnicowy - chłopak jest już pełnoletni, może żyć, jak chce.
To wydarzenie sprawiło, że wkrótce znalazłam się w szpitalu. Przeżyłam zawał serca, lekarz skierował mnie na rentę, z której było mi ciężko się utrzymać. Bardzo źle znosiłam samotność.
Pewnego dnia odwiedziła mnie sąsiadka, pani Nowicka, która spotkała na ulicy Jarka. Był w bardzo złym stanie.
- Zdaje się, że jest bezdomny - powiedziała. Poszłam z tym problemem do księdza Władysława, proboszcza naszej parafii.
- Trzeba go ratować, proszę księdza, tylko nie wiem jak - wołałam ze łzami.
- Odmawiaj różaniec - poradził mi ksiądz.
- Ale ja nie potrafię. Przez całe życie właściwie się nie modliłam. Ot, w niedzielę i to nie każdą, szłam do kościoła.
- Sama? - zapytał ksiądz - A syn?
- Syn chodził do czasu przyjęcia sakramentu bierzmowania. Później nie mogłam go już zmusić. Nie chciał.
- To teraz musi się pani modlić podwójnie, za siebie i za niego - powiedział poczciwy ksiądz Władysław i wyjaśnił mi, w jaki sposób odmawia się różaniec.
Zaczęłam się modlić i działać. Odnalazłam Jarka na dworcu. Był brudny, słaby, z przymglonym od alkoholu wzrokiem.
- Chodź do domu, syneczku - powiedziałam ciepło.
- Ja nie mam domu - odpowiedział z płaczem.
- Póki ja żyję, masz.
- Sprawiłem ci tyle kłopotu i jeszcze mogę sprawić. Jestem alkoholikiem.
- Wiem, chcę ci pomóc. Jestem twoją matką.
Jarek wrócił do domu. Był to najcięższy okres w moim życiu. Patrzyłam jak pije, jak przeżywa momenty delirium, jak zapija kaca. Patrzyłam i modliłam się.
Pewnej nocy Jarek obudził mnie. Był blady po kilkudniowym piciu, ale spokojny.
- Mamo - powiedział - śniła mi się Matka Boska, czy to jest jakiś znak?
- Tak, syneczku - powiedziałam, tuląc go do siebie. - To znak dla ciebie. Możesz inaczej żyć, możesz zerwać z nałogiem, być normalnym człowiekiem.
- Nie potrafię.
- Poradzisz sobie. Codziennie modlę za ciebie do Matki Bożej. Możesz przystąpić do grupy Anonimowych Alkoholików. Tylko musisz chcieć.
- Chcę, mamo - powiedział cicho Jarek. - Ale jestem słaby, chyba wdałem się w ojca.
- Poradzisz sobie - powiedziałam twardo. - Będę cię w tym wspierać.
Od tej rozmowy minęły już dwa lata. Jarek przystąpił do grupy AA. Przestał pić. Leczy się, chodzi na mityngi. Od pół roku pracuje. Wczoraj wrócił z pracy uradowany.
- Ludzie chcą ze mną pracować w brygadzie, bo wiedzą, że nie piję, więc nie będą mieli pokusy - powiedział.
Żyjemy skromnie, ale przyzwoicie. Jarek pracuje, dużo czyta, chce się zapisać do liceum zaocznego. To już zupełnie inny człowiek. Wiem, że zawdzięcza to modlitwie różańcowej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |