Jeżeli świadectwa tu zapisane zbliżą kogoś do Boga i Maryi, ukażą piękno modlitwy różańcowej, pomogą w zgiełku życia odnaleźć drogę jasną i prostą, to spełnią swoją rolę.
Opowieść Barbary
Moje życie było trudne i moje małżeństwo było trudne. Nie rozumieliśmy się z mężem całkowicie. Właściwie to był tylko pozór wspólnego życia, który stwarzaliśmy przed dziećmi. Potrzebowałam przemiany, tak jak ziemia deszczu po upalnym dniu, ale nie działo się nic, co by taką zmianę zwiastowało.
Pewnego dnia przyjechała do mnie koleżanka Danusia, która mieszkała w Krakowie. Z entuzjazmem opowiadała o Ruchu Domowego Kościoła, w którym byli oboje z mężem.
- Powinniście znaleźć się w takiej grupie - namawiała mnie. - To odmieni wasze małżeństwo.
- Ale jak? U nas w parafii nie ma takiego ruchu.
- Idź do księdza i zaproponuj, żeby powstał. Poproszę kilka osób, przyjedziemy i pomożemy wam założyć pierwszy krąg małżeństw.
Postąpiłam tak, jak mi poradziła. Któregoś dnia, wracając z miasta, wstąpiłam do kancelarii parafialnej.
Ksiądz proboszcz długo zastanawiał się nad moim pomysłem.
- Nie mam doświadczenia w prowadzeniu takiego ruchu - powiedział - ale przy pomocy doświadczonych animatorów chyba dam sobie radę. Przecież trzeba wspierać dobre inicjatywy, które wychodzą od wiernych.
I tak w następnym miesiącu w salce katechetycznej odbyło się spotkanie, które było przez księdza kilkakrotnie ogłaszane z ambony. Na tym spotkaniu dowiedzieliśmy się o Ruchu Światło-Życie i Ruchu Ekipę Notre Dam, z którego wywiódł się ruch rodzin, zwany potocznie Ruchem Domowego Kościoła.
Danusia dotrzymała obietnicy. Przyjechała z grupą animatorów, którzy świadczyli o przemianie duchowej ich rodzin pod wpływem spotkań w Domowym Kościele. Pouczyli nas także, że do tego ruchu mogą wejść tylko ci, którzy chcą pracować nad sobą, którzy chcą wzrastać duchowo razem ze swoim współmałżonkiem.
Patrzyłam na mojego męża, który przyszedł na to spotkanie bardzo niechętnie, ale widziałam na jego twarzy jedynie znudzenie.
- To nie dla mnie - oświadczył, gdy wróciliśmy do domu. Byłam pełna najgorszych obaw. Zaczęłam się nieudolnie modlić, przekazując Bogu, czego od Niego oczekuję. Taka była wtedy moja duchowość i tak umiałam się modlić.
Na pierwsze spotkanie kręgu musiałam męża wyciągać prawie siłą. Poszedł, złoszcząc się i mrucząc pod nosem, że chcę z niego zrobić świętoszka. Towarzysko-formacyjny charakter spotkania, piękna modlitwa i pieśni zrobiły jednak na nim wrażenie. Zaczęliśmy wspólną, duchową drogę do Boga, ale była ona bardzo wyboista.
Zbliżały się wakacje. Animator zaproponował nam wyjazd na rekolekcje razem z dziećmi. Mąż jak zwykle zaprotestował, ja od razu się zgodziłam. W domu dyskusje na ten temat trwały przez tydzień. Wreszcie mąż dał się przekonać atrakcyjną ceną dwutygodniowych rekolekcji, która była konkurencyjna wobec najtańszych wczasów.
I oto w sierpniu pojechaliśmy na Podhale do małego, wiejskiego ośrodka oazowego. Spaliśmy w kwaterach prywatnych, a w ośrodku odbywały się zajęcia dla dorosłych i dla dzieci. Było to wspaniałe, bo dzieci były przez cały czas pod opieką diakonii wychowawczej i także miały zajęcia pogłębiające ich wiarę.
My, dorośli, byliśmy bardzo zajęci, ale to, co udało nam się w tym czasie poznać, odkrywało przed nami nowe, nieznane lądy naszej duchowości. Uczestniczyliśmy w serii wykładów zwanych „Szkołą modlitwy", w kręgu biblijnym i analizie Pisma Świętego, wykładach dotyczących duchowości i cielesności małżonków zwanych „Szkołą apostolską". Codziennie braliśmy udział w uroczystej Eucharystii, a pod koniec dnia w „Pogodnym wieczorze" pełnym śmiechu, zabawy i piosenki. Ostatnim punktem programu był wspólny różaniec pod figurką Matki Bożej i Apel Jasnogórski.
Dopiero podczas tych rekolekcji odkryłam znaczenie różańca, gdyż każdego dnia przeżywaliśmy jedną z jego tajemnic. Uczyliśmy się równocześnie, jak przeżywać rok liturgiczny. Był to dla naszego małżeństwa czas wielkiego ubogacenia duchowego. Przyszła wreszcie pora na wielki dzień wspólnoty, podczas którego małżeństwa składały świadectwa o swoich przeżyciach.
- Basiu - powiedział kiedyś mój mąż - chciałbym, żebyśmy dali świadectwo o naszym życiu. Chciałbym powiedzieć, jak bardzo te rekolekcje zmieniły mnie wewnętrznie, jak wiele zrozumiałem, jak bardzo zbliżyłem się do Jezusa, a także do ciebie. Chciałbym wreszcie powiedzieć o wielkim darze, który tu otrzymałem. O różańcu. O tym, jak teraz kocham tę modlitwę, bo to ona mnie przemieniła.
- Dobrze - zgodziłam się. - Podzielimy się naszymi przeżyciami. Te rekolekcje zbudowały przecież między nami więź, której przedtem nie było, tutaj spotkaliśmy Pana twarzą w twarz.
Za to wszystko musimy podziękować Jezusowi i Jego Matce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |