Wychowany w judaizmie, przyjął chrzest. Został protestanckim pastorem. Od dwóch miesięcy jest katolickim księdzem.
Paul Chaim Schenk urodził się w USA z żydowskiego ojca (o korzeniach w Polsce i Austrii) i matki, która przeszła z chrześcijaństwa na judaizm. Kształcił się w żydowskiej szkole, ale wykręcił się od bar micwy (rytualnego żydowskiego wejścia w dorosłość), twierdząc, że zinstytucjonalizowana religia to ludzki wymysł. A tak naprawdę – jak przyznał po latach – kierowały nim wówczas młodzieńczy bunt i obawa przed tym, co powiedzą ludzie. W szkole średniej zetknął się z młodymi chrześcijanami, którzy poważnie traktowali swą wiarę. Brał udział w ich spotkaniach biblijnych i modlitewnych. Gdy miał 16 lat, postanowił skorzystać z obietnicy matki, która dała mu słowo, że gdy dorośnie, będzie mógł sam wybrać swą religię. Wraz z bratem bliźniakiem Robertem przyjęli wówczas chrzest. I obydwaj zostali protestanckimi duchownymi – Paul w Kościele episkopalnym (amerykańska gałąź anglikanizmu), a jego brat – w Kościele metodystycznym. Paul miał zaledwie 19 lat, gdy został mężem Becky, koleżanki poznanej na spotkaniach modlitewnych. Państwo Schenk doczekali się ośmioroga dzieci (dziewiąte – jak mówią – jest już w niebie). Najmłodsze chodzi jeszcze do szkoły podstawowej, najstarsze są dorosłe.
Jesteś aresztowany!
Paul pracował jako duchowny protestancki w Buffalo w stanie Nowy Jork, gdy 23 lata temu podeszła do niego para jego parafian. Byli rozedrgani. Wręczyli mu torby ze szczątkami trojga dzieci, zabitych na skutek aborcji w pobliskiej klinice. To doświadczenie nim wstrząsnęło. Odtąd poświęcił swoje życie ratowaniu życia nienarodzonych. Założył m.in. National Pro-Life Action Center w Waszyngtonie (Narodowe Centrum Akcji na rzecz Życia), którym kieruje do dziś. Zaangażował się też w tworzenie organizacji Operation Rescue (Operacja Ratunkowa). Wysyła ona przed kliniki aborcyjne setki ulicznych doradców, którzy starają się ratować życie nienarodzonych i pomóc ich matkom. Rozmawiają z nimi, modlą się, rozdają broszury, przekonują, że jest alternatywa dla aborcji. Był za to wielokrotnie aresztowany.
– Ze wszystkich powodów, dla których można być aresztowanym, ten akurat jest całkiem dobry – mówi z humorem jego 21-letnia córka Alizah, która niejednokrotnie odwiedzała go w więzieniu. Jednocześnie media przedstawiały jego samego, a także jego brata Roberta jako antyaborcyjnych bojówkarzy. – To bardzo nie fair, nasze akcje były zawsze pokojowe, bez przemocy – podkreśla Paul Schenk. Musiał się też bronić przed wiązaniem go z Jamesem Koppem, który zastrzelił lekarza-aborcjonistę Barnetta Slepiana. – Ruch obrony życia musi być ruchem pokoju. Pokoju w kobiecym łonie; pokoju między ludźmi; pokoju we wspólnocie. To, co zrobił James Kopp, było morderstwem z zimną krwią – stwierdził pastor Schenk.
Kilkanaście lat temu zaskarżył sądowy wyrok, przewidujący utworzenie wokół klinik aborcyjnych stref, do których obrońcy życia nie mieliby wstępu. Miały one mieć 15 stóp, czyli nieco ponad 5 metrów szerokości. Sprawa trafiła w 1997 r. najwyżej jak mogła – aż do Sądu Najwyższego USA. To był trudny proces – toczył się przed tym samym trybunałem (choć nie przed tymi samymi sędziami), który w 1973 r. zalegalizował w USA aborcję na życzenie i uznał, że jest ona prawem wynikającym z amerykańskiej konstytucji. Jednak tym razem Paul Schenk i inni obrońcy życia odnieśli zwycięstwo – aż 8 z 9 sędziów Sądu Najwyższego uznało, że utworzenie stref zakazanych dla obrońców życia naruszyłoby konstytucyjną zasadę wolności słowa. Jak widać, sale sądowe są ważnym polem bitwy o życie nienarodzonych. Nie przypadkiem organizacja pro-life, którą kieruje ks. Schenk, ma swoją siedzibę w Waszyngtonie naprzeciw gmachu Sądu Najwyższego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |