Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Dogmat o wiecznym dziewictwie Maryi jest tak nieznośnie dosłowny, zaprzecza naszej wiedzy o normalnym biegu rzeczy i wymaga uznania po pierwsze dwukrotnej cudownej Bożej ingerencji w prawa natury i po drugie tego, że seks jest czymś, bez czego można się obejść.
PS Ostatnio zostałem skonfrontowany z jeszcze jedną, nieomówioną dotychczas powyżej, obiekcją w kwestii dziewictwa Maryi post partum, na którą nie da się tak prosto odpowiedzieć jak na zarzut domniemanego Jezusowego rodzeństwa. Otóż, kiedy już sprawa braci i sióstr Jezusa wydaje się wyjaśniona, może pojawić się jeszcze jeden, ostatni i ostateczny argument dotyczący dziewictwa (czy też raczej jego braku) Maryi po porodzie: „No dobra, Maryja nie musiała mieć poza Jezusem żadnych innych dzieci, ale przecież mogła wieść z Józefem normalne małżeńskie życie łącznie ze współżyciem seksualnym. Czy byłaby przez to mniej święta i doskonała? Czy to, jak wyglądało pożycie Maryi i Józefa, nie powinno po prostu pozostać ich tajemnicą? I po co Kościół w ogóle wypowiada się na ten temat? Czemu próbuje to bezpodstawnie definiować i nakazywać do wierzenia? Przecież to nam do niczego nie jest potrzebne!”
Sprawa faktycznie zdaje się być niełatwa do obrony. Nie mamy przecież żadnego biblijnego potwierdzenia, żadnego tekstu, który czarno na białym oznajmiałby nam: „Maryja i Józef nigdy nie współżyli ze sobą seksualnie” (czy chociażby, by pozostać w narracji tekstu natchnionego: „Maryja i Józef, choć byli mężem i żoną, nigdy się nie poznali”). To, że nie ma także żadnego biblijnego potwierdzenia tezy przeciwnej („Maryja i Józef z całą pewnością używali cielesnych uciech pożycia małżeńskiego” itp.), oczywiście niczego nie dowodzi. Tak już jakoś jest, że osoby próbujące negować lub chociaż tylko podważać nauczanie Kościoła tzw. „argumenty z milczenia” dopuszczają tylko wtedy, kiedy przemawiają one na korzyść ich pomysłów, w przeciwnym wypadku szybko je odrzucają, widząc nagle ich miałkość i logiczną niemoc.
A jednak Kościół już w swoich początkach wyrażał w zasadzie powszechne przekonanie, że tak właśnie było, a z tymi, którzy poddawali tę prawdę w wątpliwość, nawet nie dyskutował (np. św. Hieronim komentując wywody niejakiego Helwidiusza, powołującego się na argumenty Tertuliana, mówi: „a co do Tertuliana, to powiem tylko, że jest on poza Kościołem”[3]. Wielu Ojców Kościoła i pisarzy wczesnochrześcijańskich[4], poczynając od św. Grzegorza z Nyssy i św. Augustyna, uważało, że Maryja jeszcze przed małżeństwem z Józefem złożyła ślub dziewictwa. Tę linię argumentacji prezentował też niejednokrotnie św. Jan Paweł II (np. podczas maryjnego cyklu środowych audiencji generalnych latem 1996 roku, szczególnie 24 lipca oraz 7 sierpnia). Biblijne zakotwiczenie tego twierdzenia widział w scenie zwiastowania i zdumieniu Maryi na oznajmione jej przez Gabriela „Oto poczniesz i porodzisz…”. Otóż w momencie zwiastowania Maryja była już formalnie żoną Józefa po pierwszym etapie procesu zawierania małżeństwa zwanym „zaślubinami” (אירוסין, erusin) lub „poświęceniem” (קידושין, kiddushin), a przed drugim – „wzięciem do domu” – (נישואין, nissuin). Gdyby planowała normalne małżeńskie współżycie, wtedy zapowiedź poczęcia i narodzin syna nie byłaby niczym nadzwyczajnym, jednak Maryja pyta „Jakże się to stanie…?” Dalsza, wyjaśniająca część jej pytania „…skoro nie znam męża”, odczytywana jest przez Jana Pawła II nie jako retrospektywny opis aktualnej sytuacji (w sensie: „do tej pory nie poznałam męża” – takie czytanie byłoby, prawdę mówiąc, nieco dziwne, bo przecież główna część pytania zorientowana jest na przyszłość: „jakże się to stanie…” – ἔσται – tryb orzekający, czas przyszły, deponens medialny), lecz jako określenie jej permanentnego statusu („nie znałam dotychczas i także w przyszłości nie będę przecież znać męża” – γινώσκω – tryb orzekający, czas teraźniejszy niedokonany, strona czynna), który miała też ustalony z poślubionym już małżonkiem Józefem (stąd z kolei jego zdziwienie opisane przez św. Mateusza – zgodził się na małżeństwo z Maryją bez perspektywy aktywności seksualnej, a tu nagle ona okazuje się być brzemienną – Mt 1, 18). Przyznaję, że wydobycie z tego krótkiego pytania Maryi takiej ilości informacji, zakrawa na nadinterpretację, dlatego rozumiem, gdy ktoś nie jest gotowy przyjąć takiego odczytania tego fragmentu jako definitywnego i rozstrzygającego, do mnie jednak ta wersja przemawia, a szczególnie przekonuje mnie zniuansowana koniugacja użytych czasowników.
Jest jeszcze jedno miejsce, które można odczytywać jako potwierdzenie decyzji Maryi o życiu w czystości nawet w małżeństwie, i choć jest to interpretacja nieco karkołomna, to myślę, że warto ją poznać. Chodzi mianowicie o użyte przez Maryję w Magnificat słowo ταπείνωσις (tapeinosis), które większość polskich przekładów tłumaczy jako „uniżenie”. Najczęściej rozumiemy to słowo po prostu jako synonim „pokory”, która charakteryzowała Maryję („Oto ja służebnica Pańska…” – „.wejrzał na uniżenie służebnicy swojej…”). Jednak w Starym Testamencie używane jest ono także w znaczeniu „pohańbienia” związanego z niepłodnością i bezdzietnością, np. w 1 Księdze Samuela, gdy mowa jest o Annie, matce proroka (1 Sm 1, 11, co ciekawe Łukasz cytuje w Magnificat fragment modlitwy Anny, a tych odniesień do Księgi Samuela jest w pierwszym rozdziale Ewangelii Łukasza o wiele więcej, ale omawianie ich tutaj wykraczałoby poza ramy tego opracowania). Tak więc Maryja decydując się na całkowitą wstrzemięźliwość seksualną, przyjmowałaby równocześnie na siebie dobrowolnie hańbę bezdzietności. I oto Bóg spogląda na jej ofiarę i uniżenie i odpowiada na nie swoją przeobfitą i niewyobrażalną łaską: nie dość, że nie łamiąc jej postanowienia dziewictwa, sprawia, że staje się Matką, to jeszcze jej dzieckiem jest On sam. Doprawdy wielkie rzeczy uczynił jej Wszechmocny, wywyższył pokorną tak dalece, że błogosławić ją będą odtąd wszystkie pokolenia (por. Łk 1, 48. 49. 52).
Tyle Słowo Boże. A co jeśli przedstawione powyżej tezy jednak nas nie przekonują? Niektórzy próbują obejść problem przez redefinicję dogmatu i nowe zinterpretowanie znaczenia dziewictwa. Twierdzą na przykład, że o ile stosunki seksualne odbywają się pomiędzy poślubionymi sobie małżonkami, to kobieta pozostaje dziewicą („w sensie duchowym” itp.). To się jednak nie do końca zgadza: owszem, jeżeli mężczyzna i kobieta współżyją ze sobą w małżeństwie, to pozostają w cielesnej czystości, ale nie w dziewictwie. W przeciwnym razie absolutnie bezsensowne byłoby rozróżnienie między dziewictwem a małżeństwem i określenie wyższości tego pierwszego.[5] (Tu taka drobna dygresja na marginesie: ci, którzy często domagają się biblijnych argumentów na potwierdzenie nauczania Kościoła, gdy próbują je podważać, akurat w kwestii wyższości dziewictwa nad małżeństwem nabierają wody w usta i szukają argumentów psychologicznych i socjologicznych, biblijne – czarno na białym podane przez św. Pawła – jakoś w tym przypadku ich nie interesują i mocno zaciskają oczy, aby ich nie widzieć.) Nie przeszkadza to jednak kontestatorom proponować: „Możemy przecież w dalszym ciągu wyznawać dogmat o Maryi zawsze Dziewicy, ale rozumieć czy interpretować go inaczej niż wcześniejsze pokolenia”. No cóż, nie możemy. Taki sposób traktowania dogmatów i prawd wiary już dawno temu został oceniony i potępiony przez Kościół[6] (A jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się, na czym polega ortodoksyjny rozwój doktryny na przestrzeni wieków, to zachęcam do lektury klasycznego już dzieła św. kard. Newmana „O rozwoju doktryny chrześcijańskiej”.)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |