Z ks. Romanem Stafinem, doktorem teologii, próbujemy lepiej zrozumieć poszczególne części Mszy św.
Trudno byłoby wyobrazić sobie liturgię Mszy świętej bez "Ojcze nasz", czyli bez modlitwy, której nauczył uczniów sam Jezus Chrystus.
Już od czasów św. Ambrożego (IV w.), biskupa Mediolanu, Modlitwa Pańska (Pater noster) była odmawiana w czasie Mszy świętej. Papież Grzegorz Wielki (590-604) umieścił tę modlitwę w miejscu, które zostało zachowane do dziś, tzn. bezpośrednio po zakończeniu modlitwy eucharystycznej. Do Soboru Watykańskiego II kapłan sam odmawiał "Ojcze nasz", z wyjątkiem ostatniej prośby.
Gdy przyjrzymy się bliżej treści próśb Modlitwy Pańskiej, to zauważymy, że pierwsza ich część nawiązuje do myśli zawartych w modlitwie eucharystycznej. „Święć się imię Twoje” – tak przecież śpiewamy w hymnie Sanctus, wielbiąc Boga. „Przyjdź Królestwo Twoje” – uczestniczenie we Mszy świętej daje już tutaj na ziemi udział w Królestwie Bożym. „Bądź wola Twoja” – sprawowanie Najświętszej Ofiary jest możliwe przez złożenie własnej ofiary, a to przecież wiąże się z wypełnieniem woli Bożej. A więc pierwsze trzy prośby Modlitwy Pańskiej streszczają modlitwę eucharystyczną.
Natomiast pozostałe wezwania modlitwy "Ojcze nasz" wprowadzają nas w liturgię uczty ofiarnej i przygotowują nas na przyjęcie Komunii Świętej. Wyraźnie na to wskazuje prośba: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Chodzi tutaj nie tylko o chleb materialny, ale też o chleb życia (królestwa niebieskiego), a nim jest przecież sam Jezus Chrystus. On jest naszym chlebem koniecznym, aby móc po prostu istnieć.
Następna prośba: „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, przypomina nam, że otrzymane od Boga odpuszczenie naszych grzechów zobowiązuje nas (jest także warunkiem) do przebaczania win naszym bliźnim. Aby móc przystąpić do ołtarza, na którym Chrystus składa ofiarę za nasze grzechy, i aby móc przyjąć Jego Ciało, trzeba najpierw pojednać się ze swoim bratem i ze swoją siostrą.
„I nie wódź nas na pokuszenie”. W tych słowach wyrażamy gotowość na przyjęcie doświadczenia, które Bóg na nas dopuszcza, ale zarazem jesteśmy przekonani, że umocnieni Jego łaską potrafimy wytrwać w tym doświadczeniu. W ostatnim wezwaniu: „ale nas zbaw ode złego”, zawarta jest prośba o uwolnienie nas spod wpływu szatana. To właśnie z Eucharystii czerpiemy moc do walki z pokusami szatana, na które jesteśmy w czasie naszej ziemskiej wędrówki tak często narażeni. Kto przystępuje często do Stołu Pana, ten nie podlega mocy zła.
Tak zamyka się modlitwa "Ojcze nasz", która przygotowuje nas do godnego przyjęcia Chrystusa w Komunii Świętej. Oto w ten sposób modlitwa Pańska jest pomostem między modlitwą eucharystyczną i Ucztą Pańską. Wezwanie do modlitwy "Ojcze nasz" nie dokonuje się przez zwykłe „módlmy się”, lecz przez wypowiedzenie przez kapłana specjalnej formuły. Jest ich kilka, w zależności od okresu liturgicznego, ale najczęściej słyszymy pierwszą z nich: „Pouczeni przez Zbawiciela i posłuszni Jego słowom, ośmielamy się mówić”. To przecież od samego Chrystusa pochodzi ta modlitwa.
Święta Teresa z Lisieux straciła matkę, gdy miała cztery lata. Całym swoim sercem przylgnęła do ojca, a on dla niej, dla swojej „królewny” – jak ją nazywał, był wszystkim. Będąc w karmelu, św. Teresa, na polecenie przełożonej, którą była jej siostra Agnieszka, opisuje swoją historię życia, w której jak nić przewodnia przewija się jej miłość do ojca. Wspomina, że gdy chodzili na spacery, to zawsze odwiedzali kościoły, oddając cześć Jezusowi obecnemu w Najświętszym Sakramencie. Pewnego razu weszli do kaplicy zgromadzenia sióstr karmelitanek. Tereska słuchała uważnie, jak ojciec jej tłumaczył, że za tymi czarnymi kratami żyją siostry, poświęcając swoje życie wyłącznie Bogu. „Jakże wtedy byłam daleka od tego, że za dziewięć lat znajdę się wśród nich” – wspomina w swoim życiorysie. „Często patrzyłam na piękne oblicze ojca […] czasami widziałam łzy w jego oczach […], a wtedy wydawało mi się, że on już nie należy do tej ziemi, lecz rozkoszuje się prawdami wiecznymi”. Wieczorami klęczała obok swojego ojca i patrząc na niego, już wiedziała, jak modlą się święci. „Nie jestem w stanie powiedzieć, jak ja kochałam mojego ojca” – wyznaje św. Teresa.
Pewnego razu, gdy przechodzili obok niewysokiego muru, ojciec wyciągnął z ziemi małą lilię z korzeniami i wręczył jej, mówiąc, że dobry Bóg troszczy się o ten maleńki kwiat. Do końca swojego życia Teresa przechowywała tę lilię jak relikwię. Mając niespełna 15 lat, wyjawiła ojcu pragnienie wstąpienia do karmelu. Uszanował jej decyzję. Zatroskany był tylko z powodu jej młodego wieku, ale pojechał z nią aż do papieża, aby uzyskać pozwolenie, gdyż miejscowy biskup nie wyraził zgody. Ukochany ojciec św. Teresy zmarł przed jej obłóczynami. „Nie miałam już ojca na ziemi, ale mogłam z pełnym zaufaniem patrzeć w niebo i wołać «Ojcze nasz, któryś jest w niebie»”. To właśnie dzięki swojemu ojcu św. Teresa od Dzieciątka Jezus doświadczyła wielkości i dobroci Ojca Niebieskiego.
W oparciu o powyższe rozważania i historię życia św. Teresy warto zastanowić się nad następującymi pytaniami: Czego nauczyłem się od mojego ojca? Czy pielęgnuję te wartości? A jeśli jestem ojcem, czy moje dzieci poznają przeze mnie dobroć i miłość Boga Ojca? Niech razem z tymi myślami popłynie do nieba modlitwa Ojcze nasz, odmawiana w czasie najbliższej Mszy Świętej.
Modlitwa św. Teresy od Dzieciątka Jezus (po Komunii Świętej):
„Boże mój, ofiaruję Ci wszystkie [moje] czynności […] na chwałę Najświętszego Serca Jezusa. Pragnę uświęcić uderzenia mego serca, moje myśli i najzwyklejsze uczynki, łącząc je z nieskończonymi Jego zasługami, winy zaś moje chcę naprawić, wrzucając je w ognisko Jego Miłości Miłosiernej.
O mój Boże, Proszę Cię dla siebie i dla wszystkich mi drogich o łaskę doskonałego spełnienia Twojej świętej woli i przyjmowania dla Twej miłości wszystkich radości i cierpień życia doczesnego, abyśmy mogli złączyć się kiedyś w Niebie na całą wieczność”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |