W sumie to dobrze się miał płaczliwy król Ezechiasz. Bóg obiecał mu przez proroka, że wyzdrowieje, a on jeszcze żądał znaku. Jakby samo wyzdrowienie – choć po kilku dniach – nim nie było. Co jednak ciekawe, znak otrzymał. Cofające się na stopniach wskazówki słonecznego zegara.
Dziś? Najczęściej chyba nie tak łatwo o Boże znaki. Zresztą pamiętamy, że nie powinno się Boga wystawiać na próbę. Tak byśmy pewnie zbyt natarczywe proszenie o znak potraktowali. Ale ta historia jest i dla nas jakąś nadzieją. Że Bóg słucha. Że nie jesteśmy Bogu obojętni. I że jeśli nawet będziemy prosić zbyt natarczywie, żądając i zdrowia i znaku, nie oburzy się.
Bóg jest dobry. I ten, kto stara się pełnić Jego wolę, nie musi się Go bać. Bo nie jest kimś, dla kogo najważniejsza jest jego godność.