„Kościół zawsze otaczał czcią Boże Pisma, podobnie jak i samo Ciało Pańskie. Zwłaszcza w liturgii świętej bierze ciągle chleb życia ze stołu Bożego słowa i Ciała Chrystusowego i podaje wierzącym” (KO 21). Tym samym odkrywamy dwa kolejne znaki obecności Pana.
Jak używać dobrze to, co jest dobre? Jest jakieś uniwersalne kryterium dobrego używania?
Czy to będą cele bliższe (jak choćby „przeżyć jakoś do dnia wolnego”) czy dalsze (niebo?) – zasada jest sumie ta sama: odpowiedzieć jak najlepiej, jak najtrafniej na to, co spotykamy.
Jeśli zapytamy katolików, jaka jest najważniejsza modlitwa maryjna, prawie na pewno odpowiedzą, że różaniec. To nieprawda.
Człowiek jest taki jak to, co ma w swojej duszy.
Bez tego śpiewu nie ma Wielkanocy. Ale i bez tej radości, z jaką jest wykonywany...
Wiara, która zupełnie opiera się na przeżyciach uczuciowych jest jak podpalony stóg siana, który płonie w minutę. Co będzie, gdy uczucia odejdą? Czy wiara pryśnie, jak mydlana bańka?
Chrystus wiedział o tym, jaki jest człowiek, jaki Kościół zbuduje zanim dał mu początek na krzyżu.
Kto jest moim bliźnim? A raczej, kogo traktuję jak bliźniego? Czy nie jest nim jedynie ten, kogo lubię?
Rozumem nie potrafimy ogarnąć istoty Boga. Wiemy za to, rozumiemy, kim jest dla nas, jaki jest dla nas.
Tajemnica może u jednych budzić ciekawość, chcieć poszukiwania, u innych – zniechęcenie, bo droga do jej poznania jest długa.