Dla Maryi pełnienie woli Bożej było największym pragnieniem życia. Czy jestem gotów przyjąć to, co On zechce dla mnie, zwłaszcza gdy jest trudne?
Czy to będą cele bliższe (jak choćby „przeżyć jakoś do dnia wolnego”) czy dalsze (niebo?) – zasada jest sumie ta sama: odpowiedzieć jak najlepiej, jak najtrafniej na to, co spotykamy.
Chrystus wiedział o tym, jaki jest człowiek, jaki Kościół zbuduje zanim dał mu początek na krzyżu.
W starotestamentalnej przyjaźni widzimy obraz tej więzi, jaka jest, ma być między nami a Bogiem.
Kto jest moim bliźnim? A raczej, kogo traktuję jak bliźniego? Czy nie jest nim jedynie ten, kogo lubię?
Rozumem nie potrafimy ogarnąć istoty Boga. Wiemy za to, rozumiemy, kim jest dla nas, jaki jest dla nas.
Tym, co wierze zagraża najbardziej, jest traktowanie jej jako rzeczywistości „obok”.
Przecież nie kłamię, nie mówię tylko wszystkiego. Przecież to prawda, nie jest moją sprawą, jak zostało zrozumiane to, co powiedziałam...
Dwa tysiące lat temu nastał dzień, na który z utęsknieniem czekali prorocy. Ja też z tego wielkiego daru skorzystałem. Bo byłem jak ów ślepiec który krzyczał za Jezusem „Ulituj się nade mną”.
Jezus jako Człowiek właśnie dzięki ciału pokazał, jak wcielać w życie miłość do drugiego człowieka. Bo miłość nigdy nie jest teorią. Miłość to praktyka, to działanie, to czyn.
Tajemnica może u jednych budzić ciekawość, chcieć poszukiwania, u innych – zniechęcenie, bo droga do jej poznania jest długa.