Konkurs serwisu Liturgia na Wielki Post 2009.
Dariusz MączkaŚwięte schody
Jestem w Rzymie. Mieście, w którym przeplatają się historyczne miejsca za każdym rogiem widać coś innego i za każdym rogiem widać inny zabytek sakralny. Pielgrzymka była jednym z najtrafniejszych decyzji w moim życiu. Trzydziestostopniowy upał. Zbliżając się do Świętych schodów zastanawiałem się, co to takiego, ale rewelacyjny przewodnik mieszkający we Włoszech będący polakiem opowiedział całą historię. Wchodzę z jasnego, słonecznego podwórza do pomieszczenia gdzie przede mną stoją wysokie schody. Wiem, że nie trzeba iść na kolanach w stronę obrazu ukończonego ręką anioła, ale wiem, że muszę to zrobić ból, jaki odczuję wchodząc do góry przybliży mnie do cierpienia Chrystusa, cierpienia, jakie musiał doświadczyć na własnym ciele przed swoim ukrzyżowaniem. Padam na kolana i zaczynam wchodzenie. Jeden schodek, drugi schodek, trzeci… zaczynam odczuwać dotkliwy ból kolan i nóg. Idąc do góry zaczynam się modlić. Powiedziałem sobie w myśli, że każdy schodek i dyskomfort, jaki mi towarzyszy dedykuję mojej rodzinie, a przede wszystkim moim rodzicom. Odmawiam różaniec. Modlitwa moja przeplatana jest prośbą o zdrowie dla mnie i moich bliskich, podziękowaniem za dar życia mojego i moich bliskich. Każdy odczuwalny ból traktuję, jako pokutę za moje grzechy i próbuję wcielić się w rolę Chrystusa. Nic nie dorówna bólowi, jaki odczuwał Jezus przed własną śmiercią, ale chodź trochę mogę odpokutować własne grzechy i grzechy mojej rodziny, bo każdy z nas jest grzeszny, po to by stać się mocniejszym, by wytrwać we własnych postanowieniach po to by na końcu zejść ze schodów na własnych nogach i zobaczyć figurę Chrystusa, który pokornie wysłuchuje sądu Piłata nad własną osobą. Po to bym sam zaczął pokornie wsłuchiwać się w Jego słowa i umiał odczytywać to, co mi daje każdego dnia, bo nic nie dzieje się bez przyczyny, bo niezbadane są wyroki Boskie …..