Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Jeżeli świadectwa tu zapisane zbliżą kogoś do Boga i Maryi, ukażą piękno modlitwy różańcowej, pomogą w zgiełku życia odnaleźć drogę jasną i prostą, to spełnią swoją rolę.
Opowieść Julii
Marka poznałam jeszcze w szkole średniej. Chodziliśmy do równoległych klas. On miał wtedy inną dziewczynę, ja - innego chłopca. Dopiero na balu maturalnym między nami zaiskrzyło. W czasie wakacji zaczęliśmy się spotykać, a już na Boże Narodzenie braliśmy ślub. Dwa lata później urodził się Bartek. Mieliśmy coraz mniej czasu dla siebie. Marek dużo pracował, żeby nas utrzymać, a ja studiowałam zaocznie pedagogikę i zajmowałam się dzieckiem. Często widywaliśmy się po dwie godziny dziennie - późnym wieczorem albo wcześnie rano. Wtedy Marek znalazł ogłoszenie o pracy w Niemczech.
- Pojadę i przez trzy miesiące zarobię tyle, co tutaj przez cały rok - przekonywał mnie. - Odłożymy na twoje studia, umeblujemy mieszkanie. Zobaczysz, staniemy na nogach.
- Ale będziemy daleko od siebie - żaliłam się. - Nie wiem, czy przetrwamy próbę czasu.
- Może masz wątpliwości co do siebie, bo ja dam sobie radę - powiedział twardo Marek. Wtedy mu uwierzyłam. Uwierzyłam w to, że żadna siła nie jest w stanie nas rozdzielić, i zgodziłam się na wyjazd męża.
Marek pojechał, a ja zostałam sama z synkiem. Starałam się być dzielna, ale nocami płakałam w poduszkę. Puste dni, bez nadziei na spotkanie się z mężem i odpowiedzialność za dziecko spowodowały, że stałam się nerwowa, często płakałam.
Marek jednak dzwonił, opowiadał o swojej tęsknocie, zapewniał o miłości. Po miesiącu przyjechał i przywiózł sporo pieniędzy. Wtedy uwierzyłam, że to rozstanie ma jakiś sens, że służy rodzime i pogodziłam się z losem.
Żyliśmy więc tak na odległość, telefonując do siebie i pisząc listy. Właściwie to tylko ja je pisałam, bo Marek, jak twierdził, nie miał na to czasu. Raz na miesiąc przyjeżdżał, ale stał się jakiś oddalony, milczący. Zdawało mi się, że ma jakieś zmartwienie.
- Co ci jest? - dopytywałam się. - Masz jakieś kłopoty?
- Nie, Julu, nic się nie dzieje, to tylko przemęczenie.
- A więc wracaj! - zawołałam. - Pieniądze nie są najważniejsze. Nie chcę, żebyś pracował tak ciężko kosztem swojego zdrowia. – Marek jednak tylko uśmiechnął się smutno i zaczął zbierać się do drogi.
Wyjechał, a ja zostałam ze ściśniętym sercem. Czułam, że w życiu mojego męża coś się zmieniło, tylko nie wiedziałam co.
Zbliżał się jednak czas jego powrotu. Gdy dowiedziałam się, że przyjeżdża, przygotowałam romantyczną kolację, kupiłam nową sukienkę, ubrałam elegancko Bartusia i czekałam na tę chwilę z niecierpliwością.
Marek wrócił milczący i wymizerowany.
- Muszę z tobą porozmawiać, Julu - powiedział do mnie, gdy Bartek poszedł spać.
- Coś się stało? - zapytałam zaniepokojona.
- Tak, stało się - odpowiedział, spuszczając głowę. - Przestałem cię kochać. W moim życiu jest inna kobieta. Będę miał z nią dziecko. Wybacz mi, ale jutro do niej wracam.
Zamurowało mnie. Siedziałam bez ruchu, jakbym była z kamienia. Nie mogłam wykrztusić
z siebie słowa.
- A ja, a Bartek? - wymamrotałam wreszcie. - Co z nami będzie?
- Będę wam pomagał materialnie, będę zabierał Bartka na wakacje, ale chcę być z nią, z Margaretą. Proszę cię, nie utrudniaj mi tego, daj mi rozwód.
- O nie! - zawołałam. - Tak łatwo ci nie pójdzie. Rozwodu ci nie dam i Bartka do ciebie nigdy nie puszczę, rozumiesz! A teraz zbieraj manatki i wyjdź. Nie chcę cię tu więcej widzieć!
Nadeszły dla mnie ciężkie czasy borykania się z losem, z samotnością, z poczuciem odrzucenia, z dzieckiem, które nie rozumiało sytuacji i dopytywało się o ojca.
Długo nie chciałam zgodzić się na rozwód, ale po kilku latach nieustannego ciągania mnie po sądach, w końcu uległam. Nie mogłam zrozumieć, za co to wszystko.
W tym trudnym okresie mojego życia zaczęłam chodzić na spotkania grupy modlitewnej. Poznałam dobrych, porządnych ludzi. Moja grupa często modliła się za mnie. Animatorka zaproponowała mi, żebym każdego dnia oddawała mojego męża Matce Bożej, odmawiając jedną dziesiątkę różańca. Nie przyszło mi to łatwo, ale modliłam się, tak jak mi poleciła.
Pewnego dnia, kiedy właśnie odmawiałam różaniec, usłyszałam dzwonek do drzwi. Gdy otworzyłam, zobaczyłam Marka.
- Byłem tu przejazdem - powiedział zmieszany. - Chciałem zobaczyć Bartka i ciebie. Chciałbym, żebyś mi wybaczyła.
- Siadaj, zrobię ci kawę. Bartek powinien lada chwila wrócić z próby kółka teatralnego - powiedziałam już spokojnie.
Gdy siedzieliśmy, pijąc kawę, powiedziałam do Marka:
- Czas już zabliźnił rany, ale ciągle nie mogę zrozumieć twojej decyzji. Dużo się za ciebie modlę i myślę, że teraz mogę ci przebaczyć. To stało się dzięki modlitwie różańcowej, nie przyszło samo.
- Porzucenie was było moim największym życiowym błędem - przyznał Marek, a ja popatrzyłam na niego już bez niechęci.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |