Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Chrześcijaństwo nie potrzebuje adaptacji antychrześcijańskiej kultury. Ono pragnie czegoś nowego, lepszego, niezależnego, czegoś, co pociągałoby człowieka ku dobru i pięknu. Tylko czy nasze pokolenie skażone bakcylem komunizmu, wewnętrznego zniewolenia, a do tego zachłyśnięte libertyńskim konsumpcjonizmem jest do tego zdolne?
Dlatego w liturgii przyjmuje się formy, które nie są niezbędne, ale w których odzwierciedla się miłość wierzącego człowieka do Boga: buduje się kościoły większe, niż liczba ludzi w nich się mieszcząca, używa się bogato zdobionych paramentów, choć mogłyby one być mniej kosztowne, sprawuje się święte czynności z zastosowaniem złoconych naczyń; a przecież mogłyby wystarczyć szklane lub porcelanowe, śpiewa się i gra, choć wystarczyło by zadowolić się mową.
Święto liturgiczne rządzi się prawem nadmiaru, bo wynika z prawa miłości. Miłość nie pyta o minimum, gdyż zawsze pragnie dawać w nadmiarze. Przecież Bóg w swojej nieskończonej miłości udziela człowiekowi łask w nadmiarze i daje siebie aż do końca. Wspólnota wierzących z tego względu jest zobowiązana do możliwie wspaniałomyślnego, wielkodusznego kształtowania chwalby Bożej i dziękczynienia, to znaczy proponowania Bogu tego, co posiada najcenniejszego i najpiękniejszego, a przy tym w sposób bezinteresowny i radosny, gdyż "radosnego dawcę miłuje Bóg" (2 Kor 9,7).
Jeśli w świecie cywilizacji technicznej brakuje dziś odpowiednich dyspozycji człowieka do przeżywania bogato rozwiniętej obrzędowości, jeśli w związku z tym woła się o maksymalne uproszczenie liturgii, czyli o pozbawienie jej elementu radości, albo też przejawia się radość według własnych pomysłów – najczęściej poprzez zamianę liturgii na imprezę rozrywkową – to czy nie wyraża się w ten sposób chęci do prymitywnej zabawy, albo też skąpstwa w oddawaniu czci Bogu? Czy przez milczące przyzwolenie na takie oddolne tendencje nie prowadzi się wiernych do małoduszności, obojętności i prostactwa, a przez to do podeptania godności liturgii?
Nie chodzi bowiem tylko o wywołanie nastroju i klimatu danego dnia liturgicznego czy okresu. W okresie W. Postu a zwłaszcza W. Tygodnia i Triduum Paschalnego następuje całkowite odwrócenie. Boże Narodzenie to swego rodzaju "rozwiązłość", okres Męki Pańskiej zaś to przesadny, drastyczny post od muzyki. Żadna skrajność nie jest dobra: "Neque per defectum, neque per excessum". Nie można bowiem podchodzić do muzyki, w ten sposób, że musi być ona wesoła i hałaśliwa w jednym przypadku, a w drugim w ogóle się od niej dystansować. Tak rozumował człowiek baroku i ten barokowy duch i nas ciągle pokutuje (za koniec baroku przyjmuje się rok 1750). Nie wolno więc wyłączać muzyki z żadnego okresu liturgicznego, także z Wielkiego Postu i Triduum Paschalnego. Dziś nie pytamy: grać czy nie grać, ale pytamy: co grać i jak grać? Przecież nawet w Wielki Piątek kapłan ubrany jest w uroczyste szaty koloru czerwonego i nie celebruje bez szat. To właśnie kolor wskazuje na charakter święta. Podobnie jest w muzyce. Decydować ma jej koloryt, a nie brak dźwięków. Muzyka poważna nie wyklucza radości. W przeciwnym przypadku msze za zmarłych (zwł. pogrzebowe) powinny być pozbawione w ogóle muzyki. A przecież śpiewamy tam i nawet gramy, tylko muzykę innego rodzaju. Jaka jest różnica dla przeciętnego słuchacza, gdy wykonuje się "Requiem aeternam" albo "Resurrexi"? Decyduje o tym zarówno tekst, jak i charakter obchodzonej uroczystości. Jeśli w Wielkim Poście usuwa się kwiaty z pobliża ołtarza, to dlaczego razem z nimi pozbywać się muzyki? Jeśli zaś w Wielki Piątek przy Bożym Grobie mamy nadmiar kwiatów, do dlaczego nie mamy tam nadmiaru muzyki?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |