Chrześcijaństwo nie potrzebuje adaptacji antychrześcijańskiej kultury. Ono pragnie czegoś nowego, lepszego, niezależnego, czegoś, co pociągałoby człowieka ku dobru i pięknu. Tylko czy nasze pokolenie skażone bakcylem komunizmu, wewnętrznego zniewolenia, a do tego zachłyśnięte libertyńskim konsumpcjonizmem jest do tego zdolne?
Jest rzeczą oczywistą, że ten kto nigdy nie brał udziału w żadnych koncertach z prawdziwego zdarzenia, nigdy sam nie uprawiał muzyki i nie otrzymał żadnego wykształcenia muzycznego, jest kształtowany przez środki przekazu, przez słuchanie nagrań powszechnie dostępnych czy wreszcie przez uczęszczanie na tzw. koncerty rockowe albo zabawy w dyskotekach. Dźwięki zalewające codziennie słuchacza formują w nim błędnie pojęty "smak muzyczny", dyktując mu bez jego wiedzy i zgody wartość i znaczenie odbieranej muzyki. Obracając się w kręgu takiego "języka", człowiek z czasem uznaje go za swój i pragnie go słyszeć także w czasie liturgii oraz wyrażać nim sferę przeżyć religijnych. Przeciętny uczestnik liturgii nie rozróżnia pomiędzy kulturą a subkulturą. On nie wie, że liturgia nie przyjmuje żadnej prymitywnej imitacji muzycznej. I dlatego, często "na własną rękę" wprowadza do obrzędów muzykę będącą znakiem "tego świata", posługując się językiem rozrywki i zabawy. W ten sposób włączono do liturgii muzykę całkowicie "antykultową", posługując się językiem "wulgarnym". Odpowiednikiem tego działania byłoby wygłaszanie homilii językiem "z ulicy" uzasadniając, że jest to język powszechnie zrozumiały.
Dzisiejsza "muzyka" ostentacyjnie odwróciła się od wartości, jakie niesie ze sobą autentyczna sztuka. Rock, pop, rap, techno, hip–hop i inne jeszcze prądy zagłuszają te wartości z niespotykaną dotąd siłą i agresją. Rośnie więc skala rozdźwięku, jaki dzieli prymitywne wytwory od muzyki artystycznej. Ponadto ta właśnie "twórczość" pragnie uzyskać absolutną wyłączność, czyli swoimi "dziełami" zastąpić muzykę profesjonalną. W ten to sposób muzyka popularna w społecznej świadomości usiłuje zając miejsce muzyki artystycznej.
Muzyka popularna (pop) oznacza twór użytkowy skonstruowany z myślą o masowym rozpowszechnianiu. W tej dziedzinie potrzeby pewnych grup młodzieżowych zaspokajają tzw. zespoły rockowe. Przeprowadzane nad tym kierunkiem studia niezbicie wykazują, że rock powstał do celów antykultowych i że znakomicie nadaje się do propagowania idei satanizmu. Z kolei obrońcy rocka usiłują go ochrzcić i nadać mu kierunek chrześcijański. Tłumaczą przy tym, że nie jest ważna melodia, ani rytm, ani jego instrumentarium, ale wyłącznie jego współbrzmienie z tekstami. Jeśli mówią one o Bogu, o religijnych prawdach, to wszystko jest w porządku. Na zachodzie Europy tego rodzaju mezalianse cieszą się ogromnym powodzeniem, gromadzą tłumy "fanów", mają też swoje "gwiazdy".
Tymczasem lekceważenie samej muzyki, a przypisywanie znaczenia wyłącznie tekstom zupełnie zaprzeczy istocie śpiewu. Przecież muzykę można złączyć z każdym tekstem, a w przypadku rocka brak kantyleny, uporczywe powtarzanie tych samych motywów muzycznych, wybijający się rytm, prymitywna harmonia i ogłuszający hałas dyskwalifikują tę "twórczość" z jakiejkolwiek analizy muzykologicznej. Tym samym "rock chrześcijański" to utopia, manipulacja, to prawda wirtualna ale nie realna.
A tak faktycznie tzw. hard rock, haevy metal, punk, rap, hip–hop i inne jeszcze rodzaje nie należą do dziedziny sztuki. Są to zjawiska socjologiczne, obyczajowe, są to style zachowań. Kiedy w 2003 r. w Sopocie występował Ricky Martin, wówczas tłumy jego zwolenników zdążały na jego występy głównie nie po to, aby go słuchać, ale po to, by go oglądać. Wielu młodych ludzi mówiło wówczas, że idą dlatego, iż podobają im się "jego ruchy" albo "jego pupa". Czy podobnie nie dzieje się często w naszych świątyniach?
Na marginesie należy wspomnieć, że wysiłki uchrześcijanienia pewnych praktyk czyni się także w innych dziedzinach np. jogi, czyli drogi do doskonałości. Chrześcijańska droga do doskonałości wiedzie przez łaskę, którą może dać tylko Bóg. Natomiast szukanie duchowej doskonałości za pomocą fizycznych technik (dieta, rytm oddychania itp.), nie tylko do Boga nie zbliża, ale jeszcze wprowadza zaburzenia w procesach ludzkiego organizmu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |