Przybliża i wyjaśnia o. Hieronim Stypa OFM, doktor teologii moralnej. Wbrew pozorom tekst nie tylko dla panów!
Kapłan tłumaczy, że mężczyźni nieco inaczej traktują wyzwania moralne niż kobiety i inaczej przeżywają swoje niedoskonałości w tym zakresie. Mają tendencję do większego bagatelizowania swoich grzechów. I z czasem to przeradza się w mniejszą na nie wrażliwość.
Na przykład mężczyzna przestaje zwracać uwagę, że zabrał śrubkę z zakładu pracy albo że kogoś obmówił w myślach. Skupia się w konfesjonale jedynie na „grubych” grzechach.
- W konsekwencji te małe niezauważalne rzeczy się nawarstwiają i przeradzają się potem w wielkie problemy. I wtedy może przyjść moment, że już się wiele straciło i nie da się czegoś odratować, bo czujność w życiu duchowym okazała się kiepska - wyjaśnia o. Hieronim.
Jak opowiada, dynamizm duchowości u mężczyzn bardzo mocno wiąże się z wzorcami wyniesionymi domu w czasie młodości. Jeżeli mężczyzna miał ojca modlącego się, pobożnego, uważającego, że relacja z Bogiem jest czymś ważnym, to nawet jak się pogubi po drodze, łatwiej jest mu potem wrócić na dobrą drogę, łatwiej mu prowadzić życie duchowe.
- Prowadzono badania w Stanach Zjednoczonych, które pokazały, że jeśli ojciec rodziny jest mocny duchowo, to nawraca się nawet 80 proc. rodziny, a jeśli chodzi o matkę - to zaledwie 30 proc. Jednak przykład ojca modlącego się na kolanach odciska silne piętno na widzących taką postawę dzieciach - stwierdza franciszkanin.
Współcześnie na mężczyzn bardzo mocno wpływa szeroko lansowany typ mężczyzny "maczo", czyli twardziela, który z wszystkim sobie radzi i wszystkich rozkłada na łopatki. Kultura masowa, w tym głównie filmy (takie jak np. "Rambo") powodują, że powszechnym ideałem jest mężczyzna brutalny, umięśniony, silny duchowo. Taki, który radzi sobie w każdej sytuacji.
- Wiemy, że to po prostu nieprawda. Bo każdy ma słabsze chwile i z czymś sobie nie radzi. Ten propagowany typ męskości powoduje, że w społeczeństwie wykształca się nierealny ideał i potem mężczyźni mają trudności w tym, by połączyć w sobie siłę z delikatnością. Jeśli on przyjmuje taką postawę maczo, będzie wypierał świadomość swojej słabości i to jest szczególnie widoczne w konfesjonale. „A wie Ksiądz, nikogo się nie zabiło, nic się nie ukradło, trochę się tylko popiło, a więcej nie pamiętam” - mówi zakonnik.
Dodaje, że mężczyźni nie umieją przyznać się do błędu, bo czują presję, że muszą być zawsze zaradni. Dlatego trudniej poddać im się kierownictwu duchowemu. No bo jak? On ma się podporządkować innemu mężczyźnie, słuchać jego rad? To jest udręka.
- Mężczyźni boją się swoich uczuć, rzadziej je wyrażają i trudno jest im przyznać się do swoich bolesnych przeżyć w konfesjonale - konstatuje o. Hieronim.
Specyfika męskiej spowiedzi jego zdaniem polega też na tym, że czasem mężczyzna chce szybko zrzucić z siebie ciężar winy, definitywnie rozliczyć się z przeszłością i już do tego nie wracać.
- A to nie jest tak, że jedną spowiedzią załatwimy wszystko. Trzeba czasem wielu rozmów, wielu spowiedzi, żeby pewne rzeczy ruszyły do przodu. Zmarły tragicznie ks. Grzywocz powtarzał, że Pan Bóg jest miłośnikiem procesu - podsumowuje franciszkanin.
Zaznacza, że mężczyźni czasem przynoszą do konfesjonału nieumiejętność radzenia sobie z uzależnieniami, np. alkohol, hazard, narkotyki, pornografia, gry komputerowe. Przez wiele lat oszukują się, mówiąc: „Ja nie mam z tym problemu”. Nie przyznają się na początku do własnego błędu i potem nadchodzi tragedia. Wtedy liczą, że sobie poradzą siłą swojej woli.
- W wyznawaniu grzechów mężczyzna jest bardziej pragmatyczny, jest bardziej intelektualnie nastawiony do życia. Nie przywiązuje wagi do szczegółów. A czasem warto się przyjrzeć źródłu, korzeniowi grzechów. To może pomóc w codziennej formacji duchowej - zwraca uwagę o. Hieronim.
Jak wyjaśnia, mężczyźni bardziej niż kobiety zrzucają odpowiedzialność na innych: „No, wie Ksiądz, wpadłem do kumpla, zaproponował kieliszek, a potem wiadomo: jeden, drugi, trzeci i tak poszło”. Nie mówią: "to ja zgrzeszyłem", ale „zrobiło się”, „zdarzyło się”, „kolega mnie wciągnął”.
- Mężczyzna boi się konfrontacji ze swoimi grzechami. Czasem odrzuca spowiedź, bo on jest przecież twardzielem, który sobie ze wszystkim radzi. A często podchodzi do spowiedzi jak do przykrej konieczności odkrywania przed inną osobą najsłabszych swoich stron. A przecież po to klękam przy kratkach konfesjonału, by zaczerpnąć duchowej siły, bo Chrystus daje mi na nowo wyzwalającą moc, daje mi poprzez rozgrzeszenie swoją wielką łaskę - tłumaczy kapłan.
A jak się spowiadają kobiety? O tym TUTAJ.
Artykuł powstał na podstawie rekolekcji wielkopostnych "Prawda was wyzwoli", które franciszkanin o. Hieronim Stypa wygłosił w parafii pw. św. Antoniego we Wrocławiu. Więcej o nich TUTAJ.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |