Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Heroizm nie jest obowiązkowy. A czy jest obowiązkowe ratowanie człowieka przed popełnieniem zła?
V Niedziela Wielkiego Postu
O czym świadczy robienie spektaklu dla tłumów nie tylko z procesu sądowego, nie tylko z egzekucji skazańca, ale również z jego drogi na miejsce kaźni? O wyjątkowym okrucieństwie rządzących? O ich pogardzie dla człowieka? O schlebianiu najniższym instynktom rządzonych? I zdziczeniu i kompletnym upadku moralnym tych, którzy przyszli oglądać to widowisko?
Zapewne o wszystkim tym razem. Tym smutniejsza jest konstatacja, że o, co spotkało Jezusa w czasie drogi na Golgotę, w dziejach świata nie było niczym nadzwyczajnym. Stosowali takie praktyki najróżniejsi władcy, a w czasach rewolucji francuskiej odbywającej się pod szczytnymi hasłami, z poniżania skazańców w drodze na szafot uczyniono wręcz rytuał. Możemy się odcinać z obrzydzeniem od takich praktyk, ale nigdy nie mamy pewności, czy gdyby się nadarzyła okazja, sami nie uleglibyśmy pokusie, aby wziąć w nich udział.
A jednak Chrystusowa droga na miejsce wykonania wyroku śmierci, popularnie nazywana Drogą Krzyżową, jest czymś wyjątkowym. Nie dlatego, że poza standard wyszli w tym jednym przypadku organizatorzy „widowiska”. Również nie dlatego, że inaczej niż podobnych sytuacjach w najróżniejszych zakątkach Ziemi zachowywali się widzowie. Wyjątkowe było to, kim był skazaniec i główny „aktor” oraz to, co po drodze robił.
Święty Łukasz Ewangelista opisuje to tak: „Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem.”
Zapędzenie kogoś takiego, jak Szymon z Cyreny, do pomocy skazańcowi w taszczeniu narzędzia kaźni nie było zapewne niczym nadzwyczajnym w praktyce rzymskich żołnierzy. Jednak skutki tego zdarzenia każą się głęboko zastanowić nad tym, co się rzeczywiście stało. Jak opowiada legenda, spisana przez Giovanniego Papiniego, „Szymon przybył z rodzimej Cyreny do Jerozolimy niewiele lat wcześniej ze względów spadkowych, nie znał więc prawie nikogo w świętym mieście ani nie dbał o zawieranie nowych znajomości, a tym mniej uwagi poświęcał sprawom publicznym. Pole i dom stanowiły jego życie i nikogo nie kochał poza swoimi dziećmi. Dlatego też niewiele wiedział o tym, co zdarzyło się w ostatnich dniach, i uważał, że skazani byli po prostu pospolitymi przestępcami”.
Święty Marek Ewangelista opisując Drogę Krzyżową Jezusa, informuje: „przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa”. Dlaczego wymienia imiona jego synów? Ponieważ byli oni znanymi chrześcijanami pierwszego pokolenia. Imię Rufusa wspomina św. Paweł w Liście do Rzymian.
Co takiego się stało podczas niesienia krzyża, że Szymon z Cyreny stał się ojcem znaczących w pierwotnej wspólnocie chrześcijan? Doznał miłosierdzia. Jego pomoc nie została przez Jezusa odrzucona, lecz przyjęta w taki sposób, że stało się to dla Cyrenejczyka zasiewem wiary. Co prawda według spisanej przez Papieniego legendy, długo opierał się przed przyjęciem wiary w Chrystusa, a po jej przyjęciu miał próbować wyciągać z tego osobiste korzyści, ostatecznie jednak „Szymon z Cyreny został jako chrześcijanin powieszony na krzyżu nasyconym smołą i spłonął niby pochodnia, by oświetlić ogrody Nerona”.
W drodze na Golgotę Jezus nie tylko wobec Szymona z Cyreny uczynił niezwykły akt miłosierdzia. To, co zrobił wobec użalających się nad nim kobiet jest nie tylko o wiele łatwiej rozpoznawalne, jako dzieło miłosierdzia.
Święty Łukasz tak opisał całe wydarzenie: „A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: «Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: "Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły". Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?»”.
Zaskakujące odwrócenie ról. To płaczące kobiety chciały w jakiś sposób okazać Jezusowi miłosierdzie lub przynajmniej współczucie. Nie ma powodów, aby wątpić w szczerość ich łez. Zapewne przynajmniej część z nich wiedziała, że Chrystus jest niewinny i spotykają Go całkowicie niezasłużone cierpienia i prześladowania. Chciały Mu dać choćby niewielkie wsparcie. Pokazać, że we wrogim tłumie widzów, szukających w Jego bólu i upokorzeniu rozrywki i satysfakcji, są również ludzie, którzy nie poddali się powszechnemu szałowi zła i przynajmniej przez łzy i zawodzenie stają razem z Nim.
Dlaczego więc – tak można pomyśleć w pierwszej chwili czytając Łukaszowi opis - Chrystus odrzuca ich współczucie? Nie odrzuca. Gdyby odrzucał, nie zwróciłby się do nich. I nie powiedział, tego, co usłyszały. Chrystus przyjął ich dar miłosierdzia, ale odpowiedział jeszcze większym darem. Dał im przestrogę i wskazówkę. Odwrócił tok ich myślenia. A przede wszystkim dał dowód, że jest o nie same i o ich dzieci szczerze zatroskany. Jemu na nich bardzo zależało. Tak bardzo, że nawet idąc na śmierć, pochylił się nad nimi i głosił im Ewangelię nawrócenia. Czy w tej chwili, idąc przez miasto i wzywając w bardzo jednoznacznych słowach do nawrócenia, nie przypomina Jonasza, posłanego przez Boga do Niniwy? Słowa Jezusa są równocześnie proroctwem i przypomnieniem proroctwa zapisanego w Księdze Ozeasza.
Można powiedzieć, że Jezus nieustannie jest „nastawiony” na pełnienie dzieł miłosierdzia. Nie „marnuje” żadnej okazji, wykorzystuje każdą sytuację, nawet taką, w której zdawałoby się powinien się skupić na własnym cierpieniu i przestać się rozglądać w poszukiwaniu tych, którzy na Boże Miłosierdzie, przez Niego niesione, czekają. Pochyla się nad każdym, kto miłosierdzia jest spragniony.
Czy dziś, z perspektywy dwóch tysięcy lat, potrafimy to dostrzec i docenić? Czy wyciągamy z tego wnioski? Czy tak liczne Jezusowe dzieła miłosierdzia, czynione bez afiszowania się i podkreślania ich rangi, pobudzają naszą wyobraźnię miłosierdzia? Czy otwieramy szeroko oczy, aby dostrzec licznych ludzi, którzy potrzebują miłosierdzia od nas?
W piątą niedzielę Wielkiego Postu zasłaniamy w kościołach krzyże. Nie po to, aby usunąć sprzed oczu wizerunek cierpiącego Bożego Syna. Po to, aby powierzchowne patrzenie oczami ciała wzmocnić patrzeniem oczu duszy. Nieraz dopiero gdy zamkniemy powieki, odkrywamy treść tego, na co przed momentem spoglądaliśmy. Tak samo jest z oglądaniem Męki Jezusa. Grozi nam, że damy się wciągnąć w emocje tłumu, dla którego jest to tylko widowisko. I zapomnimy, że potrzebujemy miłosierdzia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |