Bóg chce naszego dobra. Gdyby w to uwierzyć – że najpotężniejszy, Stwórca wszystkiego, posiadający wszelką władzę nad czasem i przyszłością – chce naszego dobra, to… To co? Czy skonstruowanej w ten sposób powieści: że blisko przeżywającej różnorakie perypetie pani Kowalskiej jest ktoś, który z trudności, największego nawet zła wyprowadza dobro, sprawia, że wszystko obraca się na jej korzyść – czy takiej powieści nie uznalibyśmy za co najmniej naiwną? By nie rzec – nieprawdopodobną?
Chrześcijaństwo każe nam wierzyć w takie rzeczy, że nasze serce tego nie ogarnia, rozum wymięka, rozsądek musi zamilknąć. Nie dlatego wcale, że wiara sprzeciwia się sercu, rozumowi czy zdrowemu rozsądkowi. Nie sprzeciwia się im, ale jakoś je przekracza. Jak w popularnych na różny sposób tezach typu: „wykorzystujemy tylko 15 procent możliwości naszego mózgu”.
Wiara w Boga jako sposób na wykorzystanie w pełni naszych ludzkich możliwości? Tak i jeszcze raz tak! Po stokroć.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.