Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Co jest treścią "sześciu głównych prawd wiary? Co sprawia, że gdy słyszymy Dobrą Nowinę o Bogu, który jest Sędzią sprawiedliwym, dociera do nas obraz bezlitosnego i sadystycznego kata?
W popularnej na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku w oazowo-charyzmatycznych kręgach książce Floyda McClunga pt. Ojcowskie serce Boga autor wskazuje, że wielu ludzi ma problem z akceptacją Boga jako kochającego Ojca, gdyż przez złe doświadczenia ze swymi ziemskimi ojcami mają skrzywiony obraz ojcostwa. Gdy słyszą „Bóg jest twoim Ojcem”, widzą kogoś oschłego, surowego, wymagającego, krzywdzącego, odległego czy wręcz nieobecnego itp. Czy ten fałszywy obraz Boga oznacza jednak, że zdanie „Bóg jest twoim Ojcem” jest nieprawdziwe, lub nawet głęboko nieprawdziwe? Podobnie rzecz ma się ze zdaniem „Bóg jest sędzią sprawiedliwym” – nawet jeżeli dziewięćdziesiąt dziewięć osób na sto wyciąga ten sam fałszywy wniosek, to nie świadczy to o nieprawdziwości przesłanki, lecz o tym, że wszystkie te osoby popełniają ten sam błąd formalny.
A przy okazji również i o tym, że nasze głoszenie niedomaga i nie potrafimy w poprawny sposób rozwinąć i przekazać treści zawartych w katechizmowej formule, skoro tak wiele osób wciąż jeszcze widzi w Bogu takie mzimu, które, jak wieść gminna niesie, „za małe grzechy karze od razu, a za duże po dziewięciu miesiącach”, prezentując tym samym pogańskie, magiczne myślenie, jakby w ogóle nieschrystianizowane lub wtórnie zdechrystianizowane. Tymczasem druga z „sześciu głównych prawd wiary” nie mówi o doraźnym, bezpośrednim karaniu Bożym[17], lecz o perspektywie eschatologicznej, o tym, co znamy również jako inną katechizmową formułę przedstawiającą „ostateczne rzeczy człowieka”, czyli śmierć, sąd Boży, niebo albo piekło. Ale może jednak, skoro tak wielu ludzi tę prawdę tak źle interpretuje, lepiej będzie o niej nie wspominać, spuścić na nią zasłonę milczenia i pozostawić ją w otchłani niepamięci, nawet jeżeli miałaby być prawdziwa? Cóż, jeśli jest prawdziwa, nie może być szkodliwa, nawet jeżeli twierdzą tak jednym głosem naczelny redaktor jezuickiego portalu (vide przypis ³) i świecka dominikanka, pedagog, teolog i wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego (vide przypis ²). Jest raczej czymś w rodzaju lekarstwa – gorzkiej pigułki, która może i niezbyt dobrze smakuje, ale przynosi uzdrowienie – prawda nie szkodzi, lecz wyzwala (por. J 8, 32). Ostatecznie każdy człowiek jest inny, do każdego Bóg trafić może na inny sposób – jeden nawróci się, gdy zostanie przytulony i pogłaskany, inny, gdy dozna wstrząsu w konfrontacji swojej nędzy ze świętością Boga.
Kolejny argument: „Ale w »sześciu głównych prawdach wiary« nie wspomina się nic o zmartwychwstaniu! Ha!” No i co z tego niby miałoby wynikać? W tzw. „czterech prawach życia duchowego” przejętych w latach 70-tych przez ks. Blachnickiego od Ruchu Agape też nie, a mimo to stanowią one podstawę ogromnej większości programów nowej ewangelizacji, poczynając od oazowego planu Wielkiej Ewangelizacji 2000 „Ad Christum Redemptorem”, przez seminaria Odnowy w Duchu Świętym, kursy Filipa wg KGB, Szkoły Nowej Ewangelizacji Jose Prado Floresa czy kursy Alfa itp. itd. Ani w Credo, ani w Składzie Apostolskim, ani w Quicumque, ani w żadnym innym, choćby najobszerniejszym, symbolu wiary, nie jesteśmy w stanie wymienić wszystkich (a jest ich raptem ok. ćwierć tysiąca) prawd wiary, które jako katolicy zobowiązani jesteśmy wyznawać de fide – czyli prawd (dogmatów) o najwyższym stopniu magisterialnej pewności[18]. Nie mówiąc już o tych o niższych stopniach pewności.
Zgadzam się natomiast, że absolutnie niewystarczające[19] dla życia wiary i zdrowej, owocnej relacji z Bogiem jest wyuczenie się na pamięć jakichkolwiek formułek, czy byłoby to „sześć głównych prawd wiary”, czy „dziesięć przykazań Bożych”, czy nawet „cztery prawa życia duchowego”. To może być tylko początek, punkt wyjściowy, treści w nich zawarte trzeba zgłębiać, objaśniać, tłumaczyć, tak jak np. robił to już w XVIII wieku śp. Edilbert Menne OFMRef. Same w sobie te formułki są jedynie rusztowaniem, szkieletem, który dopiero trzeba wypełnić ścięgnami, mięśniami, organami i obciągnąć skórą. Jeśli pozostawić człowieka tylko sam na sam z takim szkieletem, bez dalszego wypełnienia go treścią, to czy będą to „główne prawdy wiary”, czy „prawa życia duchowego”, to taką katechizację lub ewangelizację można za przeproszeniem jedynie o kant koziej … [autocenzura]. Tu z kolei całkowitą rację ma o. Oszajca, który w książce Innego cudu nie będzie (zob. przypis 4) pisze: „Co z tego, że dziecko wyrecytuje ileś tam przykazań i parę uproszczonych teologicznych twierdzeń? Widać wyraźnie, że to nie wystarczy. Jeśli katechezy nie będziemy prowadzić tak, żeby dziecko polubiło Pana Jezusa, a przez to Mu uwierzyło, nic z tego nie będzie.”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |