Czasem będąc chrześcijanami, czujemy się wyróżnieni, bliżsi Bogu z założenia, a nawet chronieni. Nic bardziej mylnego. To znaczy, owszem – w oczach Boga jesteśmy wyjątkowi, dano nam wiele, Krew, w której zostaliśmy zanurzeni, zapewnia nam radość wieczną – lecz przecież żyjemy tu, na ziemi, w drodze. Nazwijmy to „specyfika ziemskiego życia” jest tak samo doświadczana przez mocno, jak i słabo wierzących, przez niewierzących czy inaczej wierzących także. A nawet, powiedziałabym, czasem wierzący doświadczają codziennego trudu z większą ostrością – nie z powodu szczególnego „uwzięcia się” Boga, a raczej dlatego, że w Bożym świetle dostrzegają jaśniej naturę zła, jego konsekwencje, uwodzący powab.
Nie ma to jednak jak iść przez życie z otwartymi oczami. Cuda, które co dzień zsyła Bóg, niekiedy wtapiają się w tło i trzeba wysiłku z naszej strony, by je zauważyć. Jeśli psim swędem udaje nam się uniknąć katastrofy, ominąć mielizny i rafy – to przecież warto pamiętać, że nie jest to kwestia wyłącznie naszej zaradności a Bożej łaski. Że ocaleliśmy, bo On tak chciał. Bo zostało nam oszczędzone, choć zasłużyliśmy na coś zupełnie innego niż nadzieja, dobro, światło.
Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.