Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Kojarzyć może się z nieprzyjemnym obowiązkiem rodzinnych nasiadówek. Ale to karykatura. Wspólne posiłki to coś znacznie ciekawszego.
Czy Święta Rodzina jadała razem? Trudno o jakikolwiek w tej sprawie dowód. Tyle że w dobie, kiedy nie było lodówek, kuchenek elektrycznych i sklepów z wysoko przetworzonymi produktami spożywczymi, raczej trudno wyobrazić sobie, by było inaczej . Zwłaszcza że domy czy mieszkania do wielkich nie należały i trudno było odgrodzić się w nich od innych domowników. Wspólny posiłek, o którym tyle czytamy na kartach Ewangelii, gdy Jezus prowadził już swoją działalność, był więc też pewnie codziennością Świętej Rodziny. I w Betlejem, gdzie Jezus przyszedł na świat, i w Egipcie, dokąd Józef i Maryja musieli uciekać z Dzieckiem przed oprawcami Heroda, i później w Nazarecie. Przez trzydzieści lat. I nie tylko od święta.
Czy to ważne? Wydaje mi się, że bardzo. Żyjemy dziś w ciągłym pośpiechu. Praca, szkoła i inne zajęcia bardzo utrudniają rodzinom siadanie razem do stołu. Każdy wszak wychodzi na zajęcia i wraca do domu o innej godzinie. Rodzi się pokusa, by nawet gdy nic nie stoi na przeszkodzie, pozwolić każdemu jeść, kiedy chce i gdzie chce. Choćby z nosem w książce czy gazecie albo przed telewizorem. Cóż w tym złego? To tylko jedzenie. Tymczasem rodzina traci przez to coś niezwykle ważnego: okazję do rozmów. Nie, nie tych poważnych, które w filmach bywają zapowiadane irytującym „musimy porozmawiać”. Błahych, w zasadzie nic ważnego nie wnoszących. Ale właśnie dlatego niezwykle istotnych. Niezauważalnie budujących więź, pomagających się naprawdę poznać, a nie bazować na wyobrażeniach, pozwalających przełamać niechęci, zanim urosną do wysokich murów, wysłyszeć problemy na tyle wcześnie, by nie zdążyły zatruć życia gangreną. Rozmów sprawiających, że dostrajamy się do siebie, zanim z przerażeniem moglibyśmy odkryć, że nic nas nie łączy, bo nadajemy na zupełnie innych falach.
Nie doceniałem wartości wspólnych posiłków w rodzinnym domu. Nie były one to dla mnie ważne w czasach, gdy wydawało mi się, że moim powołaniem jest kapłaństwo. W górach, z przyjaciółmi, były po prostu częścią naszego całodziennego przebywania razem. Ale odkryłem ich wartość na studiach, gdy najpierw jeden, a potem drugi kolega potrafili czekać z kolacją, aż wrócę od swojej ukochanej (a dziś żony). Po co to robili? Nie wiem. Ale te kolacje, jedzone czasem bardzo późno, były wyrazem przyjaźni; i chyba też głębokiego przeświadczenia, że jej pielęgnowanie wymaga spotkania. To był czas na spokojną rozmowę, na wspominanie i snucie planów. Szybko wciągnęliśmy w to naszą paczkę. Chleb, ser, czasem kiełbasa czy pierogi, a przy okazji tyle ciekawych, przeciągających się do późnego wieczora rozmów... Co tam piwo w pubie czy jakaś dyskoteka? Był ten wspólny posiłek, gitara, organki, śpiew, żarty, śmiech, a czasem i dym z fajki naszego przyjaciela...
W małżeństwie gitara i fajka poszły w kąt. Ale od tych dwudziestu paru lat, choć sami, praktycznie zawsze zasiadamy z żoną do stołu razem. A i podczas spotkań z rodziną czy przyjaciółmi stół – co oczywiste – jest ważnym elementem. Wydaje mi się, że właśnie to zasiadanie do posiłków razem pozwoliło scementować naszą miłość i ominąć szczęśliwie wszystkie rafy, na których mogła się rozbić. W sytuacji nieporozumienia czy sporu stół jest ręką wyciągniętą do zgody. Przez wspólne przygotowanie posiłku, przez zaproszenie doń. To okazja do odezwania się, gdy duma nakazywałaby wyniosłe milczenie. A rozmowy podczas posiłków mają nieocenioną wartość. Można podzielić się swoimi troskami, przemyśleniami czy nawet podyskutować o polityce. I jest czas, żeby, zanim się coś chlapnie, zdążyć ugryźć się w język. Między kawałkiem pomidora z serem a łykiem herbaty znacznie też łatwiej zachować pogodę ducha i nie upierać się przy swoim. No i fakt, że się siedzi. Trudniej w takiej pozycji o jakieś wzburzenie. Co innego, gdyby się stało....
Wspólnota stołu, pomijając większe, oficjalne uroczystości, wydaje mi się też istotnym barometrem relacji między rodzicami a dziećmi. Gdy odwiedzając znajomych widzę za stołem też ich dzieci, wiem, że wszystko jest mniej więcej w porządku. Może nie zawsze się rozumieją, ale potrafią patrzeć na swoje twarze. Gdyby któreś wolało zabrać co trzeba ze stołu i uciec do swojego pokoju... Tak, to nic nie musi znaczyć, ale może...
Na kartach Ewangelii nic nie napisano na temat zwyczajów Świętej Rodziny z Nazaretu. Jest za to mnóstwo wzmianek o tym, jak wiele dobrych rzeczy działo się w kontekście wspólnoty stołu, gdy Jezus prowadził swoją publiczną działalność. Jeśli dziś małżonkowie i rodzice chcą budować święte rodziny, na pewno nie powinni lekceważyć okazji, jakie dają wspólne posiłki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |