Rekolekcje na Wielki Tydzień: Dom Ojca

W domu Ojca mego jest mieszkania wiele, a ja idę przygotować wam miejsce, a gdy wam miejsce przygotuję, wrócę się do was i zabiorę was ze sobą abyście tam, gdzie ja jestem, i wy byli” (J 14,2-3).

Tylko, niestety, uprzejmość jest zawsze połowicznością. Dwoje ludzi się spotyka, uznają siebie, bardzo pięknie się sobie kłaniają, wymienia się parę miłych słów - i potem się rozchodzą każdy do swojego świata. I jeden drugiemu stara się w drogę nie wchodzić. Otóż uprzejmość w stosunku do Pana Boga, ta religia uprzejmości na tym właśnie polega, że się uznaje, że się szanuje, jakimś gestem bardzo głębokim, kulturalnym oddaje się rewerencję temu wszystkiemu, tylko nie zauważa się jednej bardzo istotnej rzeczy w tej sytuacji: że Ten, który wyszedł na nasze spotkanie, ma pełne ręce. Ma ręce pełne darów przysłanych przez Ojca Niebieskiego - i sam jest darem. Nie tylko można wziąć to, co On ma w rękach: prawdę i łaskę, ale można wziąć, i trzeba wziąć, Jego samego. To się przeoczy i właściwie cała sytuacja jakoś spełznie na niczym.

Przypuśćmy, że do ciężko chorego człowieka przychodzi lekarz z najlepszymi zamiarami, z całą wiedzą i z całą swoją życzliwością. A ten chory powiada: Proszę bardzo, bardzo mi przyjemnie, że pan mnie odwiedził, proszę siadać, może pan pozwoli herbatkę, może tam żona ciasteczko jeszcze przygotuje, niech pan będzie taki grzeczny, porozmawiajmy sobie. Bardzo mi przyjemnie, że pan o mnie pamiętał, takeśmy sobie miło porozmawiali, no, ale teraz, pan rozumie, jestem człowiek chory, więc może się już pożegnamy. Bardzo mi będzie miło, jeżeli pan drugi raz tu przyjdzie... A przecież nie o to chodziło. Przecież właśnie te wszystkie rzeczy można było sobie darować, tylko wykorzystać to, co ten człowiek przyniósł: przyniósł wiedzę i możność ratowania życia ludzkiego, możność przedłużenia życia ludzkiego. I to było najważniejsze. Każdy normalny chory od progu wpatruje się w oczy tego człowieka-lekarza. A ten drugi widzi to i nieraz jest - przypuszczam - głęboko zażenowany tym stopniem nadziei, tym wielkim spodziewaniem się, tym niemym pytaniem: czy mnie pan uratuje? Czy mnie pan wydrze śmierci? Czy ja jeszcze będę żył? To tu jest - powiedziałbym tak może trywialnie: modlitwa. Modlitwa chorego do tego drugiego człowieka, modlitwa wzroku, gestu, całej nadziei, całego napięcia duchowego.

To jest chyba istota rzeczy również w naszym spotkaniu z Chrystusem. Dlatego właśnie używam tego porównania z lekarzem, bo Pan Jezus go użył i sprawiedliwość wobec Chrystusa mnie do tego zmusza. To On powiedział: Nie potrzebują zdrowi lekarza, tylko chorzy. Ja nie przyszedłem do zdrowych, tylko do źle się mających (por. Mk 2,17). Przyszedłem do chorych.

Więcej na następnej stronie
«« | « | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Kwiecień 2024
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...