W domu Ojca mego jest mieszkania wiele, a ja idę przygotować wam miejsce, a gdy wam miejsce przygotuję, wrócę się do was i zabiorę was ze sobą abyście tam, gdzie ja jestem, i wy byli” (J 14,2-3).
Moi drodzy, to jest bardzo subtelna mądrość, delikatnie podsunięta człowiekowi. Po długim namyśle i kontemplacji tych słów człowiek dojdzie do tej prawdy, o którą tu chodzi. Pan Jezus mówi: nie ma ani jednego człowieka zdrowego pośród was. Ani jednego zdrowego. Ja przyszedłem do wszystkich - do wszystkich. Ale nie do zdrowych; do wszystkich, tylko że chorych i źle się mających. Wy wszyscy jesteście chorzy i wszyscy jesteście źle się mający. Ale Pan Jezus powiedział to bardzo delikatnie i bardzo pośrednio, bo gdyby im był tak powiedział, jak ja teraz wam mówię, to byłby protest. Ja sądzę, że tu i ówdzie też jest jakiś protest, że to jest za ostro, za śmiało. Ale Pan Jezus tak myślał: ktokolwiek z ludzi nie ma świadomości grzechu, zamyka Bogu drogę do swojego serca.
Dlatego właśnie powiedziałem, że w tym obrazie lekarza przyjmowanego jako zbawienie - gdzie oczy człowieka chorego wiszą na oczach i na ustach tego przychodzącego - jest jakaś głęboka prawda ujmująca istotę tego spotkania. Tu uprzejmość pięknie się kłaniająca i oddająca rewerencje nie ma już nic do powiedzenia. Tu jest walka o życie, o przedłużenie życia, i to nie o przedłużenie życia na lata, tylko o przedłużenie życia na wieczność. Tu Chrystus mówi: Ja jestem lekarzem i ja mam moc przedłużyć życie. Dać życie i przedłużyć życie aż do wieczności. I mam moc zaprowadzić do domu. Jestem jedynym przewodnikiem - jedynym przewodnikiem. Poza mną niema innego. Ja jestem przewodnikiem niezawodnym, bo ja jestem równocześnie drogą, którą się idzie, i ja jestem światłem, które na tej drodze przyświeca, i ja jestem chlebem, który na tej drodze żywi - poza mną nie ma innego. Nie ma innego. I ja jestem tym lekarzem, który nigdy nie opuszcza chorego, który zawsze przy chorym zostaje. Chce zostać, doprasza się o to, żeby mógł zostać. A któż by nie chciał, któż by nie chciał po życiu ciężkim i skołatanym wrócić wreszcie do domu, który jest w najpełniejszym tego słowa znaczeniu domem? Któż by nie chciał swoje serce skołatane tyloma zawodami i niespełnionymi tęsknotami i nadziejami zatopić wreszcie w takiej miłości, która nigdy nie zdradza? Któż by nie chciał mieć zawsze przy sobie lekarza, który życie przedłuży na wieczność?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |