Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Co wydarzyło się w tygodniu dziś nazywanym Wielkim, jak dokonywały się najważniejsze wydarzenia zbawcze? Zobaczmy, jak te szczególne dni opisuje Francois Mauriac. Idźmy z nim za Chrystusem dzień po dniu, chwila po chwili.
Złożenie do grobu
Trzy ciała umęczone u wejścia do miasta, zawieszone pod burzliwym niebem pochmurnego dnia wiosennego — oto wszystko, co pozostało z tego mrocznego okresu trzyletniego. Było to zwykłe widowisko. Istniał bowiem zwyczaj zostawiania nie pogrzebanych ciał winowajców, wystawionych jak ostrzeżenie na publiczny widok i oddanych na pastwę zwierząt u bram miasta. Ale w dniu Przygotowania zwłoki te nie powinny były tam się znajdować. Na prośbę Żydów i na rozkaz Piłata żołnierze dobili dwóch łotrów, łamiąc im nogi. Ponieważ Jezus już nie żył, przebili tylko włócznią serce Jego, a Jan, który, być może, oparł głowę o poranione ciało, widział, jak z rany wytrysnęła krew i woda, i czuł, jak spływały na niego.
Józef z Arymatei, potajemny uczeń Jezusa, jeden z tych, którzy obawiali się Żydów za Jego życia, otrzymał od prokuratora pozwolenie na zabranie ciała Jezusowego. Nikodem, tchórzliwy również i polityk, zjawił się także niosąc sto funtów mirry i aloesu. Jest to godzina bojaźliwych. Obaj ci mężczyźni, którzy nie odważyli się wyznawać Jezusa za Jego życia i chodzili do Niego po kryjomu, teraz, gdy umarł, okazują więcej wiary i miłości od tych, którzy tak wiele mówili o swych uczuciach. Nic już nie obchodzi ich, tych ludzi ambitnych i na stanowiskach, teraz, gdy utracili Jezusa. Czego mieliby się obawiać? Żydzi nie mogą im już nic złego zrobić. Mogą im wszystko zabrać - ponieważ już wszystko stracili, nie dbają o te zaszczyty, które zdawały się im ważniejsze od czegokolwiek na świecie, teraz, gdy Jezus umarł.
Józef z Arymatei miał nowy grobowiec w ogrodzie na stoku Golgoty. Z powodu święta i dlatego, że ten grobowiec był bardzo blisko, złożyli w nim ciało Pana.
Zmartwychwstanie
Obłoki przyciemniły błękit. Możliwe, że ukazali się zmarli, ale przypomniano to sobie dopiero później. Wyobrażam sobie raczej wiosenny wieczór podobny do wszystkich wieczorów wiosennych, zapach ciepłej i wilgotnej ziemi, fizyczne zmęczenie, pustkę podobną do tej, jaką odczuwałem będąc dzieckiem, gdy padł ostatni byk i arena pustoszała, jak gdyby ubyło mi tyle krwi, ile jej wylano. Zakończony obrachunek, załatwiona sprawa. I tyle nienawiści, odtąd niepotrzebnej, zalegającej w sercach uczonych w Piśmie. Ogromny smutek ich rasy narastał w nich, gromadziło się tyle niezadowolenia z niespełnionych pragnień, że wystarczyło ich na zapełnienie wszystkich wieków. Faryzeuszy niepokoiło trwające jeszcze wzburzenie z powodu zwłok, tak nawet pohańbionych jak te. Ci, którzy nigdy się nie łudzili, drwili z tych, którzy ulegli wpływowi szalbierza. Ale zbliżała się Pascha i wszyscy wracali do domów swoich.
Gdzie ukryli się przyjaciele Pokonanego? Co pozostało z ich wiary? Syn Człowieczy wszedł w krainę śmierci, i to jakim wejściem! Dziedzictwem, o którym tyle mówił, jest tylko znak upodlenia. Gdzie jest zwycięstwo Jego nad światem? Ci, którzy Go nienawidzili, zdeptali Go, zmiażdżyli, dowiedli Jego bezsilności, a więc i oszustwa wobec całego ludu. Nie! Jego przyjaciołom nie pozostało już nic innego, jak przyczaić się, ukryć swoje łzy i hańbę, milczeć i czekać.
Gdyż mimo wszystko czekali, przypominając sobie pewne słowa, czepiając się ich z nadzieją — chwiejna była ich wiara, ale nie miłość. Może niektóre serca wśród nich płonęły, objęte szaleństwem ufności, która była już szaleństwem krzyża. Zwłaszcza niewiasty - te wszystkie Marie... Matka Jezusa nie potrzebowała ufać - Ona wiedziała. Ale męka trwała w Niej nadal. Ciosy nadal sypały się i plwociny kalały uwielbiane oblicze. Nie była w stanie zatamować w swoim sercu upływu Bożej krwi. Dźwięczał w nim jeszcze każdy okrzyk i najcichsze westchnienie wymykające się z bezkrwistych warg. Najświętsza Panna była już tylko powtarzającym się w nieskończoność echem męki. Szukała na swoim czole śladów cierni. Całowała swoje dłonie... O ile nie musiała zająć się przygnębionym Janem...
W tym miejscu powinny się zacząć dzieje powrotu Jezusa na świat. Ale byłyby to dzieje tego świata aż do skończenia czasów. Albowiem obecność zmartwychwstałego Jezusa trwa nadal; miałoby się pokusę powiedzieć, że wniebowstąpienie nie przerwało Jego pobytu na ziemi: w kilka miesięcy po zniknięciu sprzed oczu uczniów na drodze do Damaszku olśnił swoją światłością swojego wroga Szawła i przemówił do niego. Paweł nigdy nie wątpił, że był takim samym świadkiem zmartwychwstania jak ci, którzy pili i jedli z Chrystusem, zwycięzcą śmierci. Świadczy o tym wyraźnie słynny fragment Pierwszego Listu do Koryntian: „Bo naprzód podałem wam, com też otrzymał, że Chrystus umarł za grzechy nasze według Pisma i że był pogrzebany, i że zmartwychwstał trzeciego dnia według Pisma, że ukazał się Kefasowi, a potem Jedenastu. Potem widziało Go jednocześnie więcej niż pięciuset braci, z których wielu żyje dotychczas, a niektórzy pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, potem wszystkim apostołom. A w końcu po wszystkich, niby poronionemu płodowi, ukazał się i mnie” (1 Kor 15,3-8).
Nie ulega wątpliwości, że ukazywania się Chrystusa, stanowiące dowód Jego zmartwychwstania, nie mogą być utożsamiane z widzeniami, jakie miało tyle godnych tej łaski osób po Jego wniebowstąpieniu. Jednakże Ten, który powalił na ziemię Szawła na drodze do Damaszku, jest tym samym Jezusem, którego Franciszek, Katarzyna, Teresa, Małgorzata Maria, proboszcz z Ars i tylu innych świętych, znanych i nieznanych, głośnych w Kościele lub pozostających w mroku życia ukrytego, słyszało, widziało i dotykało. Obecność ta nie jest obecnością eucharystyczną, ale maleńka Hostia daje o niej pojęcie nawet najzwyklejszemu chrześcijaninowi, gdy wróciwszy na swoje miejsce osłania się płaszczem, chroniąc w najgłębszych tajnikach swojej istoty drgający płomień więzionej Miłości.
I ta prawda jest tak dalece istotna, że o ile nie możemy sobie wyobrazić wielu wydarzeń opisanych w Ewangeliach, o tyle najbardziej zrozumiałe dla nas i najbliższe naszemu życiowemu doświadczeniu są te, które dotyczą zmartwychwstałego Chrystusa. Przede wszystkim dlatego, że nam również jest On znany jedynie poprzez swoją mękę. Jeżeli nie przybywa już do nas z otchłani śmierci, to zawsze przychodzi z otchłani swojego cierpienia. Przebiega nieustannie ludzkie piekło, aby dotrzeć do każdego z nas. Znane nam oblicze Jego nie jest twarzą tego Żyda, którego rzymscy żołnierze o słudzy najwyższego kapłana nie mogliby odróżnić od innych bez pocałunku Judasza. To właśnie oblicze znieważane przez nas i cierpiące z powodu naszych występków, to spojrzenie pełne miłości i smutku towarzyszy nam przez całe życie i pomimo naszych licznych upadków miłość Jezusa nigdy nie słabnie i ani na chwilę nas nie opuszcza.
Nie ma żadnego spotkania zmartwychwstałego Chrystusa z Jego najbliższymi, które nie przypominałoby chrześcijaninowi jakiegoś wydarzenia z jego życia. Maria Magdalena płacze stojąc przy grobie. „Wzięto Pana mego, a nie wiem, gdzie Go położono. To powiedziawszy obróciła się za siebie i ujrzała Jezusa stojącego, a nie wiedziała, że był to Jezus. Rzecze jej Jezus: Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz? A ona mniemając, że był to ogrodnik, rzecze Mu: Panie, jeśliś ty Go zabrał, powiedz mi, gdzieś Go złożył, a ja Go wezmę. Rzecze jej Jezus: Mario. Ona zaś obróciwszy się rzecze Mu: Rabbo-ni” (J 20,13-16). I my także poznajemy Go czasami. Dlaczego nie wyznać tego? Poznajemy Go również w Jego kapłanach. Mówimy tyle złego o księżach! A jednak katolikowi, który ma zwyczaj - niedobry zapewne - uklęknąć przy pierwszym z brzegu konfesjonale, zdarzyło się niejednokrotnie usłyszeć słowa nieoczekiwane, wstrząsające, i otrzymać od nieznanego, cichego i pokornego serca więźnia tej okra-towanej klatki dar miłości Bożej i nieziemskie pocieszenie.
Ileż to razy my również powtarzaliśmy słowa Tomasza zwanego Didymusem, gdy oczami wiary widzieliśmy stygma-ty Pana i dotykaliśmy ich błądzącymi po omacku rękami ślepca: „Dominus meus et Deus meus...” „Pan mój i Bóg m ó j”. Chrystus jest własnością wszystkich ludzi, oddany w posiadanie każdemu z nas poszczególnie.
Pierwszy raz Jezus wszedł do izby, w której uczniowie zamknęli się z obawy przed Żydami. Pokazał im swoje rany, napełnił ich swoim pokojem, swoją radością i udzielił im władzy odpuszczania grzechów. (Cóż za cudowna pewność uzyskania przebaczenia - dłoń kapłana nad naszym czołem, słowa rozgrzeszenia spływają na nasze serca i ciała jak krew i woda z boku otwartego włócznią.) Tomasz nie był z nimif gdy przyszedł Jezus, i nie chciał uwierzyć w to, co mu opowiadali: „Jeśli nie ujrzę na rękach Jego przebicia gwoźdźmi i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej w bok Jego, nie uwierzę” (J 20,25). Po ośmiu dniach Jezus przyszedł znowu i „rzekł do Tomasza: Włóż tu palec twój i oglądaj ręce moje, i wyciągnij rękę twoją, i włóż w bok mój, a nie bądź niewiernym, lecz wierzącym. A odpowiadając Tomasz rzekł Mu: Pan mój i Bóg mój. Rzecze mu Jezus: Uwierzyłeś dlatego, żeś mię ujrzał, Tomaszu, błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20,27-29).
Panie, my, którzyśmy Cię nie widzieli cielesnymi oczami, wierzymy w Ciebie.
Komu z nas gospoda w Emmaus nie jest bliska? Któż z nas nie szedł tą drogą pewnego wieczoru, kiedy wszystko zdawało się stracone? Chrystus w nas umarł. Odebrał Go nam świat, odebrali filozofowie i uczeni, i nasze namiętności. Nie było już dla nas Jezusa na ziemi. Szliśmy jakąś drogą. Ktoś szedł u naszego boku. Byliśmy sami, ale nie samotni. Zapada wieczór. Oto drzwi otwarte, ciemna izba, tylko ogień na kominie rozjaśnia klepisko i rzuca ruchome cienie. O, przełamany chlebie! Chlebie przełamany i spożywany mimo tak wielkiej nędzy! „Zostań z nami, bo ma się ku wieczorowi...”
Ma się ku wieczorowi, życie dobiega kresu. Dzieciństwo wydaje się odleglejsze niż początek świata; po utraconej młodości pozostał jedynie ostatni pomruk burzy wśród umarłych drzew zmienionego nie do poznania parku.
„I przybliżyli się do miasteczka, do którego szli, a On okazywał, jakoby dalej iść miał. I przymusili Go, mówiąc: Zostań z nami, bo ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił. I wszedł z nimi. I stało się, gdy zasiadł z nimi przy stole, że wziął chleb, błogosławił, łamał i podawał im. I otworzyły się oczy ich, i poznali Go, ale On zniknął sprzed oczu ich. I mówili między sobą: Czyż serce nasze nie pałało w nas, gdy mówił w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24,28-32).
Innym razem Kefas, Tomasz, Natanael, Jakub i Jan łowili ryby. Powrócili do swojej Tyberiady, do swoich łodzi i swoich sieci, „ustatkowali się” - twierdziły zapewne ich rodziny. Ale nie mogli nic ułowić. Wtedy jakiś nieznajomy poradził im, żeby zarzucili sieci po prawej stronie łodzi. Wyciągnęli takie mnóstwo ryb, że Jan nagle zrozumiał i rzekł do Piotra: „Pan to jest” (J 21,7). I Piotr natychmiast rzucił się w morze, aby prędzej znaleźć się przy swoim Umiłowanym. Stoi tu, nad brzegiem jeziora. Tak, to istotnie On. Żarzy się kilka głowni. Słońce suszy suknie Piotra. Uczniowie pieką ryby, jedzą chleb dany przez tego Jezusa, którego nawet nie zapytali: „Ktoś Ty jest?” (J 21,12). Nie jest się nigdy zupełnie pewnym, że to On. Ależ tak, to Ty jesteś, Boże, który zadajesz nagle pytanie, tak dobrze nam znane (ale nie odpowiedź, niestety!):
„Szymonie, synu Jana! Miłujesz mię więcej niźli ci? Rzecze Mu: Tak Panie, Ty wiesz, że Cię miłuję. Rzecze mu: Paś baranki moje” (J 21,15).
Trzykrotnie powtarza się ten dialog nad brzegiem jeziora. Potem Jezus oddala się i Piotr idzie za Nim, Jan zaś o kilka kroków dalej, jak gdyby utracił już swój przywilej „najbardziej umiłowanego", jak gdyby serce zmartwychwstałego Pana nie dawało folgi temu uczuciu dla wybrańca.
Jednakże powiedział o synu Zebedeusza tajemnicze słowa, z których uczniowie zrozumieli, że Jan nie zazna śmierci. I kiedy w kilka tygodni później Jezus opuszcza swoich uczniów, wznosi się i niknie w światłości, nie jest to ostateczne odejście. Już się zaczaił na zakręcie drogi, wiodącej z Jerozolimy do Damaszku, i upatruje Szawła, swojego umiłowanego prześladowcy. Odtąd na drodze życia każdego człowieka znajdzie się ten czatujący na niego Bóg.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |