Co wydarzyło się w tygodniu dziś nazywanym Wielkim, jak dokonywały się najważniejsze wydarzenia zbawcze? Zobaczmy, jak te szczególne dni opisuje Francois Mauriac. Idźmy z nim za Chrystusem dzień po dniu, chwila po chwili.
Wdowi grosz
Walka Synagogi z Synem Człowieczym utknęła na martwym punkcie. Faryzeusze nie pytają Go o nic, nie chcą bowiem być upokarzani w obecności tłumu. Knowania trwają nadal, na razie więc są cierpliwi. Czasem Nazarejczyk prowokuje ich: „Jakże mówią, że Chrystus jest synem Dawida?... Dawid nazywa Go Panem; jakże więc jest synem jego?” (Łk 20,41.44). Ale oni unikają Go i przygotowują swoją krwawą odpowiedź.
W oczekiwaniu swej godziny Syn Człowieczy przestał niemal zupełnie działać. Przygląda się przechodzącym ludziom: odzianym w długie szaty uczonym w Piśmie, którym wszyscy się kłaniają z powodu ich nie kończących się modłów, wiernym wrzucającym swoje dary do skarbony. Oparty o filar w otoczeniu ludu, Jezus gromi faryzeuszy i drwi z nich, lecz wzrusza Go wdowa, która składa Bogu dar ze swojego niedostatku. Cóż warta jest jałmużna, która nie stanowi dla nas żadnego uszczerbku? Może i my nigdy nie daliśmy nic?
Proroctwo o zburzeniu świątyni i końcu świata
I tak w ciągu tych ostatnich godzin Jezus, będąc pozornie już poza walką, przygląda się przechodniom, podobnie jak śledzony przez policję dzisiejszy agitator siedzi na tarasie kawiarni wiedząc, że w każdej chwili może być zatrzymany. Nie interesowały Go już twarze ludzkie, wzrok utkwił w Świątyni. Nagle rozległ się koło Niego znajomy głos: „Mistrzu, patrz, co za kamienie i jakie budowle” (Mk 13,1). A Jezus rzekł:
„Nadejdą dni, w których z tego, co widzicie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony” (Łk 21,6).
Nikt z tych, którzy szli za Nim, nie ośmielił się odezwać, podczas gdy Jezus przechodził przez Cedron, płynący u stóp Świątyni, i wstępował na Górę Oliwną. Ale wszyscy byli przygnębieni tym proroctwem - najgorszym, jakie Żyd mógł usłyszeć. Wreszcie zdecydowali się wszyscy naraz: „Nauczycielu, kiedy to będzie i co za znak, gdy się to zacznie?” (Łk 21,7).
Bóg-Człowiek, u kresu drogi, na pół już wyzwolony z czasu, w którym był pogrążony przez trzydzieści lat, mówić teraz będzie nie biorąc pod uwagę czasu, jest bowiem Jezusem, Panem, dla którego zgodnie ze słowami jednego z listów Kefasa „...jeden dzień znaczy tyle, co tysiąc lat, a tysiąc lat jako jeden dzień” (2 P 3,8).
Wielu ludzi było zaniepokojonych tą przepowiednią zburzenia Świątyni i miasta, połączoną z proroctwem dotyczącym końca świata. Wiara wielu z nich została zachwiana słowami: „Zaprawdę powiadam wam, nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie” (Łk 21,32).
Tak, pokolenie to było świadkiem i ofiarą prześladowania chrześcijan oraz oblężenia i zburzenia Jerozolimy. Jedynie chrześcijanie zdołali ujść rzymskim wojskom i znaleźć schronienie w górach, tak jak to im zalecił Pan: „Gdy tedy ujrzycie Jeruzalem wojskiem otoczone, wówczas wiedzcie, że się przybliżyło spustoszenie jego. Wtedy ci, którzy są w Judei, niech uciekają w góry” (Łk 21,21), „...a kto jest na roli, niechaj nie wraca, aby zabrać płaszcz swój” (Mk 13,16).
Jezus jednak nie określa czasu, jaki upłynie między zburzeniem Jerozolimy a znakami na niebie i nawałnicami morskimi, które będą zapowiedzią początku końca: „Jeruzalem deptane będzie przez pogan, aż się wypełnią czasy narodów” (Łk 21,24). Z chwilą gdy Jezus zaczyna śledzić bieg historii, przestaje być przewidującym przyszłość człowiekiem; jest Synem Bożym, który nie biorąc pod uwagę ciągłości czasów wołał do faryzeuszy: „Pierwej nim Abraham był, jam jest” (J 8,58).
I On, który wszystko wie, wie również, że na to, co On widzi, uczniowie Jego patrzą w inny sposób i że to ich wprowadzą w błąd. Ale ten błogosławiony błąd uzbroi ich w nadzieję dość silną, by umożliwić im zdobycie ziemi. Nie będzie już dla nich miała żadnego znaczenia chwała tego skazanego na rychłe zatracenie świata. Gdyby przypuszczali, że po dziewiętnastu wiekach ludzie będą jeszcze oczekiwali przyjścia Syna Człowieczego, może by usnęli.
W rzeczywistości Pan nie biorąc pod uwagę czasu nie wprowadza ich w błąd. Dla każdego z nas bowiem świat się kończy w dniu naszej śmierci. I prawdą jest, że nikt z nas nie zna dnia ani godziny swojej śmierci i nikt nie wie, kiedy zagaśnie dla niego słońce, kiedy księżyc przestanie opromieniać srebrzystym blaskiem ogrody naszego dzieciństwa i wszystkie gwiazdy znikną naraz w tej olbrzymiej ciemności, która się nad nami zamknie. W życiu każdego z nas, w chwili kiedy się najmniej spodziewamy, zjawia się antychryst, przychodzą fałszywi prorocy z trucizną i czarodzieje ze swoimi miłosnymi napojami: „Czuwajcież tedy, bo nie wiecie dnia ani godziny” (Mt 25,13). Głupie są panny, które nie zabrały z sobą oliwy do lamp i zasnęły dlatego, że oblubieniec się spóźniał, aż dopiero o północy zostały obudzone przerażającym wołaniem. „Oto oblubieniec nadchodzi” (Mt 25,6). Straszliwa groza nagłej śmierci.
I niewątpliwie nadejdzie dzień, kiedy Jezus przyjdzie w obłoku niebieskim z mocą wielką i majestatem. I dnia tego „czas narodów” ukaże się nam w takim samym skrócie, w jakim go widział Jezus w dniach swojego Wcielenia. W blasku tym ukaże się los nie tyle narodów i królestw, ile każdej poszczególnej duszy ludzkiej, historia świata sprowadzi się do miliardów dziejów indywidualnych. I wszystkie kozły znajdą się po lewicy Króla, wszystkie zaś owieczki po Jego prawicy.
„Wtedy rzecze Król tym, którzy będą po prawicy Jego: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, i posiądźcie Królestwo zgotowane wam od założenia świata. Albowiem łaknąłem, a nakarmiliście mię; pragnąłem, a daliście mi pić; gościem byłem, a przyjęliście mnie, nagim, a przyodzialiście mię, chorym, a nawiedziliście mię, więźniem, a przyszliście do mnie. Wtedy sprawiedliwi odpowiedzą Mu mówiąc: Panie, kiedyśmy Cię widzieli łaknącym, a nakarmiliśmy Cię, pragnącym, a daliśmy Ci pić? Kiedyż to widzieliśmy Cię gościem, a przyjęliśmy Cię, albo nagim i przyodzialiśmy Ciebie? Kiedyśmy Cię widzieli chorym albo więźniem, a nawiedziliśmy Ciebie? A odpowiadając Król rzecze im: Zaprawdę powiadam wam, coście uczynili jednemu z tych moich braci najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25,34-40).
Cóż to za krzepiąca nadzieja! Ci więc wszyscy, którzy dopiero wtedy dowiedzą się, że ich bliźnim był Jezus, należą do tych niezmiernie licznych, którzy nie znali Chrystusa albo o Nim zapomnieli. W przeciwnym bowiem razie nie zapytywaliby Go o to. A jednak to właśnie oni są najbardziej umiłowani. Każdy, kto miłuje bliźnich swoich, niezależnie od swojej woli służy Chrystusowi. Chociaż sądził, że Go nienawidzi, poświęcił mu całe życie swoje, Jezus bowiem utajony jest wśród ludzi, ukryty w ubogich, w kalekach, w więźniach, w cudzoziemcach. Wielu z tych, którzy służą Mu z urzędu swego, nigdy nie wiedziało, kim On jest; wielu innych, nie znających Go nawet z imienia, usłyszy w ostatnim dniu słowo, które im otworzy bramy szczęśliwości: „Ja byłem tymi dziećmi, ja byłem tymi robotnikami, ja płakałem na tym łóżku szpitalnym, ja byłem tym mordercą, którego pocieszałeś w celi więziennej”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |