Co wydarzyło się w tygodniu dziś nazywanym Wielkim, jak dokonywały się najważniejsze wydarzenia zbawcze? Zobaczmy, jak te szczególne dni opisuje Francois Mauriac. Idźmy z nim za Chrystusem dzień po dniu, chwila po chwili.
Jezus przed Herodem
Morderca Jana Chrzciciela od dawna już chciał ujrzeć słynnego Jezusa i z początku przyjął Go z pewną wystawnością, w otoczeniu swojej straży i dworu. Wygląd tego biedaka musiał go zmieszać. Mimo to zasypał Go pytaniami. Ale Syn Człowieczy milczał jak posąg. Pomimo wrzasków uczonych w Piśmie nic nie odpowie temu „lisowi”, jak nazwał kiedyś Heroda. Tetrarcha i jego dwór to był ten świat, za który Jezus się nie modlił. Kapłani wzbudzali w Nim mniejszą odrazę niż ci ludzie popełniający drobne przestępstwa, ci plotkarze, te męty uważające się za elitę.
- Nie! Więc to jest Jezus? Cóż za rozczarowanie! Choćby tylko za to zasługuje na śmierć.
- Mówiono mi przecież, że On jest piękny! Ależ jest okropny! Zupełnie nie wygląda na proroka! Można by Mu
dać jałmużnę.
- To niesłychane, jak powstaje opinia!
- Jan Chrzciciel to był jednak ktoś. Wobec niego Ten jest niczym. Nie dorasta mu do pięt. Podszywa się pod niego!
- Nie! Spójrzcie tylko na Jego minę. Za kogo On siebie ma, ten biedak?
- Wydaje Mu się, że wzruszy nas swoim milczeniem...
Nic nie wskórawszy i nie mogąc wydobyć z Jezusa ani jednego słowa, Herod naigrawając się z Niego kazał Go przyodziać w białą szatę i odesłał do Piłata, do swojego przyjaciela Piłata.
Barabasz
Rzymski dostojnik musiał więc szukać innego wyjścia z sytuacji i zdawało mu się, że znalazł je, gdy ktoś przypomniał, że jest w zwyczaju ułaskawiać na święto Paschy jednego więźnia wskazanego przez lud. Prokurator wyszedł więc znowu do Żydów, oni zaś przestali krzyczeć chcąc usłyszeć jego słowa: „Ja żadnej winy w Nim nie znajduję. Jest wszakże u was w zwyczaju, abym wam jednego wypuścił na Paschę. Chcecie więc, a wypuszczę wam Króla żydowskiego” (J 18,38-39).
Jeżeli tak Go nazywał przez ironię, popełnił wielki błąd! Uczeni w Piśmie i kapłani pełni wściekłości podburzali tłumy namawiając, żeby żądały wypuszczenia zbója Barabasza. Rozległ się jeden wielki okrzyk:
- Barabasza! Barabasza!
Piłat wycofał się, ale chciał jeszcze wyrwać niewinnego z rąk tych oszalałych gniewem ludzi. Ponieważ nie mógł wymyślić nic innego, jego pobłażliwość Rzymianina natchnęła go okrutnym pomysłem - doprowadzić tego człowieka do takiego stopnia poniżenia i sponiewierania, żeby nikt już nie mógł przywiązywać najmniejszego znaczenia do Jego rzekomej królewskiej godności. Chcąc wydrzeć Go temu stadu wilków, wydał Jezusa żołnierzom. Piłat wiedział, jak ci ludzie potrafią się wywiązać z takiego zadania - po wyjściu z ich rąk żydowski Król wzruszy nawet sanhedrytów, wzbudzi litość nawet tych kapłanów bez serc.
Biczowanie
Żołnierze zabrali Go więc - cóż to będzie za zabawa! Rzemienie zakończone były ołowianymi kulkami. Wszystkie nasze pocałunki, wszystkie uściski, całą hańbę ciał stworzonych na przybytek Miłości, całe upodlenie cielesne, wszystkie grzechy nie tylko przeciw łasce, ale i przeciw naturze - wszystko to Syn Człowieczy przyjmuje na siebie. Brocząca z Jego ciała krew owija Go pierwszym szkarłatnym płaszczem, żołnierze narzucą nań drugi, z tkaniny, która przylgnie do poranionej skóry. Na ziemi leżą łuczywa, wiązki chrustu. „Poczekaj, uplotę Mu koronę z cierni, temu królowi! Masz, wetknij Mu trzcinę w łapy...” I naigrawali się z Niego. „Witajże, królu żydowski!” (J 19,3). Klękali przed Nim, pochylając się, i bili Go pięściami po twarzy, która była już teraz jedną wielką raną.
Ecce Homo
Gdy Rzymianin zobaczył, co się stało z tym Żydem - żołnierze bowiem dobrze wywiązali się z zadania - nabrał otuchy: widok tej nieszczęsnej istoty przejmie wstydem tych, którzy Go wydali. Wyszedł do nich osobiście, aby ich zawiadomić (z miną, która miała oznaczać: Nie macie pojęcia, co zobaczycie):
„Oto wyprowadzam Go do was, abyście się przekonali, że nie znajduję w Nim żadnej winy” (J 19,4).
Wrócił po Jezusa i ukazał się ponownie, popychając przed sobą bezwładną, sztywną postać odzianą w szkarłatne łachmany, w koronie cierniowej na głowie, z oplutą, pokrytą krwią i ropą twarzą, do której poprzylepiały się kosmyki, włosów.
„Oto człowiek” (J 19,5).
Nie padli na kolana. Gdzie byli uzdrowieni trędowaci, oswobodzeni od czartów opętani, ociemniali, którym przywrócił wzrok? Wielu z tych, którzy wierzyli w Niego, którzy mieli jeszcze nadzieję wbrew wszelkiej nadziei, straciło teraz resztę wiary na widok tej postaci niepodobnej do człowieka. Ach! Niech sczeźnie! Niech przepadnie! I oni wierzyli w coś takiego! Co za hańba!
Olbrzymi krzyk: „Ukrzyżuj Go” przeraził prokuratora. Usiłował jeszcze ich przekrzyczeć, wołając: „On jest niewinny”, ale wtedy jeden z kapłanów wystąpił z tłumu. Zapanowała wielka cisza, przemawiał on bowiem w imieniu wszystkich:
„My Zakon mamy, a według Zakonu powinien umrzeć, bo się za Syna Bożego podawał” (J 19,7).
Piłat uląkł się jeszcze bardziej. „Syn Boży” - cóż to znaczy? Wrócił więc do pretorium, przywołał Jezusa i zadał Mu to zdumiewające pytanie: „Skąd jesteś?” (J 19,9).
Prokuratorowi nie chodziło o doczesne pochodzenie Jezusa. Niewątpliwie Rzymianin czuł w tym rozbitku olbrzymią moc, której nie pojmował. Ale Chrystus milczał. Piłat zniecierpliwił się - czyż ten Człowiek nie wie, że Jego sędzia ma władzę albo ukrzyżować Go, albo wypuścić?
„Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci nie było dane z wysoka. Dlatego ten, który mnie tobie wydał, większego dopuścił się grzechu. I odtąd Piłat starał się Go uwolnić. Ale Żydzi wołali mówiąc: Jeśli Go wypuścisz, nie jesteś przyjacielem cesarskim. Każdy bowiem, kto się królem ogłasza, sprzeciwia się cesarzowi. Usłyszawszy te słowa Piłat wyprowadził Jezusa na zewnątrz i zasiadł na trybunale, na miejscu, które się zwie Litostrotos, a po hebrajsku Gabbata. A był to dzień Przygotowania Paschy, godzina prawie szósta. I rzekł do Żydów: Oto król wasz. A oni zawołali: Precz, precz z Nim, ukrzyżuj Go. Rzecze im Piłat: Króla waszego mam ukrzyżować? Odpowiedzieli przedniejsi kapłani: Nie mamy króla, jeno cesarza” (J 19,11-15).
Groźna odpowiedź. Piłat zrozumiał, że posunął się za daleko, że jeżeli uratuje tego nieszczęśliwca, zostanie za to oskarżony w Rzymie. I znalazł wybieg, żeby uniknąć prawnej odpowiedzialności - obmył ręce przed tłumem i oświadczył, że nie winien jest krwi tego sprawiedliwego. Odpowiadać za to będą Żydzi. A nieszczęsny lud wołał: „Krew Jego na nas i na syny nasze” (Mt 27,25). Spadła na nich ta krew i dotychczas ciąży, ale nie na wieczne potępienie - miejsce Izraela zachowane jest po prawicy Syna Dawidowego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |