Sześć homilii
ks. Tomasz Horak
Wracałem ze szpitala. Przede mną szedł mężczyzna, trzymany za rękę dreptał przy nim mały chłopczyk. Rozmawiali o ciężko chorej mamie, o pieniądzach, o zepsutej lodówce, o jakiejś Basi, która złamała nogę. Sprawy były aż za bardzo dorosłe na wiek małego rozmówcy. W pewnym momencie mały stanął, pociągnął ojca za rękę, popatrzył do góry i zapytał: „Tato, kiedy już wreszcie nie będziemy mieli kłopotów?”. Mężczyzna schylił się, wziął malca na ręce, przytulił i powiedział: „Kłopoty będą zawsze. Ale my się nie poddamy, nie jesteśmy sami”. Postawił syna na ziemi, skręcił w boczną ulicę. A ja zastanawiałem się, kogo miał na myśli, mówiąc „nie jesteśmy sami”.
Nie mieć kłopotów! To przecież praprzyczyna wszystkich rewolucji i społecznych utopii: tak zorganizować świat wokół siebie, aby... Aby co? Raj na ziemi osiągnąć? Jak dotąd nie udało się. Mało tego, wszystkie rewolucje i utopie powodowały nasilenie niedoli człowieka. Ludzkość wiele osiągnęła. Wystarczy wspomnieć postęp medycyny i techniki, co pozwala godniej żyć. Jednak kondycją stworzenia jest przemijanie i jest ono nieuniknione. Dlatego nieuchronne są trudności, kłopoty i ból.
Chodził kiedyś po ziemi Boży Syn, miał ziemski życiorys i nadziemską moc. Uzdrawiał, wskrzeszał, burzę uciszył, chleb rozmnażał. Nakarmił tysiące – dziesiątki tysięcy głoduje. Wicher ucichł – huragany wciąż pustoszą ludzkie sadyby. Wskrzeszał – miliony grobów znaczną ziemię. Uzdrawiał wielu – chorują wszyscy. Zwątpienie przeze mnie przemawia? Nie. Realizm. Bo wiem (taka jest moja wiara), że Bóg nie popełnił błędu, nie pomylił się stwarzając świat i mnie na tym świecie.
Święty Paweł cztery razy powtórzył dziś słowo „miłosierdzie”. Nie lubimy tego wyrażenia. Miłosierdzie kojarzy się nam z litością. Nie jest to fałszywe skojarzenie, ale też nie najtrafniejsze. Paweł (semita piszący po grecku) pojmuje miłosierdzie jako zwrócenie się ku komuś, bycie dla kogoś. Więcej – miłosierdzie to wierność wobec samego siebie i wobec dobrowolnie akceptowanych więzów łączących z innymi (Biblia nazywa to przymierzem). Żadne porównanie miłosierdzia człowieczego z Bożym nie jest pełne. My możemy zaradzić tylko najdotkliwszym brakom. Zaś Boże miłosierdzie – to odwieczny plan obdarowania wszystkich pełnią dobra. Nie jesteśmy w stanie ogarnąć myślą takiej perspektywy. Dlatego tak boleśnie odczuwamy wszelkie niedostatki. A przecież Bóg wszystkim winien jest samego siebie, bo sam tak zdecydował. To jest jego miłosierdzie: wierny samemu sobie, zwracający się ku nam Bóg stał się człowiekiem. Jezus (ziemskie imię Bożego Syna) stał się znakiem i zapowiedzią zbawienia.
To kolejne słowo naszego skarbca wiary: zbawienie. „Tato, kiedy już wreszcie nie będziemy mieli kłopotów?” – przecież to jest pytanie o zbawienie, o wyzwolenie ze wszystkiego, co boli. Potrzebne było miłosierdzie Jezusa wobec spotykanych ludzi. Potrzebne jako znak, jako zapewnienie dane całym pokoleniom, że ponad niedolą człowieka jest moc Boga. I Jego dobroć. I Jego wierność wobec siebie i wobec nas. Jednym słowem: Jego miłosierdzie, które owocuje zbawieniem.
Jezus mówi: „Jestem posłany tylko do owiec, które zginęły z domu Izraela”. Zaskakujące. Czyżby Bóg czynił różnice? Apostoł Paweł wyjaśnia: „Bóg wszystkim okaże miłosierdzie”. Sam zresztą Jezus odpowiedział proszącej kobiecie bardziej mocą niż słowem: dziecko zostało uzdrowione. Jakiś czas później nakazał apostołom: Idźcie na cały świat, nauczajcie wszystkie narody (Mk 16,15; Mt 28,19). Nie, Bóg różnic nie czyni. Jego plan zbawienia wszystkich, okazania wszystkim miłosierdzia, spełnia się w czasie. Jednym z etapów było przyjście Syna Bożego na świat, a to musiało dokonać się w jakimś narodzie i w jakiejś epoce. Do dziś nie wszędzie dotarła wyzwalająca moc Ewangelii.
„Niech wszystkie ludy sławią Ciebie, Boże” – refren dzisiejszego psalmu. I słowa proroctwa: „Dom modlitwy dla wszystkich narodów”. I kobieta z Ewangelii – reprezentantka wszystkich narodów: Odmowa z jaką się spotkała, wyzwoliła jej głęboką, ufną wiarę. Tę wiarę Jezus dostrzegł: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara!” To znaczy, żeby wejść w krąg mocy i dobroci Boga, trzeba i wystarczy uwierzyć. Dla nas „uwierzyć”– to przekonać się o czymś, bez oczywistości, lecz na mocy czyjegoś autorytetu. W Biblii „uwierzyć” to zdać się na kogoś, oprzeć się na nim, związać się z nim żywymi więzami. Wiara to nie rozumowe przytakiwanie, lecz wewnętrzna więź osób.
Żeby wejść w krąg mocy i dobroci Boga potrzeba wiary... Tymczasem człowiek bardziej wierzy w siebie i sobie niż Bogu. Zadufany w swą mądrość i potęgę bierze się do zbawiania świata wedle własnych pomysłów, siłą narzucając swoje idee innym, a zarazem walcząc z Bogiem. My, chrześcijanie, odpowiadamy jak ów ojciec dziecku: „Kłopoty będą zawsze. Ale my się nie poddamy, nie jesteśmy sami”. Z nami jest Bóg, któremu uwierzyliśmy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |