Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Kościół, świątynia. Nie chodzi tylko o użyteczność. To w swoim podstawowym wymiarze także wymiarze znak. Na który nakłada się też wiele innych.
Z cyklu "Znaki wiary"
Jest w Biblii sporo obrazów Kościoła: (mistyczne) ciało Chrystusa, owczarnia, winnica, krzew winny, małżonka Boga, Nowe Jeruzalem, o najbardziej podstawowym, jakim jest idea ludu Bożego już nie mówiąc. Wszystkie na swój sposób przybliżają tę wymykającą się definicjom rzeczywistość. Nie wchodząc w zawiłości skąd nazwa (może tylko sygnalizując, że greckie słowo tłumaczone na polski jako Kościół, ἐκκλησία ekklesia „zwołanie, zgromadzenie” od ἐκ κάλεο czyli „wołam spoza, zwołuję”) warto zauważyć, że tak samo nazywamy zgromadzenie ludu Bożego jak i budynek, w którym to zgromadzenie się odbywa. Różni je tylko pierwsza litera – Kościół i kościół. Pierwszy jest wspólnotą, drugi budynkiem. A że wśród wspomnianych biblijnych obrazów Kościoła znajduje się i taki, w którym mowa jest o Kościele (z wielkiej litery) jako Bożej budowli, trudno i samych naszych świątyniach ważnego znaku się nie dopatrywać.
W obrazach biblijnych
Temat to szeroki, wchodzący trochę we wspomniana już tematykę Kościoła jako Nowego Jeruzalem czy podobnych obrazów apokaliptycznych, ale my skoncentrujmy się na symbolice najbardziej podstawowej. Tym, o czym pisali św. Paweł i św. Piotr. Ten pierwszy, w swoim pierwszym liście do Koryntian (3, 9-13) obrazował:
My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą. Według danej mi łaski Bożej, jako roztropny budowniczy, położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest.
Piękny tekst. Zauważmy tylko to, co najistotniejsze w naszym temacie: Kościół to budowla, której fundamentem jest Chrystus. Z kolei w drugim liście tegoż Pawła do tychże Koryntian (2,6) czytamy:
Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego - według tego, co mówi Bóg: „Zamieszkam z nimi i będę chodził wśród nich, i będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem”.
Drugi ważna charakterystyka tej budowli: to dom Boga, mieszka w niej Bóg. Zauważmy też, co napisał św. Paweł do Efezjan:
A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga - zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.
Ciut inaczej, prawda? Tu fundamentem są apostołowie i prorocy (nie starotestamentalni, ale ludzie mający w Kościele tamtego czasu ducha proroctwa). Chrystus jest kamieniem węgielnym, tym pierwszym, najważniejszym elementem budowli, od której wszystko się zaczyna i który, jak napisał Paweł, zespala całą budowlę, jest podstawą jedności tego, co jest budowane. Wyraźnie jest tu jednak też dodane kto buduje. Ano wszyscy wierzący w Chrystusa. Zauważmy: każdy z nich ma sam stać się też świątynią, mieszkaniem Boga przez Ducha. Znany temat: ludzie spotykając chrześcijanina mają spotykać Boga, Chrystusa.
I w końcu z 1. Listu św. Piotra (2, 4-5):
Zbliżając się do Tego, który jest żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym, wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa.
Pojawia się nowość: chrześcijanie nie tylko budują tę świątynię Kościoła, ale są też jej budulcem, kamieniami. I w tej żywej świątyni zbudowanej na fundamencie Chrystusa, apostołów i proroków, tworzonej przez wierzących, ma dokonywa się uwielbienie Boga.
Podsumujmy zbierając wątki: Kościół to budowla, której kamieniem węgielnym i fundamentem jest Chrystusa. Fundamentem, nie tak „podstawowym” jak Chrystus, są też apostołowie i prorocy. Każdy chrześcijanin – kolejnym kamieniem, kolejną cegłą w tej budowli. W takim właśnie Kościele mieszka Bóg. I w takiej świątyni, zbudowanej z ludzi – z natury przecież niedoskonałych – dokonuje się uwielbienie Boga.
Budowla kościoła – znak Kościoła
Bywa, że kościoły budowane są z drewna. Wtedy ten obraz nie jest jasny. Ale te zbudowane z kamieni czy cegieł są zawsze przypomnieniem tego, czym jest Kościół (przez wielkie K). Fundamentów nie widać, ale być muszą; bez nich budowla by się zawaliła. I to fundamenty – Chrystus, apostołowie – są wyznacznikiem podstawowych założeń tej budowli. Ściany mogą wyglądać różnie, różnie mogą wyglądać zdobienia. Ale fundamentów ruszać nie wolno, bo budowla przestaje być tym, czym miała być. To podstawowa prawda wynikająca z tego obrazu Kościoła i jednoczenie znaku, jakim jest kościelny budynek.
A ściany? Zdziwiło mnie kiedyś, gdy oglądałem pewien stary kościół, że obok kamieni o prostokątny kształcie, pięknie ułożonych, pojawiały się też kamienie nieforemne, ułożone trochę tak, jakby budowniczemu zabrakło materiału i ten kawałek mury sklecił z byle czego. Tyle że nie były to jakieś wierzchołki kościelnego muru, ale jego dół. Pomysł, że zabrakło materiału, odpadał. Dopiero przewodnik wyjaśnił w czym rzecz: to był celowy zabieg. Ta kamienna, nieotynkowana ściana kościoła miała w zamyśle budowniczych uzmysławiać, że budowlę Kościoła (przez wielkie K) tworzą święci i grzesznicy, „doskonali” i „niedoskonali”. Trzeba przyznać przenikliwe wyrażenie teologicznej prawdy.
A reszta tych budowli? Pomysły architektów bywają różne i trudno preferować jakiś jeden. Mamy kościoły „bazylikowe” z jedną, trzema albo i pięcioma nawami (bez większej symboliki, po prostu tak się budowało w przedchrześcijańskim Rzymie), mamy kościoły budowane na planie krzyża – z nawa poprzeczną (symboliki nie trzeba wyjaśniać), mamy kościoły – rotundy (koło znakiem doskonałości), mamy, zwłaszcza dziś, jeszcze wiele innych koncepcji architektonicznych, które uwypuklają tę czy inna prawdę o Kościele. Mamy dawne kościoły zbudowane tak, że ołtarz jest bardzo daleko od wejścia. Znak tego, że do Boga prowadzi daleka droga, że jest On daleko od profanum codzienności, że trzeba się do Niego zbliżać. Ważny prawda o Kościele w drodze. Mamy kościoły zbudowane tak, by zgromadzeni jak najdosłowniej otaczali ołtarz – Eucharystia tworzy przecież Kościół, ona jest jego źródłem i szczytem. Mamy przy kościołach bądź będące elementem samej bryły świątyni strzeliste wieże z dzwonami. By było lepiej słychać, ale i jednocześnie będące wskazaniem na niebo. Mamy też różne style budowania kościołów i ich strojenia. W romańskich mocne mury bo kościół czasem musiał zamienić się w minitwierdzę. Ergo: w Kościele jesteś bezpieczny. Mamy strzeliste mury gotyku, w których wszystko wskazuje na niebo, a rozświetlające wnętrza światło (witraże!) ma dawać swoim pięknem przedsmak jasności nieba. Mamy kościoły barokowe, w których chodziło o przepych; też podobnie jak w gotyku, ale przy użyciu innych środków, chodziło o pokazanie, że kościół to jakby przedsionek nieba. No i to pokazanie: Bogu dajemy co mamy najlepsze. Pomysłów było i jest więc bardzo wiele. Zresztą istotny jest też wystrój kościoła, jego malowanie, figury, zdobienia....
Ale najważniejszy pozostaje ten podstawowy wymiar znaku świątyni, znaku kościoła: u podstaw Chrystus i apostołowie, my, doskonali czy nie, budujący ten Kościół, który jest wspólnotą wierzących; ten Kościół, w którym – nawet niedoskonałym – mieszka Bóg i w którym (czy której, bo chodzi o Kościół – wspólnotę) można Boga spotkać.
Pozostaje parę pytań. Po pierwsze na ile Kościół jest dziś czytelnym znakiem Chrystusa? Czytelnym, bo Chrystus jest w nim na pewno. Przez głoszone w nim słowo, przez sakramenty (zwłaszcza Eucharystię) przez wspólnotę, przez miłość... Po drugie, niezwykle ważne, jaki ze mnie kamień czy cegła. Słyszymy często narzekania, że Kościół jest taki czy owaki. A ja, tworzący jego ściany? Jestem kamieniem mocnym, zespolonym z innymi, czy zmurszałym, kruszącym się, odklejonym od reszty i robiącym wyłom w monolicie? Albo i próbującym przyłączyć się do jakieś innej budowli, bo z tej to już niby nic nie będzie? Bo jeśli więcej takich byle jakich kamieni nic dziwnego, że Kościół może być postrzegany jako rudera.... No i jeszcze jedno: jaką świątynią Boga jestem ja? Czy spotykając się ze mną ludzie spotykają Chrystusa?
Świątynia, zwyczajna budowla. A tyle sensów, znaków, tyle pytań, także do rachunku sumienia...
-------------------------
Jeśli czegoś Ci tu brakowało, dopisz sam
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |