Opowiadania różańcowe

Jeżeli świadectwa tu zapisane zbliżą kogoś do Boga i Maryi, ukażą piękno modlitwy różańcowej, pomogą w zgiełku życia odnaleźć drogę jasną i prostą, to spełnią swoją rolę.

Zawdzięczam Jej dziecko


Opowieść Anety

Od dziecka nie potrafiłam nawiązywać kontaktów z ludźmi. Byłam, jak to mawiała moja mama, odludkiem. Na podwórku dzieci potrącały mnie, poszturchiwały, przezywały „Aneta - głowa nie ta". Uciekałam więc do domu, gdzie bawiłam się sama. Bardzo lubiłam rysować, więc wszystkie swoje smutki, radości i marzenia przelewałam na papier.
W domu też czułam się niepewnie. Ojciec rzadko bywał w domu, gdyż był marynarzem, a matka ciągle pracowała. W końcu była nas czwórka. Mama nie miała łatwego charakteru, była wybuchowa i za najdrobniejsze przewinienia karała nas surowo. Moi bracia bardzo często zrzucali na mnie winę za swoje psoty, a ja nie potrafiłam się obronić. Toteż rosłam w przeświadczeniu, że jestem do niczego, że nikt mnie nie lubi i zawsze tak będzie.
Tak też było w szkole podstawowej i w liceum. Byłam szarą myszką, która nie odzywała się nie pytana i w ogóle przepraszała w duchu wszystkich, że żyje.
Miałam jednak jedną przyjaciółkę. Była nią moja babcia Mania. Przyjeżdżała do nas często, aby pomóc mojej mamie. To ona opowiadała mi do snu najpiękniejsze bajki, chwaliła zawsze moje rysunki. To ona zabierała mnie na Mszę do kościoła i nauczyła mnie się modlić.
Przyjazdy babci Mani były dla mnie prawdziwym świętem. Chętnie pomagałam jej w kuchni, śpiewałam z nią piosenki i odmawiałam różaniec. Babcia siadała po obiedzie na kanapie i wyjmowała z małej portmonetki malutki, brązowy różaniec. Przymykała oczy i zaczynała „Wierzę w Boga". Ja siedziałam obok i wpatrzona w jej szepczące wargi, modliłam się razem z nią. To było moje popołudnie z babcią Manią.
Mijały lata. Babcia przyjeżdżała do nas coraz rzadziej. Później poważnie zachorowała i umarła. Płakałam całe dnie. Przestałam jeść, spać i uczyć się. Mama poszła ze mną wtedy do lekarza, który zapisał mi krople na uspokojenie. Po pewnym czasie czułam się już lepiej, ale wciąż miałam żal w sercu, nawet i do Pana Boga, że straciłam swoją najlepszą przyjaciółkę. Zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej.
Inne dziewczyny miały chłopców, były śmiałe i elokwentne, tylko ja byłam zawsze sama. Nie byłam brzydką dziewczyną, tylko zalęknioną i samotną. Nigdy z nikim nie nawiązywałam kontaktu jako pierwsza. Było mi z tym bardzo źle, ale nie umiałam temu zaradzić.
Wtedy do mojego brata Marka zaczął przychodzić jego kolega Robert. Był miłym i bardzo wesołym chłopakiem. Potrafił żartować jak nikt inny. Wtedy i ja się śmiałam. Nawet nie wiem, jak to się stało, że zakochałam się w Robercie. To była moja pierwsza miłość. Oczywiście nikt o tym nie wiedział.
Nadeszły moje dwudzieste urodziny. W tym dniu Robert przyszedł po coś do Marka i został u nas na uroczystej, urodzinowej kolacji. Następnego dnia przyniósł mi duży bukiet kwiatów, a później zaprosił na kawę.
Byłam bardzo szczęśliwa, ale też przerażona. Bałam się, że odgadnie moją tajemnicę. Uspokoiłam się, gdy okazało się, że nie domyśla się, jakim uczuciem go darzę. Od tej chwili przychodził do nas częściej, zabierał mnie na spacery i wycieczki. Podczas jednej z nich wyznał, że mnie kocha. Nie mogłam w to uwierzyć. Wreszcie ktoś zwrócił na mnie uwagę. Wydawało mi się nawet, że nie jestem godna jego miłości.
Po kilku miesiącach wspólnie spędzanego czasu odważyłam się wszystko mu opowiedzieć. I właśnie wtedy uległam Robertowi. Kochałam go tak bardzo, że liczył się dla mnie tylko on.
Po miesiącu zaczęłam się gorzej czuć. Poszłam do lekarza. Diagnoza była jednoznaczna. Byłam w ciąży.
Moja rodzina była oburzona. Bracia nie zostawili na mnie suchej nitki. Robertowi zakazano wizyt w naszym domu. Nie było to trudne, gdyż właśnie rozpoczął studia w odległej Warszawie. Jednak mnie nie zostawił. Dzwonił, pisał, aż wreszcie wynajął mieszkanie, podjął pracę i ściągnął mnie do siebie.
Byłam bardzo szczęśliwa, ale niestety krótko. Okazało się bowiem, ze moja ciąża jest zagrożona. Musiałam pójść do szpitala na oddział patologii ciąży, a później leżeć miesiącami w łóżku. Robert okazał się odpowiedzialnym człowiekiem, ale ja popadłam w nerwicę. Pewnego razu, gdy nie spałam kolejną noc, bojąc się o dziecko, przypomniała mi się babcia Mania, która nauczyła mnie modlitwy różańcowej. Wyjęłam z szafki babciny brązowy różaniec i zaczęłam się modlić. Powiedziałam też o tym Robertowi. Odtąd modliliśmy się razem. Któregoś dnia obiecał mi, że jak tylko będę mogła wstać, weźmiemy ślub. I tak się stało. Tuż przed rozwiązaniem wzięliśmy cichy ślub w kościele. Kilka dni później urodziła się nasza córeczka Dorotka. Modlitwa różańcowa, której nauczyła mnie moja babcia, pomogła mi w tej trudnej sytuacji. Matka Boża uratowała moją Dorotkę. Jestem dziś szczęśliwą żoną i matką.


«« | « | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Kwiecień 2024
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...